[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Oboje jesteście szaleni.Wpadłem pomiędzy szaleńców. Tylko na jakiś czas powiedział Conan. Wydaje mi się jednak, \e wiesz, co dla ciebie najlepsze,niezale\nie, gdzie się znajdujesz.Rób więc tak dalej i spełniaj nasze prośby.Domyślam się, \e ty te\ chceszsię wydostać z tego okropnego miejsca? Pragnę tego niemal jak \ycia! potwierdził gorączkowo Amram. Tak wtrąciła Achilea wyglądasz na człowieka zdolnego znieść wiele w imię ocalenia \ycia.Zrób,jak mówimy poklepała go po ogolonej głowie, ale ta pieszczota miała w sobie tyle uczucia, cowcześniejsze grozby Conana.Amram westchnął głęboko. Dobrze więc, chodzcie za mną i zachowujcie się bardzo cicho.Od tego zale\y nasze \ycie. Prowadz rzekł Conan naprawdę rozbawiony.W przedsionku natknęli się na stra\e.Stra\nicy ju\ albo nie \yli, albo zostali uśpieni, uciekający nie mieliczasu tego ustalać.Conan pochylił się tylko, by wziąć krótki stygijski miecz.Ekun ju\ miała podjąć długąwłócznię połączoną z toporem, ale Achilea powstrzymała ją ruchem ręki. śadnej długiej broni poinstruowała ją szeptem. Niewygodnie nią walczyć w wąskich korytarzach irobi hałas.Bierzcie tylko jednoręczną, jeśli nam się jakaś trafi. Kobiety pokiwały głowami, a Amram wyjrzałprzez drzwi. Tam nie ma nikogo zaszeptał. Za mną. Nie ma obawy rzekł Conan podchodząc cicho idę tu\ za twoimi plecami. Mo\na by pomyśleć, \e mi nie ufasz odparł Amram ura\onym tonem.Cymmerianin puścił tę uwagęmimo uszu. Dlaczego tu tak cicho? spytał.Przechodzili przez teren, o którym ju\ wcześniej wiedział, \eprzeznaczony jest na manufaktury.Wszędzie panowała cisza i nie było \ywego ducha. Jest noc.Nawet tu na dole, gdzie nieznane są księ\yc i słońce, musi być noc i dzień.Ludzie musząspać, a poniewa\ jest tu dobra organizacja pracy, wszyscy są wydajni i śpią w tym samym czasie.Tylkosłu\by doglądające systemu wentylacyjnego i kilka innych, najbardziej potrzebnych czuwa przez całą noc.Achilea podeszła do niego od tyłu. Które to są? Pssst! Amram podniósł rękę nakazując im zachowanie ciszy jeden z nich właśnie nadchodzi.Tutaj! wepchnął ich do bocznej komnaty, gdzie składowano narzędzia do sprzątania.Stali stłoczenipomiędzy miotłami, szczotkami, miednicami i szmatami. Co się stało? spytała szeptem Achilea.Całym ciałem oparta była o Conana. Nie wiem i nie chcę wiedzieć rzekł Conan z uśmiechem. Dobrze mi tu.Uderzyła go w tył głowy. Cicho! zakomenderował Amram. To patrol ogniowy.Zasłona w pomieszczeniu była zasunięta tak, \e mogli wyglądać przez szparę.Korytarzem szło dwóchniewolników.Przy ka\dej latarni na chwilę przystawali.Przedtem Conan zauwa\ył po drodze, \e paliła siętylko co trzecia, pewnie dlatego, \e na świecie była noc.Stra\ zajmowała się regulowaniem płomienia wlampach, które się paliły.Przy ka\dej wygaszonej jeden z niewolników przystawał i wąchał ją, po czym szedłdalej.Przy jednej pociągnął nosem, zmarszczył brwi i dał sygnał ręką.Drugi wyjął z torby narzędzia i zacząłregulować.W końcu poszli.Gdy zniknęli za zakrętem korytarza, uciekinierzy i ich przewodnik wyszli z komórki. To kosztowało nas nieco bezcennego czasu zrzędził Amram. Co oni robili? zapytał Conan. Latarnie tutaj wymagają ciągłego doglądania wyjaśnił Amram.Mówienie najwyrazniej uspokajało go. Palą się dzięki naturalnym wyziewom z wnętrza ziemi.Spalają się bez dymu i zapachu, ale gdy zabraknieognia, stają się śmiertelną trucizną.Gdy zgaśnie płomień, opary wcią\ się ulatniają.Mogą sprowadzić śmierćwielu ludzi, jeśli szybko nie odetnie się dopływu gazu.Jeśli zbierze się go zbyt du\a ilość, to przy ponownymzapalaniu płomienia wszystko wybucha jak wulkan.W przeszłości całe dzielnice podziemnego miasta bywaływ ten sposób niszczone.Strona 79Maddox Roberts John - Conan 44 - Conan i amazonka Dlaczego jeden z nich je wąchał? spytała Achilea. Sprawdzał ewentualne przecieki rzekł Amram. Te urządzenia są wykonane z brązu i ceramiki i zczasem coś mo\e się poluzować, stwarzając mo\liwość przecieku.Wcią\ trzeba je regulować.Poniewa\opary same w sobie nie mają zapachu, dodaje się do nich wonne substancje, by mo\na było je wyczuć. Nie tylko \yją tu jak podziemne robaki rzekł Conan. ale jeszcze w ciągłym strachu przedwybuchem i uduszeniem.Co to za \ycie?Amram wzruszył ramionami. śeglowałeś kiedyś po morzu? śycie na pokładzie statku bywa bardziej niebezpieczne. Jest to jednak \ycie na otwartym powietrzu, pod słońcem i gwiazdami zaprotestował Conan. Ka\dy ma inne upodobania stwierdził Amram. Ja jestem człowiekiem tolerancyjnym i wszystkiesposoby na \ycie wydają mi się dziwne, ale równie dobre.W ciszy szli dalej przez uśpione miasto, przechodząc przez szerokie korytarze, przeciskając się przezwąskie przejścia, przy których znajdowały się komnaty sypialne, skąd dochodziły odgłosy chrapania.Szli podługich schodach, jednych prostych, innych znów kręconych.Kilka razy usłyszawszy w porę ogniowe patrolechowali się do najbli\szych nie oświetlonych pomieszczeń.Weszli do obszernej komnaty, gdzie panowałostry, gryzący zapach. Tu dodaje się woni do oparów przestrzegł Amram. Trzeba zachować szczególną ostro\ność.Tutajrobotnicy pełnią dy\ury przez całą noc.Komnata była olbrzymia i Conan wchodził do niej ze strachem, ale nie z powodu, \e mogą go zauwa\yć.Raczej dlatego, \e jakakolwiek bliskość rzeczy niezrozumiałych dla niego powodowała niepokój.Z tego, comówiła mu Omia, wiedział, \e ci ludzie nie posiadają wiedzy tajemnej, ale ten wielki zbiornik z palnym gazemwydawał się jego prostemu rozumowi i barbarzyńskim instynktom wystarczająco nieziemski i nie widziałwielkiej ró\nicy między nim a najpotę\niejszą magią.Zwiatło było tu słabe i niepewne.Pochodziło nie z otwartego płomienia, a z kęp fluorescencyjnych grzybów.W nieprzyjemnie zielonym, niebieskim, \ółtym i pomarańczowym oświetleniu mo\na było dostrzec olbrzymie,nitowane pojemniki z brązu, z których splątane zwoje metalowych rur prowadziły do mniejszych kontenerów,do innych rur i do urządzeń, których przeznaczenia Conan nie umiał odgadnąć.Wszędzie znajdowały sięmniejsze i większe koła, będące przypuszczalnie zaworami kontrolującymi przepływ oparów.Nad wszystkimunosił się gryzący zapach.Conan zastanawiał się, jak mo\na wykryć przeciek tutaj.Pomiędzy urządzeniami przechadzały się mgliste zarysy postaci, niektóre małe, inne zwaliste.Z włosemzje\onym na głowie zobaczył Conan człowieka o długich, mocno umięśnionych rękach i ramionach jak ugoryla, ale z głową nienaturalnie małą.Dotknął ramienia Amrama i wskazał człowieka idącego po rampie nadnimi, który ręce miał niemal do podłogi, usta szeroko otwarte, a niewidzące spojrzenie utkwione w dali.Amram szepnął mu do ucha. Ci są niegrozni.To niewolnicy specjalnie hodowani.Odkręcają największe i najbardziej oporne zawory.Gdy nadchodzi niebezpieczeństwo, nie ma czasu wzywać dodatkowej pomocy.Opary trzeba natychmiastodciąć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]