[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.do jak najrychlejszego obalenia Othe, do zesłania jejoraz jej zauszników do przeklętej Kotliny Powolnej Zmierci.musiał słuchać i był najzupełniej bezsilny.Rozdział IVDZIWNE SNYHamilkar ziewnął od ucha do ucha i kułakami zaczął sobieprzecierać zaspane oczy.Spojrzał dokoła ze zdumieniem.Znajdował się w jakiejś przestronnej sali, której sufit i górnączęść ścian zdobiły liczne malowidła.Poniżej zwisały aż domarmurowej posadzki bezcenne makaty.Sprzętów nie było tużadnych, ani lamp oliwnych, ani trójnożnych pylonów.Po-przez gęstą tkaninę, zawieszoną ponad jednym oknem i spły-wającą aż do podłogi, wdzierały się skąpe smugi niepewnego,wyszarzałego światła.Gdyby nie jasna struga blasków sło-necznych, jakie wpadały przez szeroko otwarte drzwi z są-siedniej izby, byłoby tutaj prawie ciemno.Hamilkar dzwignął się na łokciu.Jego obnażone ramięotarło się o jedwabiste włosy lśniącego futra, jakie okrywałomiękkie puchy posłania.To dotknięcie było miłe, przyjemne iskłoniło oczy do skierowania swych spojrzeń w tę stronę.Izdziwiony wzrok naliczył pięć podłużnych, czerwonych pręg,ciągnących się od potężnego węzła muskułów na ramieniu,poprzez kolano łokcia, aż do przegubu dłoni. Ostre miała pazurki mruknął z uśmiechem i naglestwierdził z bezmiernym zdumieniem: Więc to jednak niebył żaden sen! Więc ja rzeczywiście tej nocy.Nie!.Toprzecież niemożliwe.Usiadł na posłaniu i natężając umysł, zaczął sobie przypo-minać w chronologicznym porządku przebieg zdarzeń ostat-niej nocy, co do których nie posiadał absolutnej pewności, czymiały miejsce rzeczywiście, czy były tylko wytworem wyob-razni, która w czasie snu nie zna żadnych granic pomiędzywypadkami codziennego życia, a tym, co nazywamy niemoż-liwością.Więc najpierw dzień wczorajszy, pierwszy dzień pobytu wpałacu królewskim.Z polecenia mrukliwego Shirama otrzymałmłody żołnierz błyszczącą i wspaniałą zbroję gwardzisty.Po-tem dostał się w ręce suchego, gderliwego oficera, który przezpół dnia trąbił mu w uszy jak należy przemawiać do najmiło-ściwszej królowej, jak do najdostojniejszego Boabasa, lubRaesa, a jak znów do dostojnego Shirama czy innych ofice-rów, jakie przed kim należy składać ukłony, co mówić, a cze-go nie mówić, jak stać, siadać, jeść; słowem wpajał w niezbyt cierpliwego ucznia pierwsze zasady etykiety dworskiej.Po południu wzięły młodzieńca w obroty trzy pary służą-cych.Kiedy wyszedł z basenu pełnego ciepłej, pachnącej wo-dy, zaniesiono go na marmurowy stół, okryty pękiem futer irozpoczął się masaż.Potem zajęły się nim trzy służebne nie-wiasty.Dwie przyklękły na małych poduszkach, rozkładającprzed sobą zgrabne pudełeczka, pełne jakichś flakoników,błyszczących nożyków, farb i pachnideł.A kiedy owe dwiezajęte były przycinaniem, powlekaniem różowym lakierem ipolerowaniem jego paznokci, trzecia trefiła jego twarde włosyw jakieś misterne pukle.Osobny etap stanowiło dobieranie odpowiednich sandałów,z pięknymi klamrami, oraz miękkich, jedwabistych szat, jakienależało ubrać pod paradną zbroję.Kiedy wyświeżony, ubrany wspaniale, uczesany, zaróżo-wiony od silnego masażu spojrzał w przyniesione przez służbęmetalowe zwierciadło, cofnął się zdumiony i po dłuższej chwi-li dopiero zdołał powiedzieć: Jak to?.Więc to ja jestem? Ja, Hamilkar? Ty jesteś, zaiste rzekł wzgardliwie Shiram, którywszedł do sali, nie wiedzieć kiedy.Zmierzył od stóp do głowyzmieszanego gwardzistę, a zwracając się do służebnych nie-wiast, dodał głośno: Nielada z was mistrzynie, żeście z tegokołkowatego drągala tak foremną lalę zrobiły.Słowa te ubodły niezmiernie młodzieńca i w żaden sposóbnie mógł pojąć, dlaczego dowódca pałacowej gwardii okazujemu jawną niechęć na każdym kroku.Pod wieczór wezwano go przed oblicze monarchini.Po-szedł z bijącym sercem, powtarzając w pamięci wyuczonezasady ceremoniału dworskiego.Nie stawał już na bacznośćwedług musztry Hansa Olbrzyma, nie mówił: ,,pani królowo ,nie popełnił żadnej z wczorajszych niezgrabności, ale czuł sięonieśmielony, niepewny w swej nowej skórze.Lecz Othe byładlań nader łaskawą.Lustrowała go uważnymi spojrzeniami iwzrok jej wyrażał coraz to większe zadowolenie, a nawet za-chwyt.Swoim zwyczajem zarzuciła go gradem pytań, ażwreszcie, przechodząc w ton żartobliwy, pogroziła mu swymdługim, cienkim paluszkiem. Bałamut z ciebie, mości gwardzisto rzekła, przechyla-jąc figlarnie główkę, uginającą się niemal pod ciężkim brze-mieniem ognistych włosów. Zaledwie dzień jesteś w pałacu,a już rozkochałeś w sobie najpiękniejszą z moich dam dwor-skich.Wyznała mi to w sekrecie.Hamilkar zrobił minę dość głupią.Nie rozumiał stanowczoo co chodzi. Teraz udajesz świętoszka ciągnęła Othe tacyściewszyscy.No, no.Nie gniewam się wcale, przeciwnie, pochwa-lam.Miłość to największy skarb w tym nędznym życiu, mło-dzieńcze.Więc skoro podobacie się sobie wzajemnie, to ko-chajcie się póki tchu w piersiach., Najmiłościwsza królowo przerwał śmiało. Ja na-prawdę nie wiem nic o żadnej damie.Prócz służebnych, niewidziałem żadnej niewiasty, a choćbym widział& to. To co?. Tobym jej nie pokochał. Dlaczego? Czy twe serce już wybrało jakąś dziewczy-nę? Mów bez obawy.Królowa rada słucha zwierzeń swychwiernych obrońców. Nie mam swojej dziewczyny, najmiłościwsza królowo inie chcę żadnej damy dworskiej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]