[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bo skoro jest całkiem możliwe, że wkrótce zamorduje ją zgraja piratów.Wtem skrzypnął śnieg gdzieś w pobliżu.Stanęła jak wryta, uniosła latarnię iutkwiła wzrok w ciemnościach, tam gdzie poprzednio widziała światełko.Teraz nie było nic. Nic oprócz prószącego śniegu - i cienia, który mógł kryć rozwścieczonegoniedzwiedzia.- Co za głupstwo - szepnęła sama do siebie, czerpiąc otuchę z brzmieniawłasnego głosu.- W Surrey nie ma niedzwiedzi.Nie była tego do końca pewna, nie zamierzała jednak dłużej czekać, byprzekonać się, czy ten czarny cień to rzeczywiście ogromne zwierzę.Miała cośdo zrobienia w domu.Przede wszystkim - trzeba przyjąć oświadczynyTommy'ego.I posiedzieć z igłą i robótką w spokojne, bezpieczne popołudnie.Ale w chwili gdy miała się odwrócić i ruszyć do domu jak marny pies gończyzmykający z podwiniętym ogonem, spomiędzy zarośli wyszedł jakiś człowiek zlatarnią w dłoni.3Drogi M.Prezent?! Co za ekstrawagancja.Szkoła naprawdę uczy Cię ogłady.Wzeszłym roku dostałam od Ciebie pół nadgryzionego pierniczka.Nie mogę siędoczekać, co wymyśliłeś.Rozumiem, że też mam znalezć dla Ciebie prezent.Do zobaczenia wkrótce, P.Dwór Needham, listopad 1813Droga P.Ale to był bardzo dobry pierniczek! Powinienem się domyślić, że nie doceniszmojej szczodrobliwości.Czy w dzisiejszych czasach intencje nic już nie znaczą?Miło będzie wrócić do domu.Tęsknię za Surrey.I za Tobą, moja Tysześciopensówko, choć z trudem się do tego przyznaję.M.Eton College, listopad 1813Uciekaj!Te słowa rozległy się w jej głowie niczym wrzask pośród nocy, ale nogi niebyły w stanie wypełnić polecenia.Przykucnąwszy, skryła się wśród krzaków w nadziei, że mężczyzna jej nie zobaczy.Znowu zaskrzypiały naśniegu jego kroki.Penelopa sunęła chyłkiem wzdłuż żywopłotu ku jezioru zzamiarem ucieczki.Nagle przydepnęła sobie połę płaszcza, straciła równowagę ipadła prosto w krzak ostrokrzewu.Zakłuło.- Uff! - Wyciągnęła rękę, próbując się wydostać z zarośli, i znowu ukłuła jąjakaś złośliwa gałązka.Zagryzła wargi i zamarła: odgłos kroków ucichł.Wstrzymała dech.Chyba jej nie widział? Ciemność jest przecież gęsta.Gdyby tylko nie miałaze sobą latarni.Wepchnęła ją głęboko w krzak.Nic to jednak nie dało, gdyż momentalnie oblało ją światło z innego zródła.Jego światło.Cofnął się o krok.Penelopa wcisnęła się z powrotem w krzak.Lepsze już kłujące ciernie niż tenciemny, górujący nad nią kształt.- Dobry wieczór - powiedziała.Przystanął, ale nie odpowiedział.Zapadło długie, trudne do zniesieniamilczenie.Serce waliło Penelopie w piersi, ono jedno w jej ciele nie zamarło wbezruchu.Kiedy czuła, że nie wytrzyma już ani chwili dłużej, odezwała sięmożliwie pewnym głosem, ignorując fakt, że jest wplątana w krzak ostrokrzewu:- Wszedł pan na mój teren.- Czyżby?Jak na pirata miał całkiem miły głos.Wibrował mu w głębi piersi, przy-wodząc na myśl gęsi puch i ciepłe brandy.Pokręciła lekko głową: to naj-wyrazniej chłód wyczynia takie sztuczki z jej umysłem.- Tak jest.Ten dom w oddali to dwór Falconwell.Należy do markiza Bourne.- Imponujący - odparł pirat, a ona miała ulotne wrażenie, jakby wcale mu niezaimponował.Spróbowała z wyższością wstać.Nie udało się dwukrotnie.Po trzeciej próbiestrzepnęła spódnicę i przytaknęła:- Tak, dosyć imponujący.I zapewniam pana, że markiz nie będzieszczęśliwy, gdy się dowie, że pan wszedł na jego teren z zamiarem.- zrobiłanieokreślony ruch okrytą mufką ręką -.obojętne jakim. - Doprawdy? - Pirat zdawał się nie przejmować.Zniżył latarnię, kryjąc wmroku górną część sylwetki, i powoli zbliżał się ku niej.- Ależ tak.- Penelopa wyprostowała się i uniosła podbródek.-1 dam panudobrą radę za trzy pensy: proszę nie próbować z nim igrać.On tego nie lubi.- Wygląda na to, że jesteście z markizem bliskimi przyjaciółmi.Podniosłalatarnię i zaczęła cofać się małymi kroczkami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl