[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To jest naprawdę wielki sukces.Wygrałaś ciężką bitwę i możeszwygrać następne  pokonać pozostałe lęki.Jeden po drugim.Będęwalczył po twojej stronie.Wybierzemy lęk, który należy zniszczyć, iwspólnie obmyślimy strategię dla jego pokonania, krok po kroku.Niespiesznie.%7łeby się nie bać.Możemy zacząć na następnej sesji  wponiedziałek.Powstałem z fotela.Nie poruszyła się. Ja chcę jeszcze rozmawiać. Również tego chcę, ale nasz czas dobiegł końca. Tylko troszkę  jęknęła. Naprawdę musimy już kończyć.Zobaczymy się w poniedziałek.To jest zaledwie.Wziąłem ją za ramiona.Odepchnęła mnie, a jej oczy napełniły sięłzami. Melisso, przykro mi.Chciałbym, żeby.Szybko wstała ipogroziła mi palcem. Jeśli masz mi pomagać, to dlaczego nie chcesz pomóc teraz? Tupnęła nóżką. Ponieważ nasze spotkanie ma określone granice czasowe. Czemu? Myślę, że wiesz. Bo musisz leczyć inne dzieci? Tak. A jak się one nazywają? Nie mogę o tym mówić. Czy one są ważniejsze ode mnie? Nie są ważniejsze.Jesteś dla mnie bardzo ważna. To czemu mnie wyrzucasz?Zanim zdołałem odpowiedzieć, zalała się łzami i pobiegła dopoczekalni.Podążyłem za nią, rozmyślając o nieprzekraczalności trzechkwadransów, o bałwochwalstwie zegara.Wiedziałem również o znaczeniu ograniczeń w stosunku do każdego dziecka, a szczególnie dotego, które zostało skazane na lata dzieciństwa w straszliwej,pozbawionej granic krainie baśni.Nie ma rzeczy straszniejszej od baśni.Kiedy wszedłem do poczekalni, stała już uczepiona rękiHernandeza, płaczliwie powtarzając: Sabino, idziemy!Sabino był zakłopotany i zatroskany jednocześnie.Spojrzał na mniepodejrzliwie. Jest trochę zdenerwowana  wyjaśniłem. Proszę przekazać pani,że oczekuję jej telefonu.Odpowiedział pustym spojrzeniem. Su madre  rzekłem. El telfono.Następna sesja w poniedziałek opiątej.Lunes.Cinco. Aha  wystękał.Wciąż wpatrywał się we mnie, miętosząckapelusz.Melissa tupnęła nogą i krzyknęła: Nigdy! Nigdy tu nie wrócę! Nigdy!Mocno pociągnęła za twardą, zbrązowiałą rękę.Hernandez nieporuszał się i wciąż nie spuszczał ze mnie wzroku.Miał załzawioneoczy, ciemne i smutne, jakby rozpamiętywał zasłużoną reprymendę.Pomyślałem o wysiłkach podejmowanych dla ochrony tego dzieckaprzed najmniejszym dyskomfortem psychicznym, o wysiłkach, którespełzały na niczym. Do zobaczenia.Do poniedziałku  rzekłem. Przenigdy!  krzyknęła z całych sił i wybiegła.Hernandez włożył kapelusz i podążył w ślad za nią.Pod koniec dnia sprawdziłem, czy nie zostawiono mi wiadomości zSan Labrador.Zachodziłem w głowę, jak Hernandez porozumiewa się z Jacobem.Przygotowałem się na formalną rezygnację z dalszej terapii.Nieotrzymałem żadnych nowych informacji tego wieczora ani następnego dnia.Może nie stosuje się takiej kurtuazji w stosunku do plebejusza?Zadzwoniłem do domostwa Dickinsonów.Po trzecim sygnalesłuchawkę podniósł Dutchy. Dzień dobry, doktorze  powiedział jak zwykle grzecznie. Chciałbym się upewnić co do poniedziałkowej sesji. Poniedziałek  odparł. Tak, mam zanotowane.Piąta popołudniu, prawda? Tak. Czy przypadkiem nie miałby pan czasu wcześniej? Zatłoczoneautostrady. Panie Dutchy, mogę zaoferować tylko tę godzinę. Więc o piątej.Dziękuję za telefon, doktorze. Jeszcze chwilę  powiedziałem szybko. Muszę wiedzieć o jednejrzeczy.Ostatnio Melissa opuściła mój gabinet z płaczem. Tak? Gdy zjawiła się w domu, była w dobrym nastroju. Czy nie mówiła, że nie chce przyjść w poniedziałek? Nie.A o co poszło, doktorze? Nic poważnego.Chciała zostać dłużej.Kiedy wyjaśniłem, że toniemożliwe, wybuchnęła płaczem. Rozumiem. Zapewne niczego się jej nie odmawia.Milczenie. Zwracam na to uwagę  kontynuowałem  ponieważ brakograniczeń może być tu jednym z problemów.Dla dziecka jest to jakdryfowanie po oceanie bez kotwicy.Pożądane byłyby pewne zasadniczezmiany w sposobie egzekwowania dyscypliny. Panie doktorze, to nie należy do moich kompetencji. Naturalnie.Przypominam sobie.Proszę więc przekazać słuchawkępani Dickinson, żebym sam mógł z nią o tym porozmawiać. Obawiam się, że pani Dickinson jest w tej chwili niedysponowana. Mogę zaczekać.Albo przedzwonię za jakiś czas, jeśli da mi panznać, kiedy pani będzie dysponowana.Westchnął.  Doktorze, nie potrafię przenosić gór. Chyba tego nie żądam?Milczał pokasłując. Czy mógłby pan przekazać wiadomość?  zapytałem. Oczywiście [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl