[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pózniej, kiedy ju\ doszła do siebie, zastanawiała się, czy on to wszystko zaplanował.Głupio było się przyznać, \e ten pocałunek, tak delikatny i niewinny, mógł wywołaćdreszcz, który wstrząsnął jej ciałem.Dobrze wiedziała, \e tak naprawdę krew w niejzawrzała, a rozum nie przestał funkcjonować.I chocia\ zgodnie z prawami fizykiwcale tak nie było, czucie mówiło coś zupełnie innego.Kiedy tylko dotknął jej rąk,całkowicie nią zawładnął.Jego usta były zaborcze, ale tego się właśnie spodziewała.Wargi miał ciepłe i miękkie, zęby kąsały jej usta, dopóki język nie wdarł się do środka.Wmawiała w siebie, \e to wszystko z powodu póznej godziny, alkoholu irozluznienia, ale zupełnie zapomniała o przezorności, która nigdy dotąd jej nieopuszczała.Oczekiwał, \e będzie chłodna i trochę obca.Nie spodziewał się \aru, namiętności,słodyczy, które z niej wprost tryskały.Nie spodziewał się tak nagłej za\yłości,właściwej znającym się od dawna kochankom.Dobrze znał kobiety, a mo\e tylkotak mu się zdawało.Tess była dla niego zagadką, która domagała się rozwiązania.Po\ądanie te\ nie było mu obce.Lecz nie mógł sobie przypomnieć, aby kiedykolwiekopanowało go tak nagle, pozbawiając prawie oddechu.Pragnął jej teraz, natychmiast,desperacko.Zawsze dą\ył do zbli\enia.To było naturalne.Nie mógł więczrozumieć, dlaczego teraz postąpił inaczej.Przez chwilę po prostu patrzyli nasiebie.- Mogłabyś mieć kłopoty - powiedział w końcu.- Taak.- Przełknęła ślinę i skupiła całą uwagę na chłodnym metalu kluczy, któremiała w ręku.- Zamknij się na łańcuch, dobrze?Nie mogła trafić kluczami do zamka.Zaklęła, próbując po raz drugi.- Dobranoc, Ben.- Dobranoc.Zaczekał, a\ usłyszy szczęk zamka oraz brzęk zakładanego łańcucha, po czymodwrócił się i ruszył korytarzem w stronę wyjścia.Tak, mogłaby mieć kłopoty.Cholerne kłopoty.Spacerował od kilku godzin.Kiedy, wszedł do swego mieszkania, był tak zmęczony,\e ledwie trzymał się na nogach.W ciągu ostatnich miesięcy zauwa\ył, \e tylkowtedy nic mu się nie śni, kiedy przed snem się zmęczy.Nie musiał zapalać światła.Znał drogę.Nie myśląc o odpoczynku, minął sypialnię.Nasen przyjdzie czas dopiero wtedy, gdy wypełni ostatnią powinność.Pokój z tyłu byłzawsze zamknięty.Kiedy go otworzył, wciągnął w płuca delikatny zapach świe\ychkwiatów, które codziennie tam stawiał.Na drzwiach szafy wisiała sutanna, a na niejśnie\nobiały humerał.Pocierając zapałkę zapalił pierwszą świecę, następną i kolejną, a\ cienie zatańczyłyna ściągniętym z ołtarza obrusie.Stało tam w srebrnych ramkach zdjęcie młodej,uśmiechniętej, jasnowłosej kobiety.Na wieki ju\ będzie młoda, niewinna i szczęśliwa.Jej ulubionymi kwiatami były ró\owe ró\e i to właśnie ich zapach mieszał się zzapachem płonących świec.W mniejszych ramkach znajdowały się wycięte z gazetyzdjęcia trzech innych kobiet: Carli Johnson, Barbary Clayton i Francie Bowers.Składając ręce, uklęknął przed nimi.Tyle było innych, pomyślał.Tak wiele.A on dopiero zaczął.Chłopiec siedział naprzeciwko Tess milczący i ponury.Nie wiercił się ani niewyglądał przez okno.Rzadko to zresztą robił.Siedział na krześle nieruchomo i całyczas patrzył w dół na swoje kolana.Ręce miał rozpostarte na udach, palce smukłe,kostki nieco powiększone od nerwowego zaciskania, paznokcie poogryzane do\ywego ciała.Były to typowe oznaki nerwicy, a przecie\ ludzie często niezle radzilisobie w \yciu, chocia\ mieli podobne problemy.Rzadko zdarzało się, aby patrzył na osobę, z którą rozmawiał, czy te\ która do niegomówiła.Za ka\dym razem, gdy Tess udało się złapać z nim kontakt wzrokowy,traktowała to jak małe zwycięstwo, ale jednocześnie ogarniał ją smutek.Niewiele zjego oczu mogła wyczytać, poniewa\ ju\ jako mały chłopiec nauczył się, jak się kryći milczeć.To, co widziała, kiedy sporadycznie pozwalał na krótko spojrzeć sobie woczy, nie było ani złością, ani strachem, a jedynie oznaką znudzenia.Los nigdy niebył łaskawy dla Josepha Higginsa juniora i chłopiec wcale nie miał ochoty, aby tenlos wymierzył mu znowu kolejny cios poni\ej pasa.W jego wieku, który dorośliokreślali wiekiem zabawy, on, nie mając innego wyboru, zdecydował się nasamotność i milczenie.Tess doskonale znała te objawy.Brak uczuć, brak motywacji, brak zainteresowania.Brak.Wierzyła jednak, \e w końcu odnajdzie coś, co go wyrwie z tego odrętwienia,co obudzi jego zainteresowanie najpierw sobą samym, a pózniej otaczającymświatem.Uwa\ała, \e jest ju\ za du\y, aby traktować go jak dziecko, ale nie na tyledorosły, aby mogła z nim rozmawiać jak z równym sobie.Zresztą próbowała ju\obydwu sposobów, lecz on \adnego nie zaakceptował.Wiek dojrzewania był dlaniego nie tyle kłopotliwy, ile wręcz nie do zniesienia.Nosił d\insy, dobre, mocne d\insy, szarą koszulę z Marylandu, z wyhaftowanym naprzodzie \ółwiem, skórzane długie buty, modne i wyglądające na nowe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]