[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.KońJonmarca spłoszył się i uderzył o drzwiczki boksu za nim.Przecimnik wyskoczył m górę, a potem Jonmarc usłyszał za sobąkroki i mocny cios wytrącił mu miecz z ręki.Wymierzył kopniaka wstylu Wschodniej Marchii, trafiając atakującego w pierś i odrzucającgo do tyłu, ten jednak znowu natarł na niego z niesamowitą szybkością,ciskając nim tak, że przeleciał przez pół stajni i wyrżnął o wspornik, copozbawiło go tchu.Napastnik znikł w mroku, a Vahanian podniósł się ostrożnie, mającwyczulone wszystkie zmysły.Powiew wiatru był jedynymostrzeżeniem, gdy odziany na czarno nieznajomy znowu zaatakował,tym razem z boku, wyrzucając ich na sam środek pustej stajni.Jonmarcnie poddawał się, wymierzając cios za ciosem nogami i kolanem.Gdyby to śmiertelnik z nim walczył, wyłby już z bólu i wściekłości,tymczasem mroczny przeciwnik pozostał dziwnie milczący.Potem zwyrazem triumfu m oczach chwycił Jonmarca za gardło i uniósł m górętak, że jego nogi wisiały na odległość dłoni nad podłogą.Jonmarcmiotał się, wiedząc, że trzymająca go ręka może z łatwością złamać mukark.Nieznajomy był jego wzrostu, choć drobniejszej postury; żadenczłowiek nie mógłby go z taką łatwością podnieść.Plamki światłazaczęły mu tańczyć przed oczami, gdy próbował szarpać trzymającą gorękę.Kiedy miał już wrażenie, że zaraz straci przytomność, napastnikcisnął nim o podłogę.Jonmarc czekał na taką właśnie okazję.Jego miecz leżał pozakręgiem światła, na skraju ciemności.Chwycił miecz, obrócił się wstronę napastnika i wbił mu ostrze głęboko w brzuch.Przez chwilę wciemnych oczach widział błysk rozbawienia.Przebity klingą napastnikzacząłsię śmiać, po czym uwolnił się od ostrza Jonmarca i zniknął w mroku.Vahanian usłyszał gardłowe warczenie i z ciemności wyskoczyłogromny wilk.Przeleciał obok niego i wylądował w miejscu, gdzieprzed chwilą stał napastnik.Jonmarc rozpoznał przetykane siwiznąfutro Yestina.- Spózniłeś się.Myślę, że uciekł - rzekł, próbując złapać oddech.Spojrzał na swój miecz.Ostrze było mokre, ale to nie była krem.Tencios mieczem powinien zadać śmiertelną ranę, jednak na trocinach napodłodze nie widać było ani śladu krwi.Wilk-Yestin powoli okrążał stajnię i warczał, patrząc w mrok.Konienie wyczuwały już zagrożenia i przypatrywały się wilkowi zzaciekawieniem.Na skraju ciemności zarys sylwetki wilka rozmazałsię i w miejscu, gdzie stał, pojawił się Yestin.- Trochę tu zimno - powiedział - Nie mam w pobliżu żadnegoukrytego ubrania, a nie mam ochoty na odmrożenia!Jonmarc rzucił mu derkę.- Dziękuję za przybycie, choć trochę się spózniłeś.- Co się stało?Yestin nachmurzył się, gdy Jonmarc opowiedział mu o ataku.- To na pewno był vayash moru - zakończył.- Nie rozumiem tylko,dlaczego mnie nie zabił, jeśli tego właśnie chciał.Miałem jednakwrażenie, że poddawał mnie próbie.Jakby chciał sprawdzić, jakzareaguję, jak będę walczył.- I jak sobie poradziłeś?- wiczenia z Laisrenem opłaciły się.Jestem szybszy niżkiedykolwiek przedtem.Nie udało mi się wbić mu klingi w serce, aleprzebiłem go ostrzem.- Ten, kto cię zaatakował, mógł zginąć - zaczął zastanawiać się nagłos Yestin.- Wszyscy wiedzą, że biegle posługujesz się mieczem.Dzięki swoim umiejętnościom czy też szczęściu mogłeś go skrócić ogłowę albo przeszyć mu serce mieczem.Zatem twój napastnik jesthazardzistą.Czy to Uri?Jonmarc potrząsnął głową, chowając klingę.Przykrył konia derką isprawdził, czy ma paszę i wodę.- Nie ta budowa ciała.Był zbyt wysoki i za chudy.Maska i kapturprzykrywały zarówno twarz, jak i włosy.Nie mam pojęcia, kto to mógłbyć.Na dworze dzwony wybiły siódmą.- Chodzmy - powiedział Yestin.- Masz dziś wieczorem sporooficjalnych obowiązków.Dowiemy się, kto za tym stał.Odprowadzęcię, a potem znajdziemy Gabriela.Będzie chciał wiedzieć, co się stało.- Dziwne, że nie ma żadnego ze stajennych.Przecież stajnia nigdy nieświeci pustkami.Yestin uniósł brew.- O tej porze są tylko śmiertelni stajenni, nie vayash moru.Mogę sięzałożyć, że zanim zostałeś zaatakowany, wszyscy nagle poczuliprzemożną chęć, żeby udać się gdzie indziej.Wyszli razem ze stajni.Na dziedzińcu kręcili się ludzie i vayash moruspieszący na wieczorne obchody
[ Pobierz całość w formacie PDF ]