[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale wszystko jest w porządku?- Gdzie byłeś wczoraj?- Byłem chory.Przepraszam.Dzwoniłem do ciebie do domu, ale najwyraźniej już wyszłaś.- A wieczorem?- W domu, z żoną.Dlaczego pytasz?- Wydawało mi się, że cię widziałam.W restauracji.- Niemożliwe.Przyjechałem tu na chwilę po moje papiery, a potem pojechałem prosto do domu.- Do żony?- Tak.- Jak ona ma na imię?- Laurie.Kimberly.?- Nie macie dzieci, prawda?- Jeszcze nie.- Jak długo jesteście małżeństwem?152- Nie podoba mi się ta rozmowa.Nie rozumiem, co się dzieje, ale to chyba niestosowne.- Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.A przyjaciele mogą zadawaćpytania, prawda? Przyjaciele mogą rozmawiać.- Tak, jesteśmy przyjaciółmi, ale nie zadajesz tych pytań w sposób przyjacielski.- Dlatego się denerwujesz?- Tak.- Bo zadaję za dużo pytań?- Tak sądzę.- Dlaczego? Co próbujesz ukryć?Doug James nie odpowiedział od razu.Popatrzył na nią przeciągle zu-pełnie nieprzenikliwym wzrokiem.Ona nie odwróciła oczu, chociaż sercewaliło jej jak młotem, a dłonie zacisnęły się w pięści.- Idę z powrotem do ucznia - powiedział spokojnie.- Nie wrócę.- Przykro mi.- Wyjeżdżam z tego stanu.Nie będziesz mógł mnie znaleźć.- Dobrze, Kimberly.- Nie jestem taka łatwa jak moja matka.- Tamten kursant naprawdę potrzebuje moich instrukcji.- Wiesz, że była uroczą kobietą? Chociaż nie była wychowana w zgodzie z założeniami kobiecej rewolucji.Może w małżeństwie powinna była bardziej się starać.Ale kochała nas, starała się ze wszystkich sił i zawszepróbowała być szczęśliwa.Nawet kiedy było ciężko, starała się być szczęśliwa.Nagle głos jej się załamał.Rozpłakała się.Stała pośrodku pomieszczenia z gablotami pełnymi trofeów i wypchanymi głowami zwierząt.Płakała, a inni członkowie klubu przyglądali się jej.Doug James wycofywał się powoli.- Tęsknię za matką - powiedziała Kimberly.Tym razem pewnym głosem, bo przestała płakać.Pomyślała, że tak jest jeszcze gorzej.Obserwujący ją ludzie odwrócili wzrok.Doug James zniknął za drzwiami do strzelnicy.Po chwili odwróciła się do nowego pilnego pracownika miesiąca, któryprzyglądał się jej z autentycznym przerażeniem.- O której Doug przyjechał tu wczoraj wieczorem? - spytała.- O ósmej - wyskrzeczał chłopak.- Poszedł do biura, wziął papiery i wyszedł.Jego żona czekała na zewnątrz.- Widziałeś ją?- Tak.- Jak ona wygląda?153- Nie jest taka ładna jak pani - chłopak wyjaśnił pośpiesznie, wciąż nie rozumiejąc całej sytuacji.Kimberly skinęła wolno.Nadal usiłowała poskładać to wszystko w jakąśsensowną całość.Co świadek powiedział o jej matce? Jej matka i tamtenobcy mężczyzna przyjechali o dwudziestej drugiej eleganckim czerwonymsamochodem.Sąsiadka twierdziła, że matki cały dzień nie było w domu.- Czy to była blondynka, czterdzieści pięć lat, szczupła, ładnie ubrana?- spytała.Chłopak zmarszczył czoło.- Nie.Żona Douga jest brunetką i teraz jest dość duża.Chyba będą mieli dziecko.- Och.- Jej matka z pewnością nie była tu poprzedniego wieczoru.Co oznaczało, że to rzeczywiście mogła być żona Douga.Może mówił prawdę.I może jest po prostu dobrym instruktorem, człowiekiem szczęśliwie żonatym, który spodziewa się swojego pierwszego dziecka.Dzień pierwszy.Już nie wiem, w co wierzyć.Dzień pierwszy.Boję sięcoraz bardziej.Dzień pierwszy.Mandy, tak mi przykro, że wcześniej niewiedziałam, jakie było twoje życie.Kimberly wyszła.Na zewnątrz powietrze było czarne i ciężkie.Dwudziesta pierwsza trzydzieści.Pomyślała, że chyba będzie burza.Quantico, WirginiaQuincy wyjechał z Quantico zaraz po dwudziestej drugiej.Wtedy pierwsze duże krople deszczu zaczęły rozpryskiwać się na szybie samochodu.Spojrzał na chmury, które kompletnie przesłoniły księżyc.Zaczął wiać silnywiatr.Zapowiadała się porządna staromodna burza.Skręcił w stronę autostrady I-95 w chwili, w której pierwsza błyskawica rozświetliła niebo.Już niedługo - powtarzał sobie.Już niedługo.Szefowi Quincy'ego, Everettowi nie spodobał się pomysł wyjazdu z miasta.Zażądał, żeby Quincy powiedział mu, gdzie i z kim będzie przebywał.Quincy myślał o nieco innym poziomie bezpieczeństwa, ale w końcu niemógł powiedzieć własnemu szefowi, że mu nie ufa.Zwłaszcza że Everettstarał się pomóc Quincy'emu ratować rodzinę i karierę.Obaj zrezygnowali,kiedy musieli.Żaden z nich nie był zadowolony.Jak zwykle w przypadkukompromisu.Quincy spakował laptopa.Do bagażnika włożył też pudło z aktami dawnych spraw.Nadal miał swój służbowy pistolet kaliber 10 mm, który zamierzał mieć przy sobie aż do gorzkiego końca.Nie czuł się gotowy, ale miałzamiar przygotować się bardzo dokładnie.154Już niedługo.Wiatr jeszcze się wzmógł.Drzewa pochylały się w gwałtownych podmuchach.Musiał zwolnić, ale nie zjechał z szosy.Była dwudziesta druga trzydzieści.Córka go potrzebowała.Już niedługo.W lusterku wstecznym obserwował zbliżające się światła.Dopadło goprzeczucie nadchodzącej klęski.Motel 6, WirginiaDwudziesta druga czterdzieści pięć.Rainie wyskoczyła z samochodui skierowała się do wejścia do motelu.Deszcz lał jak z cebra i po czterechsekundach sprintu Rainie była cała przemoczona.Recepcjonista popatrzyłna nią, kiedy wpadła z dworu, ociekając wodą.- Paskudna noc - skomentował.- Obrzydliwa - przyznała.Poszła korytarzem, czując dreszcze wywołane działaniem klimatyzacji.Chciała tylko zebrać swoje rzeczy i jechać dalej.Gorący prysznic mógł poczekać.Kolacja też mogła poczekać.Najważniejsze, żeby dotrzeć do Nowego Jorku.Błyskająca dioda na automatycznej sekretarce informowała o pozostawionych wiadomościach.Popatrzyła na nią z obawą.Potem westchnęła, usiadła i przygotowała się do robienia notatek.Sześć telefonów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl