[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dzięki Bogu, już po wszystkim - mruknął Jack, nie kryjąc jednak przyjemności,jaką sprawiła mu uroczystość.- Ośmiu górników zaprosiło mnie do George'a, a ja niemogę wypić więcej niż naparstek; i słuchajcie, zaproszono mnie na obiad do domusześciu pięknych panienek, i jeszcze zaproponowano mi trzy różne prace, na którejestem za słaby.- Na razie - wtrąciła Sophie.- Gratulacje - powiedział Connor.- Uważam, że twoje przemówienie byłowspaniałe.- Naprawdę? Może zdolność perorowania jest cechą dziedziczną.- Mam taką nadzieję.- Już niedługo to ty będziesz stał przed grubymi rybami z Izby Gmin i powieszim, co mają robić.Con, jestem dumny z ciebie jak diabli.- To ja jestem dumny z ciebie, Jack.Wypowiedzieli te słowa z uśmiechem, lecz żaden z nich nie żartował.Sophiepatrzyła zamglonymi oczami, jak się obejmują, a delikatny sposób, w jaki Connordotykał brata, wywołał bolesny skurcz w jej sercu.Maris pokryła wzruszenie gderliwym tonem.- Czy nie masz już dość pustego gadania i wzajemnego poklepywania, panieWielki Bohaterze? Wracamy na probostwo, już czas na drzemkę i lekarstwo.Jack rzucił kilka kornwalijskich przekleństw nie nadających się dla uszu dam.Ale był już zmęczony; widać to było po jego twarzy i pochyleniu ramion.Pożegnali się362SRi narzekając z przyzwyczajenia, pozwolił Maris się odprowadzić.Jasny błękit nieba pociemniał; długi dzień powoli zbliżał się ku końcowi.Pózniejmiały się odbyć tańce przy ognisku dla dorosłych i pokaz sztucznych ogni dla dzieci.Lecz kiedy Sophie skończyła z Anne i paniami z Komitetu sprzątać po wyprzedaży,Connor napotkał jej spojrzenie nad głowami mężczyzn, z którymi rozmawiał opodatkach.Przesłali sobie wiadomość bez słów: chodzmy do domu".Zobaczył, że idzie przez most i opiera się o balustradę, obserwując kaczki.Miałana sobie piękną, białą suknię, świeżą jak letni dzień.Gdy spotkali się po raz pierwszy,też była ubrana na biało.Wysoka, smukła jak trzcina, była dla niego uosobieniemwdzięku i taka już miała dla niego pozostać.Przeprosił swych towarzyszy, wwymijający sposób obiecując, że niedługo wróci, i poszedł do swojej żony.Używając go jak tarczy, by całe Wyckerley nie było świadkiem jejniespotykanego przejawu uczuć, Sophie uniosła jego ręce do ust i całowała je wolno, zrozmarzeniem.- Chodzmy stąd, Con.Pożegnanie potrwa wieki.Nikt nawet nie zauważy, że nasnie ma.Nie sprzeciwił się.Kiedy w oczach Sophie pojawiał się ten wyraz, tak czuły ikochający, cudownie sugestywny, nie mógł jej niczego odmówić.Przeszli obokGeorge'a, opustoszałej w tej chwili Pierwszej i Ostatniej Gospody, potem obok kuzniSwana.Rząd krytych strzechą, kolorowych domków rzedł i kończył się przyskrzyżowaniu.Na prawo leżało Plymouth, na lewo Tavistock i wrzosowisko, na wprostLynton Great Hall.Wzięli się za ręce i skręcili w lewo, na północ.Poszli wąską,czerwoną drogą ocienioną drzewami i pachnącymi żywopłotami.W zaroślachćwierkały ptaki, śpiewały kołysanki na dobranoc na tle ciemniejącego nieba.Wieczorne powietrze pachniało kapryfolium.Zwolnili kroku, oczarowani niebem,ptakami i doskonałością devońskiego zmierzchu.Droga wspinała się pomiędzy świeżo skoszoną łąką a brzegiem ciemnego363SRsosnowego zagajnika.Przystanęli, obracając się jednocześnie, by popatrzeć, jak nadWyckerley słońce zachodzi za drzewa.Jakie to piękne! - szeptali do siebie; wszystkobyło piękne.- Będziesz pracował nad swoim przemówieniem dziś wieczorem? - zapytałaSophie, opierając się o męża.- Prawdopodobnie.Connor wygrał wybory uzupełniające trzy tygodnie temu i zamierzał pojechać doLondynu, by objąć swoje miejsce w Izbie Gmin.Sesja parlamentu kończyła się wsierpniu, co nie pozostawiało mu zbyt wiele czasu na wygłoszenie pierwszegoprzemówienia.Przewodniczący mógł też nie udzielić mu w ogóle głosu.W takiejsytuacji musiałby czekać aż do listopada.- Musisz się potwornie denerwować, nie wiedząc, kiedy przemówisz po razpierwszy do trzystu czy czterystu nowych współpracowników? Nie jesteśzdenerwowany?- Zdenerwowany? Nie, z pewnością nie.Tylko śmiertelnie przerażony.- Będziesz wspaniały, wiem o tym.Chciałabym tam być z tobą, gdy wstaniesz,aby przemawiać.- Nie jest to możliwe, o ile nie zostaniesz w Londynie przez całe lato.- Wiem - westchnęła Sophie.- Ale przynajmniej będę tam w twoim pierwszymdniu.Będę patrzeć na ciebie z galerii dla widzów.O Boże, Con, będę z ciebie takadumna! Mam nadzieję, że się nie rozpłaczę.- A ja - że nie będziesz się śmiać.- Głuptas.- Otoczyła go ramionami.- Będziesz wspaniały.Zmienisz świat.Anglia już nigdy nie będzie taka sama.Zaśmiał się, lecz odpowiedział jej poważnie:- Reformy następują tak wolno.Jutro królowa podpisze ustawę znoszącąostatecznie cenzus majątkowy, Sophie.Czy wiesz, jak długo czartyści walczyli o to?364SRPonad trzydzieści lat.- Zmiany powinny następować powoli, nie sądzisz? Wolno i z rozmysłem.Towłaśnie sprawia, że nasza monarchia konstytucyjna jest wspaniała.- Mówisz jak prawdziwy torys.- Wcale nie.Nie sądzę tylko, aby należało wszystko reformować od razu.- Nie ma obawy.To, co mnie martwi, to powolność reform.Ludzie pracy niebędą na nie czekać.Opuszczą wieś i wyjadą do miast, aby móc przeżyć.Byłaby towielka hańba.Spojrzała na ciemniejący krajobraz, który znała tak dobrze i tak bardzo kochała.- Tak, byłaby.Za łąką widziała jasne, puszyste obłoki pary wydobywające się z kominówGuelder; na południu - czarne kominy Lynton Hall przecinały niebo; na zachód - krzyżkościoła Wszystkich Zwiętych wznosił się jak znak błogosławieństwa ponad ziemią.Wsunęła mu rękę pod ramię.- Mam najszczerszy zamiar być dobrą, parlamentarną żoną dla ciebie, Con, jeżelinawet mamy różne poglądy polityczne.- Miło mi to wiedzieć.- Zaludnianie wsi to bardzo ważna kwestia.Moim zdaniem taką pracę należyzacząć w domu.Jakże kochała brzmienie jego śmiechu!- Sophie, uwielbiam cię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]