[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mamy dużo czasu,a tyle chcę ci powiedzieć.Przysunął twarz do krat; bardzo się postarzał. Rano mnie powieszą, Sam. Co się stało, James? wydusiła przez ściśnięte gardło. Wybrałem się do pubu na kufelek piwa.Piłem sobiespokojnie, kiedy zaatakował mnie taki zwalisty Irlandczyk,któremu moja Molly wyraznie wpadła w oko.Zaskoczył mnie.Dlatego że ogłuchłem na jedno ucho, nie usłyszałem, jak domnie podchodzi.Przyrżnąłem mu pięścią w gębę tak mocno,aż mu wgniotłem nos.Przysięgam ci, Sam, że gdybym gowcześniej słyszał, złagodziłbym uderzenie.To była samoobrona, ale chłop miał tam wielu kumpli z Irlandii i wszyscy zeznali przeciwko mnie.Samanta przytrzymała się krat, natychmiast usmarowującsobie na czarno rękawiczki. Nie wiedziałaś, że zle słyszę, co? A wiesz, skąd się towzięło? Powiem ci.Słuchała cichej beznamiętnej relacji z wydarzeń nocy, gdyprzyszła na świat. Ironia losu, prawda? spytał na koniec. Coś, cozrobiłem, żeby ratować ciebie, po latach ściąga na mnieśmierć! Zmarnowałaś mi cale życie.Przez to ucho nie mogłem w nic grać z chłopakami; musiałem dwa razy bardziej niżinni przykładać się do nauki, bo dużo traciłem na wykładach.106No i jeszcze nie mogłem się udzielać towarzysko.Czasamizastanawiałem się, czy w ogóle jesteś tego warta, Sam. Tak bardzo mi przykro. wyszeptała. Najwyrazniej tak właśnie miało być.Tamtej nocy naszlos został przesądzony.Spójrz tylko na Matthew.Kto wie,gdzie się teraz podziewa? Wiesz, dlaczego zacząłem pić poCMordzie? Dlaczego tak się zmieniłem? Przez ojca.Harowałem w czasie studiów jak wół, jak galernik, żeby tylko zasłużyćchoćby na jedną drobną pochwałę, na jakiś znak, że wybaczyłmi sprowadzenie doktora do mamy.Zrobiłem studia, a onnawet nie przyjechał na uroczystość wręczenia dyplomów, nawet mi nie pogratulował, nie uścisnął ręki.I wtedy coś wemnie pękło.Powiedziałem sobie: Do diabła ze starym! I zapragnąłem nadrobić lata młodości, której nigdy nie miałem. Schylił głowę i przycisnął do krat bujne ciemne kędziory. Zawsze nas nienawidził, Sam, bo przez nas umarła mama.Jednoczy nas wspólne nieszczęście, siostrzyczko.Wyrok nanas zapadł już siedemnaście lat temu.Mój spełni się jutro.Ale zapamiętaj, co mówię, Sam: Nadejdzie i twoja kolej.Zamknęła oczy i poczuła, jak chłód ściska jej serce.Jamesuniósł głowę; po jego brudnych policzkach spływały łzy. Mam jutro randkę z katem, Sam.Módl się za mnie. Hej, ty tam! Dobiegł ich głos gdzieś z mroku.Samanta gwałtownie odwróciła się na pięcie. Koniec widzenia! Strażnik wyskoczył ku niej jakniedzwiedz na tylnych łapach i huknął kijem o kraty. Przecież pięć minut jeszcze nie minęło! Skoro mówię, że koniec, to koniec! Wychodzimy. Daj mu więcej pieniędzy, Sam! krzyknął James. Już nie mam! Nie masz pieniążków, lalunia, to się stąd zabieraj! Bardzo pana proszę, tylko jedną minutkę.Już nie mamnic, co mogłabym panu dać.Strażnik rozciągnął twarz w nieprzyjemnym uśmiechu. Naprawdę? Jego świńskie oczka znacząco prześlizgnęły się po jej ciele. Uciekaj, Sam! krzyknął James. Uciekaj, co siłw nogach!107Zrobiła krok do tyłu, odsuwając się jak najdalej od strażnika.Zlizgała się po wilgotnym bruku korytarza.Nie poszedłza nią.Został przy lochu Jamesa i tylko kołysał się na piętach jego złośliwy śmiech wypełniał mury podziemi.Uciekła.Następnego ranka z wyszczypanymi chłodem dłońmii twarzą zapuchniętą od całonocnego płaczu błagała naczelnika więzienia, żeby wydał jej ciało Jamesa.Ale naczelniknie uległ jej prośbie, James bowiem zapisał swoje zwłokiAkademii Medycznej.A zatem nie znajdując ukojenia choćbyw obrządku pogrzebu, wróciła do pustego domu przy St.Agnes Crescent.15Był maj tysiąc osiemset siedemdziesiątego ósmego rokui świat rozkwitł kolorami.Pani Steptoe, w nieodłącznej czerni, której nie zdejmowała od dwudziestu lat, od czasu śmiercimęża, wyraznie kontrastowała z bogatymi barwami wiosny.Siedziała przed kominkiem w gabinecie, opierając stopy napodnóżku.Obok niej na małym stoliku stał imbryk z herbatąi talerzyk z maślanymi bułeczkami.Sącząc herbatę patrzyłaprzez okno na ogród
[ Pobierz całość w formacie PDF ]