[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dalej, do roboty!Ze znu\eniem dzwignęli świecznik i wepchnęli szpic jak najgłębiej podpłytę.Naparli w dół i płyta uniosła się jeszcze trochę.- Przechylcie na bok - rozkazał Valerian.Usłuchali.Płyta przetoczyła się po świeczniku i odsunęła znad otworu.Powtórzyli tę czynność kilkakrotnie i całkowicie odsłonili otwór.- Teraz kopcie - polecił Valerian, wskazując skrawek odsłoniętej ziemi.130 Chłopiec podniósł pękniętą łopatę.Jeszcze jako tako nadawała się do u\ytku.Zaczął rozkopywać ziemię.Ustępowała ze zdumiewającą łatwością i zaledwie po kilku minutach brzegłopaty uderzył w drewno.Valerian nie potrafił opanować zniecierpliwienia.Pochylał się nad otworem,stękał i przeklinał, kiedy Chłopiec i Willow gołymi rękami rozgrzebywaliziemię.- Dlaczego zawsze w końcu mu ulegamy? - burknęła dziewczyna, znowuubrudzona cmentarną ziemią.- Zamknij się i kop - rzucił Chłopiec.A potem skończyli.Odsłonili wieko trumny.- O nie! - jęknął Chłopiec.- Znowu?- O co chodzi? - zaniepokoił się Valerian.Chłopiec pokręcił głową.- Trumna jest rozbita.Nachylił się i jedną ręką bez trudu podniósł górną część wieka.Tak jak wtrumnie, gdzie Valerian o mało nie spoczął na wieczność, jedną trzecią wiekawyłamano.Drzazgi sterczały z nierównej krawędzi lichego drewna.Chłopiec odrzucił wieko na bok.Zajrzał do środka.Willow stłumiła okrzyk.W trumnie le\ał szkielet, prawie czysty.Prawie.Ramiona miał skrzy\owane na piersi, okrytej strzępami szmat.I to wszystko.Nie było \adnej księgi.- Niemo\liwe! - krzyknął Valerian.- Poszukajcie dalej! W nogach!Chłopiec stał bez ruchu.Spoglądał na szkielet i wiedział, \e nie potrafisię zmusić, \eby podejść bli\ej.- Rusz się! - krzyknął Valerian.- Nie.nie mogę - wyjąkał Chłopiec.Valerian milczał przez chwilę, a potem mocno kopnął świecznik, którypotoczył się pomiędzy ławki.- Ja to zrobię - pospiesznie zaofiarowała się Willow.Zanim Valerian zdą\ył coś jeszcze powiedzieć, podniosła świecę i zajrzała wgłąb grobu.Potem się wyprostowała.- Nic - oznajmiła.- Oszukano mnie! - stwierdził z goryczą Valerian.- Więc.? - zaczął Chłopiec.- Tak - powiedział Valerian.- Tak.Zabrnąłem w ślepy zaułek.131 10ie mo\esz po prostu uciec? - zapytał Chłopiec.- Schować się? Dopóki nieN minie ten dzień?- Gdyby to było takie proste - odparł Valerian - ju\ dawno wyjechałbym nadrugi koniec świata.Moc, z którą zawarłem pakt.jest potę\na.Wykracza pozaczas i przestrzeń.Przyjdzie po mnie wszędzie w wigilię Nowego Roku.Pojutrze.Siedzieli w kościele przy świecach i próbowali się rozgrzać.- Ale jest coś jeszcze - powiedział nagle Valerian.- Jak mogłem zapomnieć.motta? Motto rodziny Heehe! Willo w, wspomniałem, \e ju\ je widzieliśmy!Gdzie?- W domu Keplera.W piwnicy.Dlaczego?Valerian wstał.- Dlaczego? - powtórzył powoli.- Poniewa\ Kepler musiał wiedzieć oGadzie Heehe.Znał jego rodzinne motto.Mo\e ju\ ma księgę! Idziemy!- Co?! - zawołał Chłopiec.- Dokąd?- Z powrotem do Miasta.Znalezć Keplera.Musimy go znalezć! On coś wie.Znajdziemy go, a on znajdzie księgę.- Myślisz, \e był tutaj?- Nie.Nie, nie myślę, ale on wiedział o Gadzie Heehe.Więc musimy sięzastanowić, dokąd poszedł.- Ale jak wrócimy? - zapytała Willow.W tej samej chwili zegar na kościelnej wie\y zaczął wybijać północ.- Willow - odezwał się Valerian - ju\ czas ukraść konia. Dzień Absolutnych Przypadków1 Ale nie tak miało się stać.- Nie! - powtórzyła Willow po raz czwarty, a Chłopiec przestraszyłsię, \e Valerian coś jej zrobi.- Nie - upierała się.- Nie mo\esz tak po prostu zabrać komuś konia!Ale Valerian nic jej nie zrobił.Zupełnie jakby miał do niej słabość.Chłopiec słuchał zdumiony, jak wykłócała się z nim w nieprzerwaniesypiącym śniegu przed stajnią wieśniaka.- Nie mam ju\ pieniędzy! - wrzeszczał Valerian.- Musimy wrócić doMiasta i nie ma innego sposobu.W końcu Chłopiec zdołał ich nakłonić, \eby przynajmniej przenieśli kłótniędo środka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl