[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Układałam długopisy, wyrzucałam te niepiszące,sprawdzałam, czy pozostałe mają założone skuwki i są ustawionewłaściwą stroną do góry w różowym kubku, a mój puls w końcu zacząłwracać do normy.Potem zabrałam się do górnej szuflady:posegregowałam karteluszki, ułożyłam porozrzucane wi-zytówki w schludny stosik i wrzuciłam wszystkie spinacze do leżą-cego obok pustego pudełka po plastrach.Właśnie miałam się zająćnastępną, kiedy rozległo się pukanie do drzwi i do środka wsunęła sięgłowa Maggie.- Hej, Esther wybiera się do Beach Beans, chcesz coś? Sięgnęłam dokieszeni i wyjęłam portfel.- Dużą potrójną mokkę.Maggie popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.- Rany, zamierzasz zarwać nockę czy jak?- Nie odparłam. Ja po prostu jestem.trochę zmęczona.Skinęłagłową i przeczesała palcami włosy.- Rozumiem.Mnie też mama zaczęła dzisiaj rano suszyć głowę o teformularze do akademików.Najwyrazniej zamierza zmusić mnie dopodjęcia decyzji, bo martwi się, że inaczej nie zdążę dopasować zewspółlokatorką wzorów na pościeli.Jakby to miało jakieś znaczenie.Przez głowę przemknęło mi wspomnienie matki i jej wyniosłegotonu, kiedy odważyłam się zakwestionować jej wybór w sprawie Pro-gramu Pembleton.- O to się martwi?- Ona martwi się o wszystko rzuciła Maggie, machając ręką.-Uważa, że jeśli nie ukończę odpowiednich studiów, poniosę jakąśniewyobrażalną klęskę.- Ale to chyba nic strasznego? - spytałam.Maggie westchnęła.- Nie znasz mojej matki.Nigdy nie byłam dla niej dość dobra.- Dość?- No wiesz, wystarczająco dziewczęca wyjaśniła - bo za bardzointeresowałam się rowerami krosowymi.Wystarczająco towarzyska,bo w liceum miałam tylko jednego chłopaka i nie robiłam skoków wbok.A teraz nie interesuję się wystarczająco studiami.Których nawetnie zaczęłam.- Skąd ja to znam mruknęłam. Moja mama też suszy mi głowę oakademik.Tyle że ona chce, żebym się zapisała do jakiegoś programu,gdzie człowiek uczy się dwadzieścia cztery godziny nadobę, siedem dni w tygodniu, a rozrywka pod jakąkolwiek postaciąjest zakazana.- Naprawdę? - Skinęłam głową.- Powinnam się tam zgłosić-stwierdziła Maggie.- Moja mama po prostu by oszalała.Uśmiechnęłam się.W tym momencie rozległ się dzwonek przydrzwiach.- Duża potrójna mokka powtórzyła Maggie, spoglądając natrzymane w ręku pieniądze, a kiedy przytaknęłam, dodała: - PrzekażęEsther.- Dzięki.Drzwi zamknęły się z kliknięciem, a ja otworzyłam drugą szufladę.Wśrodku znalazłam stos starych wyciągów bankowych i parę notatnikówpokrytych zapiskami.Ewidentnie należały do Heidi.Najpierw spistowarów, rozmaite numery telefonów, a potem:Caroline IsabelWestIsabel CarolineWestEmily Caroline WestAinsley Isabel WestWszystkie imiona starannie wykaligrafowane, prawie czuć byłonamysł, z jakim Heidi dodawała kolejne, jedno za drugim.Wróciłammyślami do dnia, w którym przyznała się, że nie znosi imienia This-be,i pomyślałam o tym, jak obie z matką skwitowałyśmy tę jej kapitulację.Ojciec był egoistą.Postawił na swoim, a jednak to mu nie wystarczało.Zamknęłam notatnik, odłożyłam go na bok i zanurkowałam głębiej.Znalazłam faktury, które poskładałam na stosik, żeby potempowkładać je do właściwych teczek, ulotkę zapraszającą na poprzednicoroczny festyn na plaży - Ahoj, kamraci!" - a na samym dnie plikzdjęć.Oto Heidi na tle białej ściany, szeroko uśmiechnięta, z pędzlemociekającym różową farbą.Znowu Heidi, pozująca przed wejściem dobutiku, z napisem Clementines" biegnącym łukiem nad jej głową.Iwreszcie na samym końcu wspólne zdjęcie z tatą.Stoją na deptaku, onaw białej sukience, z dużym okrągłym brzuchem, on otacza ramieniemjej talię.Data z maja, zaledwie kilka tygodni" przed narodzinami Isby Auden?Podskoczyłam i obejrzałam się za siebie.Jakimś cudem Estherzdołała się wśliznąć niezauważona. Och mruknęłam speszona, spoglądając na szufladę, którejzawartość leżała na biurku - ja tylko. Twoja porcja kofeiny.- Esther wyciągnęła kubek w moją stronę.W tym momencie za jej plecami coś mignęło.Coś czerwonego, couderzyło o ścianę na końcu korytarza z głośnym plaśnięciem.- Hej! -krzyknęła Esther, wychylając się przez drzwi.- Co to u licha ma być? A jak ci się wydaje?! - odkrzyknął męski głos. Adam" -rozpoznałam.Esther otworzyła drzwi na oścież, dokładnie w chwili gdy czerwonagumowa piłka przetaczała się powoli z powrotem w stronę sklepu.- O rany.Serio?- Jak najbardziej! - wrzasnął Adam.- Kickball.Dziś wieczorem.Przygotujcie się, że zmokniecie.- A kto usłyszałam głos Maggie o tym zdecydował?- A jak ci się wydaje?Esther wyszła na korytarz i podniosła piłkę.- Chyba nie Eli? Aha. Usłyszałam odgłos kroków, a potem w polu widzeniapojawił się Adam.Wyciągnął ręce i odebrał piłkę od Esther, skinąwszymi głową. Przyszedł dzisiaj, z tym pod pachą.Właściwie towydawał się wesoły. Naprawdę?- No.Kompletnie nas tym zaskoczył.- Odbił piłkę od podłogi.- Alemówił poważnie.Pierwszy mecz w tym sezonie, dziś wieczorem pozamknięciu.Losowanie zawodników do drugiej bazy zaczyna siępunktualnie pięć po dziesiątej. O Boże - jęknęła Maggie, dołączając do nich w korytarzu. Jeślimam być na drugiej bazie, nie gram.- Oto najlepszy przykład kogoś, kto łatwo się poddaje - stwierdziłAdam, wskazując ją palcem.- Ostatnim razem przemokłam do nitki! - zaprotestowała Maggie.- Ostatni raz był ponad rok temu.Nie daj się prosić! Eli w końcuotrząsnął się chyba po śmierci Abe'a.Możesz się przynajmniej trochęzamoczyć.- To naprawdę duża rzecz, że wyszedł ze swojej skorupy - dorzuciłaEsther.- Ciekawe, co się zmieniło.Odwróciłam się w stronę biurka, upijając przy okazji kolejny łykkawy.Ale i tak zdążyłam dostrzec, że Maggie patrzy na mnie.- Kto to może wiedzieć? zadumał się Adam.- Ale po prostucieszmy się z tego i bierzmy się do roboty.Do zobaczenia o dziesiątej!Po tych słowach wyszedł, odbijając piłkę.Esther z westchnieniemruszyła za nim korytarzem, ale Maggie się ociągała.Cały czas czułamjej spojrzenie, kiedy starannie układałam wszystkie rzeczy z powrotemw szufladzie, żeby na samym końcu upchnąć tam zdjęcia.- Hej! - rzuciła.- Wszystko w porządku?- jasne - mruknęłam.- Super.To powinna być prawda.Wyglądało nato, że Eli po nocy, którąspędziliśmy razem, obudził się rano z zupełnie nowym nastawieniemdo życia.Powinnam być szczęśliwa i zadowolona, najbardziej zewszystkich gotowa na udział w tej grze, zwłaszcza jeśli on też miał siętam zjawić.Ale kiedy odbył się taniec godziny dziewiątej, wraz z upły-wem kolejnych minut czułam, jak żołądek zaciska mi się coraz mocnieji mocniej.Punktualnie o dziesiątej w drzwiach biura stanęła Maggie z kluczamiw ręku.- Chodz - zakomenderowała.- Losowanie zawodników do drugiejbazy już za chwilę, a możesz mi wierzyć - nie chcesz tam utknąć.Praktycznie stoi się w wodzie.- Och - zmarkotniałam - właściwie to chyba posiedzę dzisiaj dłużej.Muszę jeszcze zrobić tę listę płac i posegregować dokumenty.Maggie popatrzyła na mnie, a potem na długopisy ułożone równiutkow kubku obok mojego ramienia.- Naprawdę?- Aha.Ale pózniej do was dołączę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]