[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Davis przeniósł okno na stół obok przyrządu.Wertz, zadowolony, że aparatura jest już gotowa do pracy, rozdał wszystkim gogle.Davis wyłączył jarzeniowe lampy.W ciemności widać było tylko nikły klin światła,przesączającego się przez szparę w drzwiach do sąsiedniego laboratorium.Roy włożył gogle i razem z oboma technikami zbliżył się do stołu.Davis włączył laser.Kiedy strumień nierzeczywistego światła przesuwał się po dolnejlistwie okna, ujrzeli wyrazny ślad, zwapniały pod wpływem działania rodaminy: odrealnione,fluoryzujące zwoje linii papilarnych.- Mamy sukinsyna! - wykrzyknął Davis.- To może być czyjś przypadkowy odcisk - powiedział Roy.- Zobaczymy.- Wygląda na odcisk kciuka - zauważył Wertz.Zwiatło posuwało się dalej.Wokół klamki i wrzeciądza zapadki w środku dolnej listwyramy okna, jarzyło się więcej śladów palców.Całe pole: niektóre częściowe, niektórerozsmarowane, niektóre pełne i wyrazne.- Gdybym lubił się zakładać - powiedział Davis - postawiłbym dużą sumę pieniędzy nato, że okno zostało niedawno umyte i wytarte szmatą, co spowodowało brak śladów nasprawdzanym polu.Prócz tego założyłbym się, że wszystkie znalezione ślady należą do tejsamej osoby i że zostawił je ostatniej nocy twój człowiek.Były trudniejsze do wykrycia, gdyżmiał niewiele tłuszczu na końcach palców.- Tak, to prawda, on przyszedł, kiedy padał deszcz - powiedział z podnieceniem Wertz.- I może po wejściu do domu wytarł czymś ręce - dodał Davis.- Na wewnętrznej stronie dłoni nie ma gruczołów łojowych - tłumaczył Royowi Wertz.- Końce palców stają się tłuste od dotykania twarzy, włosów i innych części ciała.Istoty ludzkiebezustannie się dotykają.- Hej, tam - upomniał Davis głosem udającym surowość - nic z tego, przynajmniej tutaj,panie Wertz.Obaj wybuchnęli śmiechem.Gogle uciskały nasadę nosa Roya.Przyprawiały go o ból głowy.W migotliwym świetle lasera ujrzeli jeszcze jeden ślad.Nawet Matka Teresa, na domiarpo zażyciu dużej dawki amfetaminy, wpadłaby w depresję, przebywając w towarzystwieDavida Davisa i Wertza.Mimo to Roy, po ujrzeniu każdego nowego śladu, czuł się corazbardziej podniesiony na duchu.Tajemniczy mężczyzna wkrótce przestanie być tajemniczy.ROZDZIAA 7Dzień był ciepły, ale nie na tyle, żeby się opalać.Spencer zauważył jednak na VeniceBeach sześć młodych kobiet w kostiumach bikini i dwóch chłopaków w kwiecistychspodenkach - leżeli na dużych ręcznikach i wystawiali się na promienie słońca.Wszyscy mieligęsią skórkę, ale się nie poddawali.Dwaj dobrze umięśnieni, bosonodzy mężczyzni grali na piasku w siatkówkę.Robili to zzapałem, wydając okrzyki, skacząc i dysząc ze zmęczenia.Kilka osób jezdziło na wrotkach i nałyżworolkach po wyłożonej płytami betonowymi promenadzie.Niektóre z nich były wkostiumach kąpielowych.Brodaty mężczyzna w dżinsach i w czarnym podkoszulku puszczałczerwonego latawca z długim ogonem, zrobionym z czerwonych wstążek.Wszyscy mieli za dużo lat, żeby być uczniami średniej szkoły, a zarazem byli na tyledorośli, że powinni gdzieś o tej porze pracować.Spencera ciekawiło, ilu z nich było ofiaramirecesji, a ilu należało do złotej młodzieży, która żyła z naciągania rodziców albospołeczeństwa.Od dawna Kalifornia stanowiła ulubione miejsce pobytu tego typu młodychludzi, a polityka gospodarcza stanu przyczyniała się do nieustannego powiększania się tejgrupy nierobów.Rosie siedziała na ławce z betonu i drewna sekwoi, stojącej na trawniku ciągnącym sięwzdłuż plaży, oparta plecami o stół piknikowy, w cieniu ogromnej palmy.W białych sandałach, białych spodniach i fioletowej bluzce wyglądała jeszcze piękniej ibardziej egzotycznie niż w nastrojowym oświetleniu baru Czerwone Drzwi.W jej rysachuwidaczniało się wietnamskie pochodzenie matki i afroamerykańskie ojca, ale nie zwracałauwagi na żadną z odziedziczonych cech
[ Pobierz całość w formacie PDF ]