[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zauważyła, co takiego zrobił, że lufa pistoletu, z którego celowałdo niej ochroniarz, nagle została wygięta pod ostrym kątem izablokowana między prętami bramy.Hunter obrzucił ostrzegawczymspojrzeniem resztę mężczyzn.Najwyrazniej żaden nie miał ochoty nakonfrontację.Z radia znów odezwał się głos Victora Bishopa:- Niech ktoś mi, do diabła, powie, co się dzieje.Kto tam z wami jest?Teraz Corinne rozpoznała wśród ochroniarzy Masona, który odzawsze należał do personelu Mrocznej Przystani.Był to miły, alepoważny wampir, przyjaciel Brocka, który lubił jazz prawie tak samo jakona.Kiedyś pomadował mocno swoje rudawe włosy i zaczesywałmodnie, gładko do tyłu.Teraz był krócej ostrzyżony, a jego duże oczywydawały się przez to jeszcze większe.- Panienka Corinne? - rzucił z wahaniem, patrząc na nią, jakby niewierzył własnym oczom.- Ale.jakim cudem? To znaczy, dobry Boże.czy to.czy to naprawdę ty?Kiedy w milczeniu kiwnęła głową, na jego twarzy pojawił sięuśmiech.Wymamrotał coś, chwycił radio przypięte do klapy płaszcza iprzyciągnął bliżej ust.- Panie Bishop? Tu Mason.Jesteśmy przy bramie i.proszę pana, nieuwierzy pan, ale mamy tu przed sobą cud.52 Rozdzial 6Kobieta była bezpieczna, a zatem jego misja dobiegła końca.To właśnie powiedział sobie Hunter, kiedy Corinne Bishop przejęłaochrona jej ojca.Ochroniarze natychmiast otworzyli bramę i przeprosiliza swoje wrogie zachowanie.Mason miał łzy w oczach, głos mu sięzałamywał, ledwie panował nad emocjami.Wciąż powtarzał, że nie możeuwierzyć, że ją widzi.Wysłał przodem swoich ludzi, a sam objął Corinneza ramiona i poprowadził podjazdem w stronę domu.Hunter stał zaraz za bramą, patrząc za nimi.Doprowadził jąbezpiecznie do Mrocznej Przystani jej rodziny, a zatem mógł teraz wrócićna lotnisko, gdzie czekał na niego samolot, i odlecieć do Bostonu.Zachwilę Corinne Bishop znajdzie się w domu, a za kilka godzin on sampodejmie pościg za Dragosem i armią zabójców z Pierwszego Pokolenia,która jemu służyła.Jednak nadal pozostawała wizja Miry.Corinne odwróciła się ispojrzała na niego.Jej długie czarne włosy powiewały na wietrze, ichpasma przysłoniły blade policzki i czoło.Otworzyła usta, jakby chciałacoś powiedzieć, ale jej słowa porwał wiatr.Czuł na sobie jej udręczonywzrok, zupełnie jakby go dotykała.Patrzył na nią, ale tak naprawdę widział jej twarz skąpaną we łzach,zrozpaczoną, jak w wizji Miry.Słyszał jej głos, pełen strachu i cierpienia. Proszę, błagam cię.Kocham go.Pozwól mu żyć."Logika przypominała mu, że wizje Miry dotychczas zawsze sięsprawdzały, ale tym razem coś go wyjątkowo niepokoiło.53 Czuł, że ta wizja to zagadka, którą należy rozwiązać.Ponadtopodejrzewał, że może go doprowadzić do wroga, którego należy odnalezći usunąć.Ale patrząc na Corinne Bishop, podziwiając jej delikatną urodę i siłęwoli, która pozwoliła jej wyjść z godnością z lochów Dragosa, nie potrafiłsobie wyobrazić, że to właśnie on zada jej ogromny ból, jak było w wizji.Szanował ją ze względu na to, co wycierpiała z rąk Dragosa.Niechciał przysparzać jej nowych cierpień.To właśnie ta pozbawiona logiki, nazbyt ludzka część jego duszynakazywała mu wrócić do samochodu, zaparkowanego na podjezdzie.Jeśli teraz odejdzie, istnieje duża szansa, że nigdy więcej nie spotka tejkobiety.Jeśli wróci do Bostonu, wizja się nie sprawdzi.Kiedy robił pierwszy krok, frontowe drzwi rezydencji otworzyły sięgwałtownie.Usłyszał krzyk kobiety:- Corinne! Muszę ją zobaczyć! Chcę zobaczyć moją córkę!Hunter zatrzymał się i obejrzał przez ramię.Z domu wybiegłaatrakcyjna brunetka.Nawet nie zarzuciła na siebie płaszcza, zapewne poprostu porzuciła to, co robiła, i wybiegła.Miała na sobie białą satynowąbluzkę i wąską ciemną spódnicę.Jej wysokie obcasy stukały pospieszniew kamienne płyty podjazdu, kiedy biegła, zanosząc się płaczem, kuochroniarzom i Corinne.Corinne wybiegła jej na spotkanie.- Mamo!Kobiety chwyciły się gwałtownie w objęcia, obie równocześnieśmiały się i płakały, tuliły do siebie i szeptały coś, urywając słowa.Victor Bishop zjawił się chwilę pózniej.Jego twarz, widoczna wświetle księżyca, była blada i nieruchoma.Zmarszczył brwi nadnieruchomymi ciemnymi oczami.- Corinne.- powiedział zdławionym głosem.Uniosła wzrok, słyszącswoje imię, i pokiwała głową.54 - To naprawdę ja, tatusiu.O Boże.Nie sądziłam, że jeszcze kiedyśwas zobaczę.Hunter obserwował ich powitanie.Słyszał, jak zaskoczony ojciecCorinne usiłuje zrozumieć, co się dzieje.- Nie pojmuję, jak to możliwe - mówił.- Nie było cię tak długo,Corinne.Umarłaś.- Nieprawda - zapewniła go i wysunęła się z jego objęć, żeby na niegopopatrzeć.- Zostałam tamtej nocy uprowadzona.Mieliście uwierzyć, żenie żyję, ale ja żyłam.Przez cały czas byłam więziona.Ale to już nie maznaczenia.Jestem taka szczęśliwa, że znowu jestem w domu.Nigdy niesądziłam, że będę wolna.Victor Bishop powoli kręcił głową.Jeszcze mocniej zmarszczył brwi,wyraznie skołowany.- Nie mogę uwierzyć.Jak to możliwe, że stoisz tu przed nami?- Zakon - odparła Corinne.Ponad ramionami ochroniarzy odszukaławzrokiem Huntera.- Zawdzięczam życie wojownikom i ich partnerkom.Znalezli miejsce, gdzie byłam przetrzymywana.W zeszłym tygodniuuwolnili mnie i kilka innych kobiet i zawiezli w bezpieczne miejsce naRhode Island.- W zeszłym tygodniu? - powtórzył Bishop, wyraznie zaskoczony iporuszony.- I nikt nas nie zawiadomił? Powinniśmy zostaćpoinformowani, że nic ci nie jest.Na litość boską, powinniśmy zostaćzawiadomieni, że żyjesz!Corinne łagodnym gestem ujęła jego dłonie.- Chciałam wam to powiedzieć osobiście.Chciałam was widzieć, mócwas objąć, kiedy będę wam mówić, co się ze mną działo.- Posmutniała,co nie uszło uwagi Huntera.- Och, tatusiu.Tyle muszę wamopowiedzieć, tobie i mamie.Matka Corinne objęła ją i zaszlochała głośno.Victor Bishop zacisnął zcałej siły zęby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl