[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale chce szczegółowej oferty: jaki obszar, dokładnewymiary, cena, jaką jest pan skłonny zapłacić i termin.Chce to mieć na piśmie.Powiedziałam mu, żeto nie stanowi problemu.- Absolutnie żadnego - zapewnił Lassiter.- Natychmiast sformułuję ofertę.Będzie na pani biurku niepózniej niż we wtorek.- Bannon będzie w Denver przez większą część przyszłego tygodnia z powodu rozprawy sądowej,ale dopilnuję, żeby mu ją natychmiast przekazano - obiecała bez cienia wahania,- Tak będzie najlepiej.Proszę zrobić wszystko, żeby przyjął propozycję.- Niech się pan nie martwi.Będzie miał pan tę posiadłość.Mogę to zagwarantować.Jeszcze długo po odłożeniu słuchawki na jej wargach igrał nieznaczny uśmieszek.Lassiter zostaniew końcu właścicielem tej ziemi, choć niezupełnie w taki sposób, jak to sobie wyobraża.Po godzinach pracy w budynku sądu zamierało życie.Bannon siedział na krawędzi biurka portieraze słuchawką przy uchu, wsłuchując się w echo kroków na korytarzu.Bezwiednie pocierałzesztywniały kark, patrząc przez okno na nocną panoramę świateł Denver.Rozległ się sygnał połączenia międzymiastowego, a zaraz potem pierwszy sygnał po tamtej stronie.Po drugim podniesiono słuchawkę.- Ranczo Silverwood.Bannon uśmiechnął się, rozpoznawszy głos córki.- Witaj, Lauro.- Cześć, tato - odezwała się wesoło.- Jak tam rozprawa?- Strasznie się wlecze - poskarżył się.- Co dzisiaj robiłaś?- Wszystkiego po trochu - oświadczyła.- Po szkole wzięłyśmy z Kit stary tobogan i poszłyśmy nanim pozjeżdżać.Było świetnie, tato.Wywaliłyśmy się tyle razy, że całe byłyśmy w śniegu.Musiałyśmy się omiatać szczotką przed wejściem do domu.A potem robiłyśmy pizzę na kolację.Właściwie to zrobiłyśmy dwie, bo ta pierwsza się nam spaliła.Sfajczyła się na węgiel.Ale była niezła.Chociaż ta druga była lepsza.Wiem, o co zaraz zapytasz, zostały mi jeszcze tylko dwa zadania zmatematyki i będę gotowa z lekcjami.- To dobrze.- Kit mówi, że doskonale - odparła Laura.- Jesteś teraz w hotelu?- Nie, jestem jeszcze w sądzie, więc nie mogę długo rozmawiać.Gdzie jest Kit?- Stoi tu obok mnie.Dać ci ją?- Proszę.Usłyszał stłumiony głos Laury:- To tata.Jest jeszcze w sądzie.167 Po drugiej stronie Kit przejęła słuchawkę i odezwała się ciepłym, ożywionym głosem.- Cześć.Co ty tam robisz tak pózno?- Różne czynności przygotowawcze zajęły nam całe przedpołudnie.Potem procedura składaniaprzysięgi trwała nadspodziewanie długo.Sędzia uparł się, że chce mieć wybraną ławę przysięgłych,zanim skończymy na dzisiaj.- To chyba słuszne, choć na pewno męczące.Chyba decydując się na nocleg w Denver miałeśprzeczucie, że coś takiego może się zdarzyć.- Chyba tak.- Przeczucie.wolałby, aby Kit nie użyła tego słowa.Zbyt mocno pasowało doniepokoju, jakiego nie mógł się wyzbyć od chwili spotkania z Sondrą.To wrażenie kazało muzapytać: - Miałaś dziś jakieś wiadomości od Sondry?- Nie.A czemu pytasz? Uważasz, że powinnam mieć? - spytała Kit zaciekawionym, leczswobodnym tonem.- Właściwie nie.- Prawdę mówiąc, sam nie wiedział, o co mu chodzi.Pamiętał jedynie wyraz oczuSondry; spojrzenie zdradzające, iż jest na granicy szaleństwa.Spodziewał się łez, złości, ale nie tego.Bannon otrząsnął się z tego wspomnienia.- Nie wiem nawet, dlaczego zadałem to pytanie.- Po chwilidodał: - Może po prostu za tobą tęsknię.- Ja też za tobą tęsknię.Nie wiem dlaczego, bo przecież Denver nie leży daleko i jutro wieczorembędziesz w domu.A jednak wydaje mi się, jakby to było na zawsze.To głupie, prawda?- Wcale nie.- Wszedł wozny i oznajmił, że sędzia czeka na Bannona w swoim gabinecie.- Muszęjuż iść, Kit.Sędzia poskreślał nazwiska z listy proponowanych przysięgłych.Po tym, jak druga stronazrobi to samo, przyjdzie moja kolej.- Rzucił okiem na zegarek.Wpół do siódmej.- Jak dobrzepójdzie, wyjdziemy stąd za godzinę i o ósmej będę w hotelu.Zadzwonię, jak tylko tam dotrę.Jego prognozy okazały się przesadnie optymistyczne.Było po dziewiątej, gdy Bannon przekroczyłwreszcie próg Brown Palace, najsłynniejszego spośród dawnych Wielkich hoteli w Denver, wciążzachowującego pozory królewskiej elegancji, pomimo iż nadgryzł go nieco ząb czasu.Zmęczony i niespokojny wręczył boyowi teczki, pękate od sądowych dokumentów, i podszedł dolady w recepcji dowiedzieć się, czy są dla niego jakieś wiadomości.Były trzy, wszystkie od Agnes;żadna nie była na tyle pilna, by nie mogła poczekać, aż zadzwoni do Kit i powie Laurze dobranoc.Wsunął zapisane kartki do kieszeni i ruszył w stronę windy, rozluzniając po drodze węzeł krawata.- Bannon, co za niespodzianka.Nie wiedziałem, że zatrzymał się pan w tym hotelu.Patrząc na człowieka, który go zaczepił, Bannona uśmiechnął się z przymusem.- Dobry wieczór, Lassiter.- Mężczyzni uścisnęli sobie dłonie.- Jak się panu wiedzie?- Niezle.Całkiem niezle - odrzekł Lassiter, posyłając Bannonowi pełne samozadowolenia spojrzenie.- Tak na marginesie, za dzień lub dwa będzie miał pan wiadomość od Sondry.- Od Sondry? - Bannon zmarszczył brwi, sam dzwięk tego imienia postawił go na baczność.- Wjakiej sprawie?- W drodze do Denver zatrzymaliśmy się w Aspen i zostawiliśmy tę pisemną ofertę, której się pandomagał.- Pisemną ofertę? Dotyczącą czego? - Zmarszczki na jego czole stały się jeszcze głębsze.- Obawiamsię, że nie rozumiem, o czym pan mówi, Lassiter.Lassiter sprawiał wrażenie rozbawionego reakcją Bannona.- O tej ziemi w górach, ma się rozumieć.Wnoszę z tego, że Sondra nie powiedziała panu, że to jajestem zainteresowany kupnem.- Nie.Ale to nie ma najmniejszego znaczenia.- Spodziewam się, że uzna pan moją ofertę za bardzo korzystną.Mówiąc szczerze, uważam, żebędzie pan zadowolony z tego, że zmienił zdanie i zdecydował się na sprzedaż.Bannon potrząsnął głową.- Nie wiem, skąd wziął pan swoje informacje, ale ta ziemia nie jest na sprzedaż.nie sprzedam jejani panu, ani nikomu innemu.Tym razem Lassiter zmarszczył czoło, niemile zaskoczony.- Według tego, co mówiła Sondra, spotkał się pan z nią w sobotę i zgodził sprzedać ziemię.Niewiem, co pan chce osiągnąć przez [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl