[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ani garsteczka ścierwa się nie ostanie.I bardzodobrze - dokończyła zajadle.Mroczek wytrzeszczył oczy.***Szarka z roztargnieniem przeczesywała mokre włosy.Sztywne,wykrochmalone prześcieradło Krotosza miękło już na niej od wilgoci i układało się wcoraz łagodniejsze fałdy.- Jasenka? - rzucił z przekąsem.- O głowę od was ona mniejsza, na gębie smagława i włosy też ma ciemniejsze.Przy tym, cóż ona by u mnie w łazni robiła nigiezłem nie okryta?- Co niby miałam powiedzieć? %7łe wiedzieć chcę, kto mi wiedzmę zmarnował?%7łe mnie teraz sposobu trzeba, by ją z cytadeli dobyć? Dla chłopaka wyście wielkiświat, we wszystko uwierzy, bez różnicy.Teraz dopiero Krotosz przeraził się na dobre.Niech no tylko wyjdzie na jaw,pomyślał, żeśmy wiedzmę uwolnili z wieży, a żadne z nas głowy na Tragankę nieuniesie.Szarka ze zmarszczonymi brwiami skubała skraj prześcieradła.Włosy na jejskroniach przeschły i poczynały skręcać się w drobne pierścienie.- Spichrza nie Targanka.Tu niewiernym schlebiać trzeba a nisko się kłaniać -ostrzegł ją.- Jeśli nie z roztropności, tedy z szacunku dla Fei Flisyon wiedzmę włas-nemu losowi zostawcie.Pomóc jej nie zdołacie, tylko i nas, i siebie zgubicie.- Wy jak dziecko - uśmiechnęła się krzywo.- Czy nie widzicie, że ktoś na mojeżycie nastaje? %7łe nie bez przyczyny trud sobie zadał spośród wszystkich, co do miastaściągnęli, wiedzmę jedną wyłuskać?- Mogło się przytrafić, że ją kto rozpoznał - sprzeciwił się Krotosz.- Nie mogło.Samiście rzekli, nikt z miasteczek nie uszedł.Nikt więc wiedzmynie widział, jak ze zwierzołakami wespół ludzi mordowała.Nie, jedna tylko niewiastawydać nas mogła - jej oczy błysnęły w półmroku.- I jak ją odnajdę, to mi się zewszystkiego skrupulatnie wytłumaczy.Nieprzyjemny dreszcz przeszedł Krotoszowi po krzyżu.- Może się wam o uszy obiło - ciągnęła - czy tu gdzie jakiegoś Psiego yródła nieznają? Albo Psiego Strumyka, albo jakiegoś innego miejsca, gdzie by i psy, i wodabyła?- Wy naprawdę wiedzmich bredni słuchać zamierzacie? - Krotosz w osłupieniuwyłamywał palce.- Wżdy wiedzma głupia, sama nie wie, co gada.- Was wierzyć nie zmuszam.Ale pomyślcie, ilu takich mądrych i przemyślnychniedowiarków szczuracy zagryzli tejże nocy, gdy nas wiedzma z opresji wywiodła.Miałam spokojnie na Jaszczyka poczekać, ale teraz widzę, że co prędzej trzeba miruszać.Bo kiedy wiedzmę w wieży trzymają, to i o mnie wiadomość szybko mieć będą.Chciałam do was niepostrzeżenie przybyć.W przebraniu.Ale teraz nie czas kryć się iw maskarady bawić.Juki mi od skrzydłonia przynieście.- I co? - spytał z przekąsem.- Na ulicę wyjdziecie, przeciwko księciu ludzi burzyć? Czy samopas Wiedzmiej Wieży dobywać będziecie?Zimne, zielone oczy zabłysły i Krotosz pospiesznie zaprzestał kpin.Pamiętał,jak na Tragance, wiele lat temu, dri deoneme ni z tego ni z owego wpadł w szał.Zanimniewolnicy zdołali go powstrzymać, wyrżnął na oślep dobry tuzin błagalników bogini.Skrzydłoń wciąż drzemał na słońcu.Gromadka gapiów przyglądała mu sięciekawie z drugiej strony ulicy.Mógłby kark skręcić jednym uderzeniem skrzydeł,pomyślał Krotosz, z trwogą dotykając grzbietu zwierzęcia.Skrzydłoń zaświergolił,odsłaniając rzędy ostrych zębów, bursztynowe ślepia spoglądały na Krotosza poprzezdługie rzęsy.Kapłan szybko cofnął rękę.Toboły Szarki były zadziwiająco ciężkie, lecz nim zdołał o cokolwiek spytać,dziewczyna wydarła mu je z rąk i zniknęła za parawanem.Kiedy wychynęła z powrotem, odziana była prawie jak jedna z najemniczek, cosię ostatnimi czasy ze wszech stron zbiegały do Spichrzy, zwabione wieściami orychłej wojnie.Wdziała na grzbiet coś niby nabijaną ćwiekami tunikę, brudną iosmaloną, aż strach brał.Nosiła też dwa zakrzywione miecze w czarnych pochwach,podobne owym szabelkom, w których Servenedyjki się lubują, choć bardziej okazałe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl