[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uśmiechnął się i pochylił w moją stronę.Miał zimne usta, ajego język był szorstki.- Smakujesz solą - powiedziałam, kiedy się rozdzieliliśmy.- A ty zaczynasz sinieć.Lepiej podnieśmy tę łódz.- Powiedz mi, co mam robić.Poinstruował mnie i przekręciliśmy wywrócony katamaranna właściwą stronę.Wspiął się na niego, po czym chwycił moje ręce, żeby mnie wciągnąć.Znów mnie poca-łował, trzymając tak długo, aż nasze usta się ogrzały.- Wiesz, całkiem ci do twarzy w sinym kolorze - powiedział.- Możemy już wracać?- Tak jest, kapitanie.Resztę popołudnia spędziliśmy przy basenie, próbującróżnych drinków z wypisanej ręcznie karty nad barem: odBahama Mama po Tequila Sunrise.Zanim zaszło słońce,krawędzie budynków zaczęły się rozmywać.O siódmej znów ubraliśmy się w nasze ślubne stroje i po-szliśmy na przyjęcie Blythe & Company.Odbywało się w tejsamej restauracji co nasza kolacja poprzedniego wieczoru, aletym razem ustawiono duże stoły dla wielu osób.W rogu stałzespół muzyczny - wszyscy w takich samych lśniącychgarniturach - a sala udekorowana była wiązankami na stołach isubtelnie oświetlona światłem lamp i świec.Sprawdziliśmy,gdzie są nasze miejsca.Zostaliśmy usadzeni przy jednym stolez Margaret i jej mężem oraz z dwoma innymi parami.Margaret przedstawiła nas Brianowi, mężczyznie o ła-godnym głosie i ciepłych brązowych oczach za szkłamiokrągłych okularów.Zaczęła szczebiotać, a on co chwilęzerkał na koszyk z chlebem.Podczas kolacji Jack zabawiał nas, opowiadając wszystkimprzy stole o naszej żeglarskiej przygodzie.Ja dodałam paręszczegółów.Miałam wrażenie, że jesteśmy już małżeństwem zdługim stażem i mamy mnóstwo takich historyjek, chociaż taknaprawdę mieliśmy dopiero jedną.Po kolacji zespół zaczął grać typowe weselne piosenki-składankę utworów Abby, Village People i The Jackson Five. Kilka par tańczyło z rękami w górze, aż w końcu zespół prze-szedł do ckliwych piosenek miłosnych.W takich chwilach naweselach wodzirej zazwyczaj zapraszał wszystkie zakochanepary na parkiet.I oczywiście, jeśli było się w związku, dobrym,złym czy nijakim, trzeba było odpowiedzieć na to wezwanie.Trzeba było udawać, że jest się zakochanym, i tańczyć.Dzisiajnie było wodzireja, ale stoliki i tak opustoszały.Zostały tylkobiałe obrusy pokryte okruchami i poplamione winem.- Chcesz zatańczyć? - spytał niewyraznie Jack.- Pewnie.Poprowadził mnie na środek parkietu i objął.Zespół grałEndless Love.Obracaliśmy się powoli w rytm łzawej melodii.Jack odchylił się do tyłu.Miał rumieńce na twarzy i prob-lemy z koncentracją.- Aadnie wyglądasz.- Jesteś pijany.- Może i jestem, ale ty i tak ładnie wyglądasz.Jack zbliżył swoje usta do moich i przycisnął je mocno,łapczywie.Przypomniało mi się potępienie doktora Szwicka,ale szybko o tym zapomniałam.To było zbyt przyjemne, żebymogło być złe.Odwzajemniłam pocałunek, zamykając oczy iprzesuwając dłonie z jego talii na szyję.Wsunął mi językmiędzy wargi i przesunął po moich zębach.Po chwili naszejęzyki się splotły, a ciała były mocno przytulone.Kręciło mi sięw głowie i czułam się nieswojo na oczach tych wszystkichświeżo upieczonych małżeństw, więc się odsunęłam.Patrzyliśmy na siebie, powoli wirując.Zespół grał słodkąpiosenkę o ptakach.Wokalista miał zachrypnięty głos.- Nigdy nie pamiętam, kto to śpiewa - powiedziałam.Przezchwilę słuchał w skupieniu.- Bob Dylan.I'll Be Your Baby Tonight. - Serio? Myślałam, że wszystkie jego piosenki o kobietachopowiadały o złości.- Na przykład?- No nie wiem, Dont Think Twice.To ładna piosenka o złości.Albo Idiot Wind.- To pewnie zależało od jego nastroju.- Zaczął cicho śpiewaćrazem z wokalistą wers o wielkim, tłustym księżycu.Miałniezły głos, głęboki i dzwięczny.- Aadnie śpiewasz.- Jesteś zaskoczona?- Nigdy nie byłam z mężczyzną, który by dla mnie śpiewał.-Ico?- W gruncie rzeczy mi się podoba.Jack przesunął dłonią pomoim krzyżu.- Chcesz stąd iść? - spytał.-Tak.Powietrze na zewnątrz było ciepłe.Wiała delikatna bryza.Basen oświetlały pochodnie.Woda odbijała ich ostrepłomienie.Jack objął mnie w talii od tyłu, a ja oparłam się oniego z przyjemnością.- Dokąd chcesz iść? - spytałam.- Może do twojego pokoju?Po kręgosłupie przebiegł mi dreszcz.To była kuszącapropozycja.- Jack.- %7łartowałem.Trochę.Chodzmy na plażę.Poszliśmy w tosamo miejsce co poprzedniego wieczoru,gdzie po raz pierwszy się całowaliśmy.Księżyc wciąż byłprawie w pełni, a plaża przypominała scenografię filmową.Jack potknął się na granicy piasku i upadł na kolana.Pró-bowałam pomóc mu wstać, ale znów stracił równowagęi wylądował tyłkiem na piasku. Podniósł na mnie wzrok.- Witaj, żono.- Dziwnie to brzmi.- Położyłam mu ręce na ramionach.-Witaj, mężu.- Przejechałam dłonią po jego podbródku.- Wiesz, podobasz mi się ogolony.- Poważnie?- Poważnie.- To co ty jeszcze robisz tam, na górze?- A gdzie powinnam być?- Tu, na dole, ze mną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl