[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zdrowie dzisiejszego zwycięzcy! Zdrowie kapitana! - pre-zes podniósł do ust kieliszek koniaku i wychylił go duszkiem.- Wiem, że koniak pije się po kropelce, ale taki byłem zdener-wowany, że musiałem rąbnąć od razu całą porcję.- Czym się pan prezes denerwował?- Nie miałem pewności, czy łobuz przyjdzie! Przez te czte-ry godziny czekania denerwowałem się jak nigdy w życiu.- To nie miało znaczenia, czy przyjdzie.Naprawdę żad-nego znaczenia.Aresztowalibyśmy go jutro o jedenastej.Tak jak zapowiadałem.To rzeczywiście była dla niegoszansa, niestety nie skorzystał z niej.- Ale skąd panowie wiedzieli, że to on i gdzie schowałpieniądze? Bo ja, przyznaję szczerze, do ostatka nie domy-ślałem się, że to on, właśnie najmniej jego bym posądzał.W tej chwili zapukano do drzwi i wszedł Franciszek.Mimo upału jego mundur zapięty był aż po ostatni guzik.Stanął w progu i służbiście rzekł:- Panie prezesie, kawa gotowa.Można podawać?- Dawajcie ją, panie Franciszku, dawajcie.Jak najprędzej.Widocznie kawa czekała na stole w przedpokoju, bo za-raz Franciszek ponownie znalazł się w gabinecie z tacą w rę-ku.Trzy szklanki przykryte spodeczkami zawierały płynczarny jak smoła.Po zapachu można było poznać, że tymrazem stary wozny sprokurował prawdziwego  szatana".- No to mamy kawusię - ucieszył się prezes znowu na-pełniając kieliszki.- Z rozkoszą się napiję.%7łeby tak wte-dy w kabinie ktoś nam podał kawę!Cała trójka delektowała się doskonałym naparem.- Nie daruję - zabrał głos prezes.- musi mi kapitan kil-ka spraw wyjaśnić.Jak pan do tego doszedł?- Ja również przyłączam się do prośby pana prezesa -powiedział porucznik Widera.- Nie bądz, Piotrze, taki ta-jemniczy i nie graj Sherlocka Holmesa.Nie daj się prosić! - Ależ naprawdę nie mam niczego do ukrywania.To by-ło proste.Najlepszy dowód, że Franciszek, który miał prze-cież mniejsze możliwości ode mnie i nie dysponował całymmateriałem śledczym, bezbłędnie odgadł tożsamość prze-stępcy i miejsce, gdzie należy szukać skradzionych pienię-dzy.I nawet wyprzedził nas w działaniu.Nie myśmy złapa-li złodzieja, lecz stary wozny zamykając go w skarbcu- Jednak ja nadal nic nie rozumiem.- Zacznijmy więc od początku.Gdy po raz pierwszy zja-wiliśmy się w banku, przywitał nas mir niechęci i wrogo-ści.To prawda, co mówił dyrektor Helski, a pózniej po-wtórzył stary wozny.Taki bank z dawnymi tradycjami tojedna wielka rodzina, mimo wewnętrznych sprzecznościi różnic, na zewnątrz solidarna i broniąca się przed pu-blicznym praniem swoich brudów.Stąd pracownicy mielinawet za złe panu prezesowi, że wezwał milicję.Wszyscyteż solidarnie zeznawali nieprawdę bądz przemilczali pew-ne fakty.Dlatego po wstępnym przesłuchaniu miałem za-ledwie siedmiu podejrzanych - czterech strażników, dwiesprzątaczki i woznego Nawrockiego.- No tak.Nie wiedzieliśmy wówczas o wydziale księgowo-ści i o dyrektorze Helskim - uzupełnił porucznik Widera.- Nagle ten mur solidarności pęka.Zgłasza się do mnieNawrocki i zaczyna  sypać".W czyim interesie leży rozsze-rzenie kręgu podejrzanych? Tylko w interesie tej pierwszejsiódemki, a więc i Nawrockiego.- To zrozumiałe - zauważył prezes.- Jednocześnie młody człowiek w czasie pierwszej roz-mowy podkreśla, że robi to wyłącznie dla nagrody.%7łe ma-rzy o motocyklu i liczy na otrzymanie od milicji odpowie-dnio wysokiej sumy.Wielu ludziom informującym milicjęzależy na otrzymaniu nagrody, ale nikt nie stawia sprawyw tak cyniczny sposób.To był moment, który kazał mizwrócić uwagę, że w tonie młodego człowieka dzwięczy ja-kaś fałszywa nuta.- Tak.To nie było zręczne z jego strony.- Następnie wydało mi się dziwne, że wozny, który nig-dy nie miał żadnego zatargu z dyrektorem Helskim,podważa jego solidność, jak gdyby mu specjalnie zależałona aresztowaniu dyrektora.To były jednak momenty psy-chologiczne nie mające jeszcze żadnego uzasadnieniaw faktach.Te przyszły dopiero pózniej.Niezbitą pewność,że to właśnie Nawrocki jest złodziejem, miałem dopierow parę dni pózniej.- Kiedy? - Od momentu gdy Nawrocki opowiadał, jak wyjmowałz zamka kasy pancernej resztkę klucza złamanego przezbyłego dyrektora personalnego, Kazimierza Cokoła.Na-wrocki podkreślił, że aby wyjąć z górnego zamka odłamekklucza musiał pracować stojąc na stole.W ten sposób wo-zny sugerował niejako, że to Helski przy pomocy dwóchpozostałych kluczy Cokoła dokonał kradzieży.Bo właśnieoryginalny klucz angielski będący w posiadaniu dyrekto-ra Helskiego pasował do górnego otworu kasy.Składającswoje zeznania Nawrocki nie przypuszczał, że znajdziemypozostałe dwa klucze z kompletu Cokoła.Myślał, że w tensposób definitywnie pogrąży Helskiego.- Dyrektor Helski uprzedzał mnie, że prawdopodobnielada dzień zostanie aresztowany - powiedział Chudziński.- Chmury niebezpieczeństwa gromadziły się nad jegogłową, lecz wśród rupieci gigantycznego biurka znalezli-śmy pozostałe dwa klucze.Stwierdziłem wówczas, że pa-sują one do górnego i środkowego zamka.Właśnie dolnyklucz, którego odpowiednik ma stojący poza wszelkimi po-sądzeniami dyrektor Jarosz, został przez Cokoła złamany.Było teraz dla mnie zupełnie jasne, że Nawrocki nie mógłpopełnić tak wielkiej pomyłki.Kłamał świadomie.Znowuzadałem sobie pytanie: dlaczego? Ale wtedy jeszcze nie po-trafiłem na nie odpowiedzieć.- Po kieliszeczku? Na trzecią nogę - prezes sięgnął pobutelkę z koniakiem.- Przestępca nie próżnował.Ponieważ nie aresztowali-śmy Helskiego, wiedział, że spudłował.Natychmiast więcdostarczył nam innej zwierzyny.Tym razem Ligmana.Toon pierwszy zwrócił naszą uwagę na młodego buchalterai na rzekomą paczkę, jaką odebrał on od młodego Potulic-kiego w przeddzień kradzieży.Nawrocki domyślał się, żepo odnalezieniu kompletu Cokoła będziemy szukali z ko-lei kluczy, które posiadał zmarły prezes banku Jacek Po-tulicki.Być może zresztą Nawrocki wiedział o tym, że naj-młodsza latorośl tego rodu używa tych kluczy dla włamy-wania się do cudzych samochodów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl