[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Restauracja, w której Roman pracował, znajduje się za basenem.Zotwartej werandy schody prowadzą do eleganckiej sali jadalnej.Werandaprzygotowana jest do kolacji, stoliki przykryto nieskazitelnie białymiobrusami.Za restauracją i poszarpanymi klifami rozciąga się widok nafaraglione, trzy wielkie skały wyrastające z morza, w których mieści sięsławna Błękitna Grota.Lato już niemal nadeszło, świadczą o tym małe woskowe cytryny wiszącena drzewku w terakotowej donicy.Ogrodnictwem zajmuję się po amatorsku,ale na poważnie, więc dotykam czarnej ziemi w doniczce, by się przekonać,czy rośliny potrzebują wody.Nie potrzebują.Ktoś opiekuje się tymdrzewkiem.Odrywam liść i rozcieram między palcami, uwalniając słodkicytrynowy aromat.Niepokój ostatnich kilku godzin opuszcza mnie, gdy patrzę na biały jachtna horyzoncie, za którym ciągnie się smuga piany na błękitnej wodzie.Wiatrna Capri ma zapach pomarańczowego miąższu zmieszanego z miodem.- Och, Valentine, jakie piękne morze! - Babcia staje obok mnie przybalustradzie.- W życiu nic takiego nie widziałam, babciu.Usiądz, przyniosę ci coś dopicia.- Idę do lodówki i biorę dwie butelki soku z granatów.Na tacy nasekretarzyku stoją szklanki.- I co, cieszysz się, że namówiłam cię do przyjazdu?- Babcia wkłada okulary przeciwsłoneczne.- Jasne.- Otwieram butelkę i nalewam sok do szklanek.- Odnoszę wrażenie, że odczułaś ulgę.Nie chciałaś jeszcze wracać dodomu, prawda? Dlaczego?- Wiesz dlaczego - odpowiada cicho.- Mama będzie bardzo dotknięta, że nie powiedziałaś jej o Dominiku.Może powinnaś do niej zadzwonić.Babcia macha ręką. - Och, nie mogę.Jak miałabym jej to wytłumaczyć? Przecież to bez sensu.Jestem osiemdziesięcioletnią wdową z niesprawnymi kolanami.W dobre dniczuję się na siedemdziesiąt lat, w złe na dziewięćdziesiąt dziewięć.- Upijałyk soku.- Nie liczyłam na to, że na starość się zakocham.- Nikt na to nie liczy.Wszystko jest w porządku, dopóki nie stracimygłowy.A potem z dnia na dzień jesteśmy w związku, pojawia siękonieczność kompromisów i ustępstw.Kiedy już wiesz, że ty kochasz jego, aon ciebie, musicie ustalić, co to właściwie znaczy, dokąd zmierzacie, gdziebędziecie mieszkać i co robić.Naprawdę, jeśli podejść do sprawy rozsądnie,miłość to jeden potężny kłopot.- Po prostu tak się dzisiaj czujesz.- Babcia się śmieje.- Kiedy Roman natym balkonie wezmie cię w ramiona, wybaczysz mu.Wybaczysz, jeśli jesteśmoją wnuczką.Nasza rodzina ma wrodzoną skłonność do niezważania narzeczy, przez które jesteśmy nieszczęśliwi.- Babciu, gorzej już kobieta nie może postąpić.Nie mam zamiaru niezważać na rzeczy, przez które jestem nieszczęśliwa.Przecież szukamszczęścia.W pokoju dzwoni telefon.Babcia zamyka oczy i odwraca twarz do słońca,ja idę odebrać.- Babciu, to twój inamorato.Jest na dole.Zabrał twoje bagaże i chce cięporwać do willi kuzyna.Babcia wstaje i przygładza spódnicę.- Jedz z nami.- Patrzy na mnie z czułością.- Nie.- Na pewno?- Różnie można mnie nazwać, ale na pewno nie piątym kołem u wozu.Babcia bierze torebkę i rusza do drzwi.Idę za nią na korytarz, naciskamguzik windy.- Baw się dobrze - mówię, kiedy drzwi z brązu zasuwają się za nią.Widzęjeszcze jej twarz promieniejącą z radości.Budzę się z drzemki na leżaku.Słońce wisi nisko na niebie.Patrzę nazegarek.Czwarta po południu.Cudownie, przespałam trzy bite godziny.Wstaję i patrzę na basen.Granatowo-białe parasole wciąż są otwarte, wbasenie pływa kobieta.Mój bagaż stoi koło szafy w sypialni.Wyjmuję stos nowych ubrań,przygotowanych specjalnie na tydzień z Romanem.Znajduję czerwoną reklamówkę od Macy'ego, którą mama wsunęła mi do walizki.Zaglądam dośrodka.To nowy kostium kąpielowy z czarnej lycry.- Wykluczone - mówię głośno, przykładając go do siebie przed lustrem.Mama kupiła mi jednoczęściowy czarny kostium (jak na razie dobrze) zgłębokim dekoltem w kształcie litery V.Choć  głęboki" to niedomówienie.Szerokie marszczone paski tworzą równie głębokie V na plecach.Byłobyniezle, gdyby nie szeroki pas z kryształów z ogromną klamrą w kształciedwóch splatających się C.Podróbka Chanel tutaj, gdzie ludzie nosząoryginały! Oglądam dokładnie pasek -jest wszyty.Nawet gdybym mogła goodpruć (co wykluczone, skoro nie pozwalają na przewóz nożyczek), wmateriale zostałaby spora dziura, a ten fason nie potrzebuje kolejnegoprześwitu.Wkładam kostium i w głowie mi się nie mieści, że kupiła go dla mniemoja rodzona matka.W tym stroju próbuję coś sprzedać i wcale tego nieukrywam.Tak mnie wystroiła zdeterminowana matka, której celem jestpierścionek zaręczynowy.%7łeby oddać mamie sprawiedliwość, pewnie był to jedyny w całym sklepiekostium z kamieniami, a wszyscy wiedzą, że nie widziała jeszcze kryształuSwarovskiego, który by się jej nie podobał.Poza tym, jak wiadomo,jednoczęściowy kostium ukrywa niedostatki figury, choć ten tyle odsłania,że pod spód trzeba by włożyć golf.Patrzę na swoje odbicie w wysokim lustrze.Wycięcie z przodu jest takgłębokie, że odkrywa części mojego ciała, które nigdy nie były wystawionena promienie słońca.Odwracam się i oglądam przez ramię.Plecy wyglądajądobrze, ale powodem jest raczej krój kostiumu, a nie moja figura.Na metce widnieje słowo  wyszczuplający", dlatego pupa jestwzmocniona podwójną warstwą materiału.Przyjmuję pozę Johna Wayne'a iwsuwam kciuki za klamrę paska, jakbym wybierała się na spęd bydła.Wykluczone, żebym w tym kostiumie wyszła za próg.Wyglądam jakdziewczyna, którą wykopano z baletu, bo odsłoniła zbyt wiele ciała wczasach, kiedy odsłaniano sporo.Po mniej więcej dziesięciu sekundachrozterek ulegam pokusie błękitnej wody.A, do diabła, mówię sobie.Niktmnie tu nie zna, a poza tym w Quisisanie nie takie dekolty pokazywano.Wkładam czarne spodnie i bluzę.Biorę okulary przeciwsłoneczne, klucz iportfel, po czym ruszam na basen.Widząc mnie stojącą nad brzegiem, młody Włoch podbiega z ręcznikiem.- Grazie - mówię, dając mu napiwek. Woda ma ten sam odcień turkusu co morze, choć tutaj przez kontrast zbiałym brzegiem i posągiem w płytkiej części wydaje się bardziej niebieska.Za niskim murkiem kelnerzy nakrywają stoły do kolacji i rozpinajągranatowe markizy.Rozglądam się.W wodzie nie ma nikogo, na leżakusiedzi kobieta i czyta  Zwykły geniusz" Davida Baldacciego.Mam basentylko dla siebie.Bosko.Zciągam bluzę i spodnie.Brodzę w ciepłej wodzie, aż sięga mi do szyi.Przesuwam dłońmi po jej powierzchni.Odrywam stopy od dna i unoszę sięw jedwabistości.Wyciągam nogi, wreszcie kładę się na plecach.Zamykamoczy i pozwalam, by otoczyły mnie łagodne fale.Niebo ma barwę przydymionego błękitu, z zagajnika rosnącego za hotelemwiatr przynosi aromat dojrzałych brzoskwiń.Po chwili płynę w kierunkuposągu lwa w płytkiej części.Woda kryształowymi smugami przepływa mipo dłoniach.Słońce zachodzi, ale ciepła woda i łagodny wiatr sprawiają miwielką przyjemność.Co będę robić w porze kolacji? Nie mam żadnychplanów, więc pływam.Leniwie przemierzam basen od płytkiego końca do głębokiego i zpowrotem.Rytmicznie uderzam ramionami w wodę i szybko zaczynabrakować mi tchu.Znowu przekręcam się na plecy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl