[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podniósł rękę, jakbyznowu chciał mnie uderzyć.Wzdrygnęłam się.- Tove! - Loki podbiegł do niego.- Loki! - Bałam się, że go uderzy, ale nie, złapał go tylko za barkii odwrócił w swoją stronę.Tove wykręcał się, jednak już pochwili osunął się bezładnie i Loki musiał go podtrzymać.Przesunęłam się, żeby nie blokować mu drogi do łóżka.- Przepraszam - mruknęłam, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.- Nie przepraszaj, chciał cię uderzyć.- Nieprawda.- Pokręciłam głową.- To znaczy, owszem, chciał,ale nie był sobą.To nie w jego stylu.Nie zrobiłby nikomukrzywdy, on po prostu. Urwałam.Chciało mi się płakać.Twarz piekła żywym ogniem wmiejscu, w którym Tove mnie uderzył, ale nie od tego zbierało misię na łzy.Tove jest chory i będzie tylko gorzej.Jutro znowupoczuje się lepiej, ale z czasem moc doprowadzi go do obłędu.Loki opierał się o framugę i z bolesną intensywnością wpatrywałw mój policzek.Pulsował cały czas.Domyśliłam się, że został nanim czerwony ślad.Zawstydzona, odwróciłam się.- Nic mi nie jest - mruknęłam.- Nieprawda - prychnął.- Mam w nosie, czy to twój mąż, nieobchodzi mnie, czy traci rozum.Nie ma żadnegousprawiedliwienia.Uderzył cię i jeśli zrobi to jeszcze raz.-Zacisnął zęby, w jego oczach błysnęła opiekuńcza iskra.- Nie zrobi tego - zapewniłam, choć nie miałam wcale takiejpewności.- Oby - burknął, ale jego gniew ustąpił.Delikatnie dotknął megoramienia.- No, chodz.Nie zostaniesz z nim na noc. NocPosłałam po Aurorę i poprosiłam, by została z Tove na noc.Miałam wyrzuty sumienia, że go zostawiam, ale ona lepiej sobiez nim poradzi, gdyby znowu mu odbiło.W związku z tym, że Aurora przeniosła się do Tove, ja zajęłamjej pokój.W kącie stało wielkie łoże z baldachimem iczerwonymi zasłonami.Opierało się o krzywą ścianę, przez copokój wydawał się jeszcze mniejszy.- Dobrze się czujesz? - zapytał Loki.Stał w progu, opierał się oframugę.- Tak, świetnie - skłamałam i przysiadłam na łóżku.- Królestwosię wali, giną ludzie, muszę zabić własnego ojca, a mój mążoszalał.- Wendy, to nie twoja wina.- Cóż, wydaje mi się, że to wszystko to moja wina - szepnęłam.Aza spłynęła mi po policzku.-Wszystko popsułam.- To nieprawda.- Podszedł do mnie, przysiadł na łóżku.- Niepłacz, Wendy. - Nie płaczę - skłamałam.Otarłam oczy i spojrzałam na niego.-Właściwie dlaczego jesteś dla mnie taki dobry?- A właściwie dlaczego miałbym nie być? - zapytał zdumiony.- Dlatego.- Wskazałam bliznę na jego piersi.- To moja wina.- Nie.- Energicznie pokręcił głową.- To wina złego króla.- Ale gdybym u niego została, gdybym z nim odeszła, niedoszłoby do tego wszystkiego - chlipnęłam.- Ci wszyscy ludzieżyliby nadal.Nawet Tove byłby w lepszym stanie.- A ty byłabyś martwa.- Wpadł mi w słowo.-A król nadalnienawidziłby Trylle, może jeszcze bardziej, bo obwiniałby je zato, że zrobiły ci pranie mózgu.Wcześniej czy pózniejzaatakowałby i zagarnął królestwo.- Może tak, może nie.- Wzruszyłam ramionami.- Przestań.- Objął mnie i w jego ramionach było ciepło ibezpiecznie.- Nie jesteś wszystkiemu winna i nie możeszwszystkiego naprawić sama jedna.- Nie daję rady.- Przełknęłam z trudem ślinę i spojrzałam naniego.- Z niczym nie daję rady.- Och, uwierz mi, dajesz, i to świetnie.- Z uśmiechem odgarnąłmi kosmyk z twarzy.Spojrzał mi w oczy i poczułam znajome pragnienie, silniejsze zakażdym razem, gdy go widziałam.- Dlaczego chciałeś, żebym to zapamiętała? - zapytałam.- Co? - W twoim pokoju.Powiedziałeś, że mam zapamiętać, żechciałam cię pocałować.- Więc przyznajesz, że tego chciałaś?- Loki.- Wendy.- Przedrzezniał mnie jak echo.Uśmiechnął się.- Dlaczego mnie wtedy nie pocałowałeś? - zapytałam.- Czy to niebyłoby lepsze wspomnienie?- To nie była odpowiednia chwila.- Dlaczego nie?- Miałaś zadanie do wykonania.Gdybym cię wtedy pocałował,trwałoby to tylko chwilę, bo bardzo się spieszyłaś.A chwila to zamało.- A kiedy nadejdzie odpowiedni moment?- Nie wiem - odparł szeptem.Dotknął mojego policzka, starł łzę, wpatrywał się we mnie.Pochylił się, musnął ustami moje wargi.Najpierw lekko, jakbychciał się upewnić, że to dzieje się naprawdę.Całował mniedelikatnie, słodko, zupełnie inaczej niż Finn.Zaraz odepchnęłam od siebie myśl o Finnie.W tej chwili niechciałam myśleć o niczym, innym, nie chciałam czuć nic innegopoza bliskością Lokiego.Zmęczenie ustąpiło, wypełniało mniecoś innego, ciepłego, intensywnego.Całował mnie coraz mocniej, pchnął mnie na łóżko, objął w talii,podciągnął wyżej na posłaniu.Przywarłam do niego, wbiłampalce w jego nagie plecy.Jego blizny były jak alfabet Braille'a.Blizny, których nabawił się przeze mnie. - Wendy - szepnął.Całował moją szyję, błądził ustami po skórze,przyprawiał o dreszcze.Przerwał tylko po to, by na mnie spojrzeć.Jasne włosy opadły muna oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl