[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- ZakÅ‚ad? - powtórzyÅ‚.CzuÅ‚a, jak sÅ‚owo nie wiÄ™znie jej w gardle,jedyne, do czego byÅ‚a zdolna, to zamrugać w odpowiedzi powiekami.BiorÄ…c to za potwierdzenie, rozpromieniony Graham odwróciÅ‚ siÄ™ doJoego.- MyÅ›lÄ™, że przejdziemy od razu do deseru.- OczywiÅ›cie - zgodziÅ‚ siÄ™ Joe, a Ellie zauważyÅ‚a, jak drgajÄ… mu wÄ…sy.- CoÅ› konkretnego?Graham ledwo mógÅ‚ pohamować swój entuzjazm.- Poprosimy o dwa czarne księżyce - powiedziaÅ‚ odrobinÄ™ za gÅ‚oÅ›no ijedyne, co mogÅ‚a uczynić Ellie, to patrzeć szeroko otwartymi oczami, jak Joe kiwa gÅ‚owÄ…, zamyka bloczek ibÅ‚yskawicznie zabiera karty.Kiedy wÅ‚aÅ›ciciel restauracji odszedÅ‚, Graham zwróciÅ‚ siÄ™ ponowniedo Ellie.- No i klops - powiedziaÅ‚ z udawanÄ… rozpaczÄ… - zdaje siÄ™, żeprzegraÅ‚em.PotrzÄ…snęła gÅ‚owÄ….- Kiepski z ciebie aktor.- Hej! - zaprotestowaÅ‚, ale uÅ›miechaÅ‚ siÄ™ od ucha do ucha.- Staram siÄ™po prostu być dobrym kumplem.- Grahamie - powiedziaÅ‚a Ellie, spuÅ›ciwszy wzrok na talerz.- Ja niemogÄ™.- Nie możesz jeść czarnych księżyców?- Wiesz, o co chodzi.- PrawdÄ™ mówiÄ…c, nie.Ja mam pieniÄ…dze.Ty ich potrzebujesz.Prostejak drut.- Nie mogÄ™ siÄ™ na to zgodzić - oponowaÅ‚a, krÄ™cÄ…c gÅ‚owÄ….- CoÅ› ci powiem.Dorzucisz wiersz i bÄ™dziemy kwita.SpojrzaÅ‚a naniego w osÅ‚upieniu.- Na koniec kursu.ChcÄ™ dostać jeden twój wiersz - dodaÅ‚.- Ja nie p i s z Ä™ poezji.Zwyczajnie lubiÄ™ jÄ… czytać.- Okej - rzuciÅ‚ wesoÅ‚o.- W takim razie wezmÄ™ wiersz jakiegoÅ›umarlaka.W którejÅ› z ramek.Co ty na to?- Grahamie - powiedziaÅ‚a Å‚amiÄ…cym siÄ™ gÅ‚osem.- To nie jest twójproblem.- Dotyczy ciebie - rzekÅ‚ z lekkim uÅ›miechem, jakby to byÅ‚wystarczajÄ…cy powód, który wszystko wyjaÅ›nia.Ellie poczuÅ‚a wtedy przypÅ‚yw wdziÄ™cznoÅ›ci, powolne ustÄ™powanienajbardziej zatwardziaÅ‚ego uporu.Bez wzglÄ™du na to, jak bardzostaraÅ‚a siÄ™ skierować myÅ›li na inne tory, wciąż krążyÅ‚y wokół zdjęć Harvardu, które oglÄ…daÅ‚a, budynkówz czerwonej cegÅ‚y i zasypanych liśćmi chodników, sal wykÅ‚adowych,gdzie mogÅ‚aby pogłębiać wiedzÄ™ o swoich ulubionych poetach.Wpewnym sensie w naturalny sposób wyobrażaÅ‚a sobie tam swojÄ…obecność, czuÅ‚a, jak poddaje siÄ™ magnetycznej sile tego miejsca.- ZakÅ‚ad to zakÅ‚ad - mówiÅ‚ Graham.- To jest jak najbardziej fair.Joe ponownie zjawiÅ‚ siÄ™ przy ich stoliku, ale tym razem niósÅ‚ dwatalerze.Na każdym leżaÅ‚y trzy czarne księżyce, uÅ‚ożone artystyczniejeden na drugim.Ellie wyprostowaÅ‚a siÄ™, by mieć lepszy widok.PrzypominaÅ‚y wielgachne markizy, dwa ogromne ciasteczkaczekoladowe przeÅ‚ożone grubÄ… warstwÄ… biaÅ‚ego lukru.Gdy Joe stawiaÅ‚przed nimi deser, usiÅ‚owaÅ‚a wyobrazić sobie, ile Graham musiaÅ‚ zadaćsobie trudu, żeby je tu sprowadzić.ZÅ‚ożyÅ‚ obietnicÄ™ i jej dotrzymaÅ‚.Tak jak zapowiedziaÅ‚.- A wiÄ™c - powiedziaÅ‚ Joe - kto wygraÅ‚ zakÅ‚ad?- Ona - odparÅ‚ Graham, a Joe delikatnie Å›cisnÄ…Å‚ ramiÄ™ Ellie, po czymodmaszerowaÅ‚ z powrotem do kuchni.Po jego odejÅ›ciu po raz kolejny podniosÅ‚a wzrok.- Grahamie - zaczęła, on zaÅ› spojrzaÅ‚ na niÄ… z takÄ… intensywnoÅ›ciÄ…, żezaparÅ‚o jej dech.- Klamka zapadÅ‚a.ZaÅ‚atwiÅ‚em wszystko dziÅ› rano.- NaprawdÄ™?- NaprawdÄ™.Jedziesz na Harvard.UÅ›miechnęła siÄ™.- W każdym razie na kilka tygodni.- Na dobry poczÄ…tek.- DziÄ™kujÄ™ - rzekÅ‚a, czujÄ…c, że sÅ‚owa nie wyrażą tego wszystkiego, conaprawdÄ™ chciaÅ‚a Grahamowi powie- dzieć.Lecz zaraz potem wydaÅ‚o siÄ™ jej, że zrozumiaÅ‚ i to jakimÅ›cudem wystarczy.- A teraz zajadaj - zachÄ™caÅ‚, biorÄ…c ciastko.- Nie możesz zwać siÄ™prawowitÄ… mieszkankÄ… stanu Maine, dopóki nie skosztujesz tegostanowego specjaÅ‚u.Pózniej wyszli razem z restauracji na pogrążonÄ… w mroku ulicÄ™.NiebyÅ‚o jeszcze dziewiÄ…tej, ale chodniki prawie caÅ‚kiem opustoszaÅ‚y,wszystkich wymÄ™czyÅ‚a wczorajsza Å›wiÄ…teczna zabawa.Pomimopustek w miasteczku wspólne przebywanie w publicznym miejscuwywoÅ‚ywaÅ‚o nieoczekiwany dreszczyk emocji, kiedy wiÄ™c GrahampodaÅ‚ Ellie rÄ™kÄ™, zÅ‚apaÅ‚a jÄ… i ruszyli przed siebie.- Pewnie cieszysz siÄ™ z powrotu do Kalifornii, PÄ™pka Zwiata -zauważyÅ‚a, gdy wÄ™drowali zakosami przez skwer.- Może odrobinÄ™ - przyznaÅ‚.- Ale bÄ™dÄ™ tÄ™skniÅ‚ za Fi* pidówÄ… w stanieMaine.- Może kiedyÅ› tu wrócisz - powiedziaÅ‚a, rzucajÄ…c mu z bokuspojrzenie.SpodziewaÅ‚a siÄ™ po nim jakiegoÅ› żartu, tymczasem Graham rozważaÅ‚ten pomysÅ‚ przez chwilÄ™, po czym z poważnÄ… minÄ… pokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ….- Może.- Przechodzili obok miejsca, w którym siedzieli poprzedniegowieczoru, wpatrzeni w siebie nawzajem, jakby Å›wiat wokół nich nieistniaÅ‚, jakby nie wybuchaÅ‚y sztuczne ognie ani nie dudniÅ‚a muzyka.-Albo spotkamy siÄ™ gdzie indziej.- SÄ… jakieÅ› szanse, że twoje Å›wiatowe tournée zawiedzie ciÄ™ doBostonu?- Nie zawadziÅ‚oby sprawdzić w kalendarzu.Ale to niewykluczone. - Z pewnoÅ›ciÄ… udaÅ‚oby siÄ™ nam wpaść w mnóstwo tarapatów.Graham siÄ™ rozpromieniÅ‚.- Zawsze chciaÅ‚em ukraść łódkÄ™ w ksztaÅ‚cie Å‚abÄ™dzia.-1 bÄ™dziemy dosiebie pisać - ciÄ…gnęła Ellie, nie oglÄ…dajÄ…c siÄ™ na niego.-1 bÄ™dziemy do siebie pisać - powtórzyÅ‚.- Tylko nie pokręć adresu mailowego.- To zupeÅ‚nie nie w moim stylu - zapewniÅ‚ Graham z uÅ›miechem.Mijali znajome miejsca jedno po drugim, jak gdyby odtwarzaliwstecz minione tygodnie: trawnik obok parkowego pawilonu, gdziestali, kiedy chÅ‚opak pobiegÅ‚ za niÄ… w samych kÄ…pielówkach; witrynadelikatesów z zamkniÄ™tymi w tej chwili na gÅ‚ucho okiennicami, gdzierozsypaÅ‚a cukierki; miejsce, gdzie ujrzaÅ‚a go po raz pierwszy, kiedywydawaÅ‚ siÄ™ taki odlegÅ‚y i zaskakujÄ…co smutny, a ów smutek byÅ‚ takgłęboki, że zmusiÅ‚ jÄ… do zatrzymania siÄ™ i patrzenia.Teraz z jego oczu znikÅ‚o tamto przygnÄ™bienie.ZastÄ…piÅ‚o je coÅ› lżejszego, spokojniejszego.Nie ustalali, dokÄ…d pójdÄ…, lecz mimo to istniaÅ‚o miÄ™dzy nimi niemeporozumienie, wcale nie mniej pewne przez to, że niewypowiedziane.Gdy dotarli do zagajnika, z którego wychodziÅ‚o siÄ™ na plażę - nie bylejakÄ… plażę, bo i c h plażę - skrÄ™cili tam oboje bez słów.Przy wejÅ›ciuGraham siÄ™ zawahaÅ‚.Ale tylko na moment.Ellie delikatnie pociÄ…gnęłago za rÄ™kÄ™, przeprowadzajÄ…c przez granicÄ™ dzielÄ…cÄ… drogÄ™ od drzew,pózniej drzewa od kamieni, a wreszcie kamienie od wody, w którejznikaÅ‚y.Ellie czuÅ‚a, jak na widok oceanu jej serce przepeÅ‚nia radość.Odbicieksiężyca kÅ‚adÅ‚o siÄ™ na tafli oceanu smugÄ…, jakÄ… pozostawia po sobie pÅ‚ynÄ…ca łódz.Wiatr niósÅ‚ morski zapach,sÅ‚ony, gÄ™sty, gwiazdy rozÅ›wietlaÅ‚y niebo.Zrzucili sandaÅ‚y i zeszli nabrzeg, zatrzymujÄ…c siÄ™ na skraju wody, równie czarnej jak niebo.- Uwielbiam to - powiedziaÅ‚a Ellie, poruszajÄ…c palcami stóp.Graham siÄ™ uÅ›miechnÄ…Å‚.- Wiem.FigurowaÅ‚o na twojej liÅ›cie.W mroku trudno byÅ‚o odszukać skałę, na której siedzieli tamtegodnia, tÄ™, która wystawaÅ‚a z wody, pÅ‚aska, równa i szeroka, jakbyprzeznaczona wyłącznie do tego celu.Zwiesili nogi i nimi machali,rozbijajÄ…ce siÄ™ fale opryskiwaÅ‚y stopy wodnÄ… mgieÅ‚kÄ….Patrzyli naksiężyc oraz granatowy bezmiar oceanu, wysyp gwiazd na po-plamionym atramentem niebie.-1 co teraz? - zapytaÅ‚a, a Graham na niÄ… spojrzaÅ‚.WstrzymaÅ‚a oddech, czekajÄ…c, aż powie prawdÄ™, którÄ… znali oboje: żenazajutrz wyjeżdża.I bÄ™dÄ… musieli siÄ™ pożegnać.- Teraz - rzekÅ‚, biorÄ…c jÄ… za rÄ™kÄ™ - teraz czekamy.- Na co?- Na jutro.Zerknęła na niego z ukosa, on zaÅ› uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ szeroko.- Wszystko przestaje być straszne, kiedy widzisz, jak nadchodzi.- To prawda - przyznaÅ‚a szczerze [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl