[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cóż dopiero inne!Król oczy spuścił i po chwili szepnął: - Do Ofki trzeba posłać kogoś, co by jązobaczył i poznał, a mnie sprawę zdał, ale ja nie upieram się przy niej.Rusinkęmi dajcie, taką jak moja matka była.Odstąpił kroków kilka zdziwiony duchowny.- Więc już nowego coś? - zapytał.- Nie króla rzymskiego swaty?Uśmiechem i skinieniem głowy odpowiedział Jagiełło.- Rusinkę bym rad poślubił - dodał.Stał zadumany smutnie Oleśnicki.- Nie wierzycie mi - rzekł - pytajcie innych duchownych, Miłościwy Królu, czyWam kto z nich przeciw wyraznemu wyrokowi papieża małżeństwo doradzi.Zakłopotany Jagiełło, posłyszawszy to, usiadł i sparł się na ręku.Oleśnicki patrzał nań tak, jak by na dziecko napierające się czegoś spoglądał, zpolitowaniem i miłością razem.- Nie chcecie, abym z rąk króla rzymskiego żonę brał - rzekł po chwili - no tomi pomóżcie do innej.Ja bez żony żyć dłużej nie mogę i nie chcę.Witold miswata siostrzenicę swoją.Tego imienia dosyć było Oleśnickiemu, aby obudzić nieufność i zrodzićniepokój.Powstał z siedzenia poruszony mrucząc: - Witold! Witold!Jagiełło pilno patrzał na niego.- Dziewczę młode i urodziwe - dodał.- Któż to wie! Bóg może łaskę miuczynić i dać potomka.Nie lepiejże, byście pana z mej krwi mieli niż zięcia przybranego dla Jadwigi?Zbyszek, nie chcąc się sprzeczać, nie odpowiadał, w myślach pogrążony.- Witold? - powtórzył po długim milczeniu.- Niepojęta to dla mnie rzecz.Ja sięgo lękam i posądzam.%7ływo przerwał Jagiełło.- Ja go miłuję - odparł.- Krew to nasza, a rodzina cała mi drogą.Mąż rozumuwielkiego i rycerz dzielny.- Lecz, jak rycerz, podbojów i panowania chciwy - wtrącił Zbyszek. - Sonka dla mnie stworzona na żonę - ciągnął, przebojem już idąc, król.- NaszeRusinki za kratą się chowają, zamknięte.Zwiata nie widzą, zabaw nie lubią,skromne są i pobożne, nie takie jak wasze, chciwe wesela i śmiechu niewiasty.Takiej mnie właśnie potrzeba.- Lat ma ile? - zapytał Oleśnicki.Król mruczeniem mu tylko odpowiedział.- Pół wieku różnicy, Miłościwy Królu, jeżeli się nie mylę - podchwyciłZbyszek.- Któż by wam, dobrze życząc, radził małżeństwo takie, gdy wszelkie,nawet ze starszą, niepotrzebne a grzeszne.- Wolisz więc, bym miłośnice miał? - podchwycił żywo Jagiełło.Oleśnicki ramiona podniósł i odstąpił kroków kilka, nie dając odpowiedzi.Nowa ta myśl króla, zrodzona z podszeptu Witolda, zdawała mu się grozną,pilno było rozwiedzieć się, rozsłuchać i uzbroić przeciwko niej.Wstał więc Zbyszek i nie wznawiając rozmowy o tym, króla pożegnał.Jagiełło, idąc oczyma za nim, nie zatrzymał go, został sam.W myśli już szukał sobie sprzymierzeńców przeciw Zbyszkowi, którzy bypopierali ożenienie.Niedługo potem oznajmiono mu biskupa Wojciecha.Ten wcale inaczej się z królem obchodził.Jagiełło bywał z nim swobodniejszym, śmielszym i weselszym, bo w nim nigdynie znajdował tak surowego sędziego i nauczyciela.Wyszedł ku drzwiom przeciwko niemu z twarzą wesołą.- Widzicie, wilki mnie nie zjadły - zawołał - i jam znowu w Krakowie.Jeden niedzwiedz miał ochotę mi pogruchotać kości, alem ja mu oszczep wbiłpod łopatkę i ani zipnął.Mówiąc to król ukazywał ruchem rąk, jak przeciwnika przebódł.Siedli wreście oba.- Wy, mój ojcze, rozumniejsi jesteście od nich tu wszystkich - rzekł łagodnie, ztwarzą rozjaśnioną zwracając się do biskupa, Wojciecha.- Wy mi też powinniście prawdę rzec.Może to być Bogu niemiłym, gdy człek chce żonę wziąć i potomstwo mieć?Biskup głowę spuścił.- Owszem, kościół zaleca małżeństwo świeckim - odparł cicho - lecz.lecz.- Lecz co, mój ojcze?- Lecz małżeństwa bywają różne - odparł Wojciech z pokorą, - Wy sami,Miłościwy Panie, wiecie, ileście przez ostatnie przecierpieli, a ja też, comwycierpiał od królowej nieboszczki, żem pieczęci przyłożyć nie chciał.- Po co to wspominacie? - rzekł zafrasowany Jagiełło.- Przeszło to wszystko.- Ale nauka została - dodał Jastrzębiec.- Potomka nie mam - odezwał się król prędko.- Pragnę go mieć, ożenić się chcęi muszę.Biskup na tak stanowczo wyrażoną wolę króla nie powiedział nic, dwuznaczniegłowę pochylił, jakby się jej poddawał. - Wprost wam wyznam wszystko - ciągnął dalej król.- Zygmunt mnie swata, a z jego ręki wy się boicie żony, no, to od Witoldasiostrzenicę, Rusinkę gdy wezmę, cóż macie przeciwko temu?Zdumiał się biskup tak jak wprzódy Oleśnicki.- Miłościwy Królu - odezwał się po długim namyśle.- Ja ani radzić Wam, aniodradzać bym nie chciał.Nie widzę złego w ożenieniu, lecz i dobrego nie widzę,wiek Wasz podeszły, papież, ojciec nasz, zakazał wam powtarzać śluby.- Papież mi pozwoli! - wykrzyknął król.- Do Rzymu poślę, rękę jego pocałuję.Milczał już Jastrzębiec, ale twarz jego smutkiem się oblokła; król czekałnadaremnie odpowiedzi.- Nie przeciwicie się? - zapytał.- Duchownym jestem - odparł z wolna biskup - pod władzą rzymskiego papieżazostaję.Co on wyrzekł, dla mnie święte.Radzić więc przeciw temu?Zżymnął się Jagiełło.- Innegom się po was spodziewał - począł z wyrazem żalu.- Wiecie, żem dla was dobrym i łaskawym zawsze był, miłości teżspodziewałem się nawzajem.Chcecie, bym tak sierotą, sam jeden życiadokonał? Dziwujecie się, że mnie ciągną łowy, a cóż na zamku robić będę?Rządzić mi nie dajecie, bo rządzicie za mnie sami; szczęśliwym być mi niedopuszczacie.Mówił nieomal płaczliwie, a biskup siedział zadumany.- Królu Miłościwy - rzekł - co pomoże, gdy ja Waszej woli sprzeciwiać się niebędę? Nie ja tu jeden jestem.innych pytajcie.Zgodzą się oni, ja pewnie nieoprę.- Ze Zbyszkiem mówiłem - wtrącił król - ale z nim.Nie dokończył.- Mówcie wy z nim za mną - dodał.- Argumentami przekonacie go.Księdzu Wojciechowi uśmiech pobieżał po ustach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl