[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usłyszała, jak przechodzi przez pokój.Zamierzał położyć się z nią do łóżka! Byronypoczuła, jak ogarnia ją wściekłość.Pchnęła drzwi na oścież i weszła do środka.Gwałtowniesię zatrzymała.Brent stał przy kominku, całkowicie ubrany, z ręką opartą o półkę.Za to jegokochanka przyciągnęła uwagę Byrony.Celeste leżała w dużym łóżku, bladożółtą koszulęmiała niedbale zsuniętą z ramienia.Zgrabna noga była zgięta w kolanie i całkowicie naga.Byrony widziała kępkę czarnych loków w miejscu, gdzie spotykały się jej uda.Była piękna,uwodzicielska i Byrony miała ochotę powyrywać jej te błyszczące czarne włosy z głowy.Dlaczego rano nie mogła wyglądać jak jędza? Dlaczego nie miała papilotów na włosach, atwarzy pokrytej białym kremem?- Byrony! Co do licha!Brent wpatrywał się w swoją żonę, stojącą w drzwiach sztywno jak posąg i wpatrzonąw Celeste.- A kogóż my tu mamy? Czy to nie twoja żonecz-ka, Brent?- Zamknij się, Celeste.Byrony, co ty tu robisz?Byrony spojrzała pustym wzrokiem na męża.-Zledziłam cię - powiedziałanienaturalnie spokojnym głosem.- Chciałam mieć pewność, że pójdziesz.do niej.No ioczywiście poszedłeś.- Natychmiast wracaj do domu, Byrony.- Czuł się, jak skończony głupiec.Miałochotę ją udusić, a sobie dokopać.- Niedługo przyjdę i porozmawiamy.- Niedługo, Brent? - Ironicznie uniosła brew.-Ależ nie musisz się spieszyć z mojegopowodu.Obawiam się, że nie dałam ci czasu, żebyś poczuł się.swojsko.- Odwróciła się irzuciła przez ramię: - Proszę wybaczyć, że przeszkodziłam.Doskoczył do niej w trzech susach, złapał ją mocno za ramiona i odwrócił twarzą dosiebie.Potrząsnął, aż jej głowa odskoczyła do tyłu.- Dosyć - powiedział.- Nie przyszedłemtutaj, żeby.figlować, do cholery!- Kochać się.To najdziwniejsze określenie na to.Puść mnie, Brent, natychmiast.- Nie.- Znowu nią potrząsnął.- Mówię ci prawdę, Byrony.- Do licha, dlaczego siętłumaczy? Zledziła go, nie ufała mu.- Idziemy do domu, razem.- Ale, Brent - odezwała się rozbawiona Celeste -jaką miałeś do mnie sprawę?- Pózniej - warknął Brent.- Idziemy, Byrony.Byrony sapnęła.- Pózniej! Ty żałosny.łobuzie!Nie pojechałabym z tobą do.Sacramento!- Zrobisz to, co ci powiem.- Potrząsnął nią znowu.- Mam dosyć scen.- Wyciągnął jąz sypialni Celeste, słysząc śmiech kochanki.- Nie mogę w to uwierzyć - mruczał pod nosem,wyprowadzając ją z domu.Czuł, jak się z nim szarpie.- Zachowuj się przyzwoicie alboprzysięgam, że dostaniesz!Byrony była zbyt wściekła, żeby zareagować na jego grozbę.- Tylko spróbuj, BrencieHammond! Po-drapię cię i zastrzelę!- Zamknij się! Myślałem, że ożeniłem się z damą! Okręciła się i uderzyła go pięścią wbrzuch.Mruknął zaskoczony.- Nie jestem damą - wrzasnęła do niego.- Jestem twoją żoną!Brent kątem oka widział, że ludzie zatrzymują się, żeby na nich popatrzeć.Zacisnąłszczęki i mocniej złapał ją za ramię.Gdy dotarli na zaplecze baru, By-rony była milcząca iblada.Co narobiłaś, ty idiotko?Zawstydziła go, to właśnie zrobiła.Doprowadziła go do wściekłości.Sprawiła, żewyszedł na głupca.Wyliczała w myślach różne rzeczy, dopóki Brent nie otworzył drzwimieszkania i nie wepchnął jej do środka.Stała w milczeniu, masując ramię.- Nie zbiję cię - powiedział, bardzo spokojnie zamykając drzwi - ponieważ obiecałemci, że nigdy cię nie skrzywdzę.Ale zasługujesz na lanie, Byrony.A teraz powiedz mi, co tamrobiłaś?Brent miał wrażenie, że go nie usłyszała, więc odezwał się ostro: - Mówiłem ci, żeCeleste to nie twoja sprawa.Ona nie ma nic wspólnego z tobą.- Jutro już mnie nie będzie - powiedziała, nie patrząc na niego.- Nic od ciebie niechcę, Brent.Mam naszyjnik, który dał mi Ira.Mam zamiar go sprzedać.Będę miała pieniądzena początek w jakimś innym miejscu.Zazgrzytał zębami, czując narastającą bezsilność.- Nigdzie nie jedziesz.Przechyliła głowę, najwyrazniej zbita z tropu.-Nie chcesz mnie.Ożeniłeś się ze mnątylko dlatego, że.no cóż, nie bardzo wiem dlaczego.Może z poczucia winy, ponieważ mnieuwiodłeś.Nie ladacznicę, za którą mnie uważałeś, ale dziewicę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]