[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I poszukaj dzielnicowego z przedmieścia.Wpadniemy do niego po południu.Niech przygo-tuje listę mieszkańców tego domu, gdzie Gołąb tropił swojego podejrzanego.Po wyjściu Wilczyńskiego, Rocki zaprosił do siebie specjalistę od spraw księgowości l przez dwiegodziny porównywali dochody Niedziałka, znalezione w jego kalendarzykach, z wyciągami z konta w PKO.Wszystko się zgadzało.Wszystkie prace wykonywane dla instytucji opłacone były przelewem na konto.Należności za tłumaczenia prywatne też trafiały do PKO.Niedziałek długo pieniędzy w domu nie trzymał.Różnice pomiędzy tym.co inkasował, a tym, co wpłacał na konto, wystarczały na dostatnie, choć nie utra-cjuszowskie życie samotnego mężczyzny.Nie wiadomo tylko było, czy nie zmienił postępowania w ostat-nim roku.W rzeczach zamordowanego nie znaleziono aktualnego kalendarzyka.Sprawa dużych sum podejmowanych jednorazowo z konta wkrótce się wyjaśniła.Z Warszawy przy-szedł telefonogram informujący, że Zygmunt Niedziałek jest jednym ze stałych i cenionych klientów księ-garni zajmującej się sprowadzaniem książek z zagranicy na zamówienia.Przez ostatnich dziesięć lat na książki  tylko z tego jednego zródła  wydał Niedziałek około ćwierć miliona.Daty i wysokość przeka-zów zgadzały się częściowo z terminami i kwotami podejmowanymi z konta.Resztę operacji wyjaśniło biu-ro podróży PZMot. Wygląda na to  mówił Rocki po powrocie Wilczyńskiego  że jeżeli był to mord rabunkowy, towiele nie zyskali.Parę tysięcy to zbyt małe wynagrodzenie za mokrą robotę.Chyba że Niedziałek odebrałostatnio jakąś większą gotówkę i nie zdążył wpłacić jej do PKO.Nie mamy kalendarzyka z tego roku, a je-żeli zginęły również i jakieś maszynopisy, właśnie te ostatnie  będzie bardzo trudno dojść prawdy.VII Proszę panów, gdybym ja miał tę biblioteczkę, tobym od razu założył antykwariat. Starszy panw okularach z cieniutką złotą oprawką wyjmował książki z regałów i z nabożeństwem ustawiał je z powro-tem. Miałbym za co żyć do końca l jeszcze by innym zostało.To duży -na jatek. Białe kruki?  zapytał Wilczyński. Białe też się znajdą.Ale te białe kruki to nie jest prosty interes.Warte są niby dużo, a naprawdę totyle, ile klient chce dać.Tu jest jednak wiele szarych kruków.Książka potrzebna, wielu chciałoby ją mieć,ale za normalną cenę w żadnej księgarni się nie dostanie.Ale tę bibliotekę to zbierał ktoś, kto się na tymznał.Można powiedzieć  smaczna biblioteka. Czy pan podjąłby się rynkowej wyceny tych książek?  przerwał zachwyty Rocki. Mógłbym, czemu nie? Ale nie tak od razu.Na to potrzeba czasu.Każdą książkę trzeba obejrzećosobno. A tak na oko  nie wytrzymał Wilczyński  ile to wszystko razem może być warte? Dużo, bardzo dużo.Tak uczciwie, to za pól miliona byś pan tego nie kupił.A na moje oko trzebabyłoby dać i dwa albo i trzy razy tyle.*W komisariacie na przedmieściu czeka! już na nich dzielnicowy. Obywatelu kapitanie  zerwał się z krzesła i stanął na baczność  tu mam listę lokatorów tegodomu, o który obywatel porucznik pytał. Dawajcie  powiedział Rocki. Macie tylko zameldowanych czy wszystkich, którzy tam mieszkają?  spytał Wilczyński. Zameldowanych wszystkich, a tu pod spodem wypisałem takich, którzy tu czasem nocują, i takich,u których sobie różni od czasu do czasu mieszkają. Chodzmy obejrzeć sobie ten domek.Powiecie potem dozorcy, jakby pytał, że jesteśmy komisją sa-nitarną albo z Rady Narodowej.  Tak jest! To chodzmy, bo szkoda czasu.Zaczniemy od tego baru  Parkowa"  zadecydował Rocki.Spacer okazał się długi, ale nie chcieli podjeżdżać radiowozem.Od  Parkowej" do ponurego domu by-ło ponad kilometr, prosto ulicą Starą.Weszli na pierwsze podwórko.Jeżeli obserwowany chciał się tu scho-wać, mógł to zrobić tylko na którejś klatce lub u kogoś w mieszkaniu.Klatki były dwie.Po jednej z każdejstrony podwórka.Druga brama kryla jakiś warsztat i jedną klatkę schodową.Następne podwórko było jużostatnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl