[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale ogromny Szwed miał ju\ dość.Powiedział coś, cze-go nikt nie usłyszał, odwrócił się i odszedł w głąb ciemnej ulicy.Innipodą\yli za nim.Dopiero gdy oddalili się na bezpieczną odległość,ponownie dały się słyszeć ich gniewne głosy.Ze stodoły, zamienio-nej tymczasowo na kościół, dobiegła nagle pieśń.Shęfnie zrozu-miał z początku zniekształconych, łacińskich słów, łecz wówczasgermańscy Ritters zwarli ciaśniej szeregi i te\ zaczęli śpiewać.Ve-xilla regis prodeunt.Sztandary zwiastują przyjście Króla.W komnacie, niezbyt odległej od tamtego miejsca, ziemski królw złotej koronie na długich, jasnych, splecionych w warkocze wło-sach słuchał gromady doradców, którzy otaczali go ciasnym krę-giem.Mieli na sobie bogate szaty, lecz w dłoniach trzymali osobli-we przedmioty: grzechotki, ususzone końskie penisy i białe, lśniąceczaszki.-.\adnego szacunku dla bogów! - krzyczeli.- Nieszczęścia spa-dają na twoje królestwo.Chrześcijanie włóczą się po kraju i nikt ichnie powstrzyma.Odpłynęły ławice śledzi, zbiory są marne, a śniegjeszcze nigdy nie spadł tak wcześnie.Zaradz temu, albo spotka cięlos głupiego króla Orma!Król wzniósł rękę.- Co powinienem uczynić?- Złó\ wielką ofiarę.Prawdziwą ofiarę w Uppsali.Nie dziewięćwołów, dziewięć koni i dziewięć psów.Wypleń wszelkie zło z twegoStrona 231 Harrison Harry - Mlot I Krzyz02.Droga królakrólestwa.Zniszcz całą truciznę.Dziewięćdziesięciu mę\czyzn i dzie-więćdziesiąt kobiet musi zawisnąć na świętych drzewach, a krewwielu innych wsiąknąć w ziemię.Nie krew starych, niedołę\nych,kupowanych za bezcen niewolników, ale prawdziwych złoczyńców.Chrześcijan, czarownic, czarowników, Finów i kłamliwych kapła-nów Drogi do Asgardu! Powieś ich wysoko, a zyskasz łaskę bogów.Oszczędz ich, a znów będziemy spoglądać na Eiriksgata.Droga Jedynego Króla, przypomniał sobie Shef słowa Hagbar-tha.Droga, którą musi przebyć przyszły król Szwedów, przyjmującka\de wyzwanie Ten król musiał po niej kroczyć.- Dobrze więc - rzekł król grzmiącym głosem.- Tak właśnieuczynię.Shef zobaczył teraz wielkąpogańską świątynię w Uppsali, jej ostre,spadziste dachy, spiętrzone wysoko, ozdobione na rogach głowamismoków, a na drzwiach fantastyczne płaskorzezby z czasów mitycz-nych królów.Nie opodal wznosił się święty dąb, gdzie Szwedzi odtysiąca lat składali swoje ofiary.Skrzypiały zgięte pod cię\arem gałę-zie.Kołysały się na nich ciała mę\czyzn, kobiet, psów, a nawet koni.Wisiały tam, póki nie zgniły i nie spadły, ziejąc pustymi oczodołami,szczerząc obna\one zęby.Nad całą okolicą unosił się święty fetor.Shef znów był w namiocie, wracała ostrość widzenia.Tym ra-zem nie poderwał się na nogi, zmęczenie i groza przytłaczały go.- Co ty widzieć? - spytał Piruusi.On te\ wydawał się zmęczony,jakby zobaczył coś, czego nie chciał oglądać, lecz był nie mniej przejęty.- Zmierć i niebezpieczeństwo.Dla mnie, dla ciebie.Szwedzi.Piruusi splunął na podłogę namiotu Pehto.- Szwedzi zawsze niebezpieczeństwo.Jeśli nas znalezć.Mo\e tyte\ to widzieć?- Jeśli zobaczę to wyraznie, powiem ci.- Chcesz więcej sikać?- Więcej nie.- Więcej tak.Ty wielki - wielki spamathr.Pić to, co przejśćprzez nasz spamathr.Jak to jest po angielsku, zastanawiał się mgliście Shef.Mę\czy-zna mógł być wicca, kobieta wiece.Tęga głowa.Tęgi to gruby, tłu-sty.Tłusty połeć słoniny.Jak poćwiartowana ludzka tusza, wiszącaw wędzarni.Podniósł się z trudem i stanął nad naczyniem.Wiedział, \e ostatnie dwie sceny rozgrywały się " teraz ".Nie " tu-taj ", to znaczy nie w namiocie fińskiego czarownika, ale " tutaj " naświecie.Jego duch przemieszczał się tylko w przestrzeni.Tym razem nie było to ani " tu ", ani " teraz", nie w tym znacze-niu.Znałazł siew innym świecie.Czuł, \e przebywa pod ziemią w ja-kimś miejscu bez światła, gdzie jednak dochodził skądś nikły blask.Kroczył przez ogromny, sklepiony most, w dole z hukiem płynęłarwąca rzeka.Dochodził ju\ do końca mostu, lecz coś zagradzało mudrogę.Nie mur.Raczej sieć.To była włók-ściana, która broniładostępu do Hel.Dziwne, poniewa\ "włók" oznaczał tak\e śmierćwielorybów.Na sieć napierały i patrzyły na Shefa twarze, których nie miałochoty oglądać.Mimo to szedł dalej.Tak jak się obawiał, pierwszawykrzywiona nienawiścią twarz nale\ała do Ragnhildy, która wy-pluwała z siebie pełne goryczy słowa, szarpiąc siecią jakby chciałarzucić się na niego.Ale sieci nie mogła naruszyć ręka człowieka,\ywego czy umarłego.Z piersi Ragnhildy kapały cię\kie krople krwi.Za nią stał mały chłopiec o zdziwionych oczach.Nie było w nichnienawiści, chyba nie rozpoznawał Shefa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl