[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cóż za przyjemność musiało ci sprawiać, gdychodziłeś wśród śmiertelników, wiedząc, kim jesteś.- Wiem z niewątpliwie wiarygodnego zródła - wymamrotałem, czując w ustach smakkrwi - że jestem w najlepszym przypadku bardzo przeciętnym czarnoksiężnikiem.Przesunęła palce na mój kark, złapała mnie za włosy i podniosła na kolana, a potemuniosła moją głowę, zmuszając mnie do spoglądania w miejsce, gdzie powinna być jej twarz.- Którym z nich teraz jesteś? - zapytała.- Hmm.- Którym? Człowiekiem czy aniołem, człowiekiem czy aniołem, którym?- To tak nie wygląda.- Człowiekiem aniołem człowiekiem aniołem człowiekiem aniołem człowiekiemaniołem?!Potrząsnęła nami.Nie jesteśmy zrobieni z kamienia.Zatrzęśliśmy się.- Jednym i drugim! - wymamrotałem przez dzwoniące zęby.Przestała mną szarpać.Nacisk na mój kark zelżał.Ponownie osunąłem się na ręce ikolana, zbyt oszołomiony, bym mógł coś zrobić w sprawie bólu.Poczułem, że coś poruszyłosię obok.- A którym z nich ty jesteś? - zapytałem.Znieruchomiała.Zaciemnienie znieruchomiało.Słyszałem tylko szum deszczu.- Ja.- zaczęła i znowu przerwała.To słowo uwięzło jej w gardle.- Ja.- zaczęłaznowu. - Odo? - wydyszałem.- Ja.tego.nie zrobiłam.- Powiedz, czego nie zrobiłaś?- Ja.my zrobiliśmy.ja zrobiłam.my.- Odo Ajaja-Brown, urodzona w, Boże zmiłuj się, Reading, psychopatyczna suko,pamiętasz mnie? Zabrakło mi już palców, by policzyć, ile razy mogłaś mnie zabić.Rozmawiałem ostatnio z szatanem, rozwiązywaliśmy razem krzyżówkę.Powiedziałem  nasiedem liter , a on zapytał  masz jakieś?.Odpowiedziałem:  trzecia litera to p, to chybabędzie anagram , a on rzekł na to:  niech ci się nawet nie śni , machnął ogonem i poszedłtanecznym krokiem zamówić jeszcze jedną kolejkę martini.Pamiętasz tę szalenie zabawnąchwilę, gdy jakiś świr mnie postrzelił, a ty mi pomogłaś? Albo ten paskudny incydent zchodzącym trupem w podziemiach Holborn, kiedy wyciągnęłaś mnie stamtąd? PamiętaszBalham, pamiętasz elektryczne skrzydła, pamiętasz, jak lecieliśmy? Uważam, że to byłowyjątkowo szatańskie.Prawie że słyszałem stukot kopyt przebijający się przez hałasy metra.Coś miękkiego i ciepłego owinęło się wokół mojej szyi, po czym szybko zrobiło sięznacznie twardsze i zimniejsze.Uniosłem rękę, wymacałem nadgarstek i rękaw, spróbowałemodciągnąć jej palce, ale nie zdołałem tego zrobić.Słyszałem szum krwi w uszach, każdyoddech przypominał przepychanie piłek krykietowych przez sito.- Nienawidzę cię - wydyszała.Wydałem z siebie dzwięk brzmiący jak papier ścierny trący o tablicę.Nie było mniestać na nic więcej.- Nienawidzę cię.Nienawidzę cię, Matthew.Nienawidzę.W moim mózgu orkiestra os grała pożegnalne tango.- Czemu tego.czemu tego.czemu tego nie zrobiłeś, kiedy cię prosiłam? Dlaczegomnie nie zabiłeś?- Przepraszam - wycharczałem.- Nigdy mnie nie słuchasz!- Przepraszam.To najwyrazniej nie wystarczyło.Oda znowu nami potrząsnęła.- Dlaczego nigdy mnie nie słuchasz?!- Przepraszam!- Dlaczego jej nie uratowałeś?! - wykrzyczała.W tej samej chwili ujrzeliśmy gwiazdy przed oczyma.Potrząsnęła nami raz jeszcze ipchnęła nas na ziemię.Odruchowo osłoniłem rękami głowę, i podciągnąłem kolana pod brodę, czekając, aż zrobi się gorzej.Nie zrobiło się.Usłyszałem.coś, co niemal mogłoby być kobiecym płaczem.- Przepraszam, Odo - wyszeptałem.- Próbowałem.- Ale za słabo!Głos, który wywrzeszczał te słowa, nie należał do Ody, nie całkiem.Dzwięk wniknąłw nasze uszy i wyszedł drugą stroną, sprawił, że żołądek opadł nam do kolan, wypełniłnozdrza gorącą krwią, podrażnił język smakiem żelaza, zapłonął na powierzchni naszej skóry.- Odo! - dobiegł skądś głos, który mógł być moim głosem.- Przestań! Odo! Przestań!Spójrz na siebie!Przestała.Przez krótką chwilę mogliśmy jedynie oddychać, a i to tylko wysiłkiem woli, któryHerkulesa uczyniłby kaleką.Cisza.Nawet nie wiedziałem, czy Oda nadal tu jest.- Odo? - zapytałem przez osłaniające twarz dłonie.- Odo?- Chcemy.potrzebuję.Spróbowałem się podnieść, ale szybko dałem za wygraną.- Nie mogę.proszę.nie mogę.- Wstawaj, Matthew - zabrzmiał w mojej głowie głos Bakkera.- Nie mogę.To był głos Ody, słyszalny gdzieś w pobliżu.- Wstawaj!- Nie mogę.- Niebieskie elektryczne anioły nie giną w ten sposób!Podjęliśmy kolejną próbę.Włożyliśmy w nią tyle skupienia, że żaden bohaterski czynnie mógłby wymagać go więcej.Czuliśmy między palcami krew, lepką brzydką ludzką krew,ciepłą i wilgotną, czuliśmy jej niezdrowy smak na wargach, spływała nam wewnątrz nosa,gromadziła się w uchu.Ta świadomość omal nie obaliła nas z powrotem na ziemię, omal nieokaleczyła, nim zdołaliśmy wziąć się w garść.Pomyśleliśmy o Robercie Bakkerze, o jegoarogancji i próżności.O Penny i o tym, jak otaczające ją powietrze zapłonęło.O Theydonierozdrapującym rozpaczliwie swą twarz, o tym, jak Toxik wydmuchiwał w powietrze dympapierosowy, o dotyku ust Lady Neon, o tym, jak wyglądała Leslie Dees w chwili śmierci ijak głowa JG odbiła się od ziemi.- W porządku.Wszystko będzie w porządku - odezwaliśmy się, nie mogąc do końca uwierzyć, że to my wypowiadamy te słowa.- Czarnoksiężniku?- Wszystko będzie dobrze, Odo.- Przez ciebie pójdę do piekła.- Nie chciałem tego, Odo.Naprawdę nie chciałem.- Będę płonęła.Płonęła przez całą wieczność.- Nie.- W piekielnym ogniu.- Nie.- Ja.ja.my.ja.proszę, ja.Wyciągnęliśmy na oślep rękę, znalezliśmy koniuszek jej buta i oparliśmy palce o jegobrzeg.- Przepraszamy, Odo.Wybacz nam.- Czy.czy potrafisz nas powstrzymać?- Nie.- Dlaczego? Dlaczego nie potrafisz?Podczołgaliśmy się trochę bliżej, drżąc z wysiłku.- Wiemy, czym jest piekło, Odo.Wydała z siebie dzwięk przypominający śmiech.- Pewnie, że wiecie.- To otchłań.Wielka czarna otchłań, spadanie bez końca.Zdrowi na umyśle ludziewpadają w niej w obłęd.Jest tak szeroka, głęboka i mroczna, że nie warto nawet próbować sięz niej wygramolić.Na jej dnie nie ma nadziei, ale na górze widać odrobinę światła, żebyczłowiek pamiętał wszystko, co utracił, nawet jeśli nigdy już ich nie odzyska.Dzięki temuświatłu może też zobaczyć niezliczone okropieństwa, ale nie ma komu o nich opowiedzieć, aświatła jest za mało, by mógł sobie uświadomić, że to tylko cienie.Pójdziesz do piekła, Odo.Usłyszałem śmiech, który mógł być łkaniem.- Widziałaś je, prawda? Tę wielką mroczną czeluść pełną ludzkich rąk, próbującychcię pochwycić, kiedy spadasz.Musiałaś je widzieć, tylko to mogło umożliwić Zaciemnieniuwejście w ciebie.No wiesz, tym właśnie jest Zaciemnienie.Bezkresnym spadaniem wciemność: nie może połączyć się z kimkolwiek, wyżreć dowolnych oczu.Tylko te, którewidziały za dużo.- Być może powinniśmy cię zjeść - wyszeptała.- Na końcu wszyscy widzą, czymjesteśmy.Nawet najpiękniejsi, najbogatsi, najpotężniejsi i najinteligentniejsi.Wszyscy. Dlatego wydzierają sobie oczy.- Ale tylko nieliczna garstka może się stać tym, kim ty jesteś.Wsuwasz się pod ichskórę, wnikasz do krwi, stajesz się wielką czarną otchłanią tkwiącą w ich środku, każesz imchodzić i mówić, a każdy, kto spojrzy na ciebie, tylko spojrzy, ujrzy na krótką chwilę to,czym jesteś naprawdę, i to wystarczy z nawiązką.Z bardzo, bardzo wielką nawiązką.Potrafięzrozumieć, dlaczego potrafiłeś wykorzystać Odę.- Jesteśmy jednym i tym samym.- Jej ciało, jej życie.- Jesteśmy.jestem.nikogo nie wykorzystujemy.Jesteśmy jednym i tym samym.- A którym z nich jesteś teraz? - zapytałem.- Ja.my [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl