[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I ja sam, nieustannie rozdająckolejne porcje prochu i kul z coraz bardziej kurczących się zapasów, przecie w przerwach strzeliłem paręrazy pomiędzy koszami z arkebuza, który Rivas był zostawił.Aadowałem go nieporadnie, wszak był zawielki na moje dłonie, a tak wierzgał przy odrzucie, że mi ramię przetrącał.Ale mimo to udało mi się conajmniej pięciokrotnie zeń wypalić.Wciskałem w lufę porcję ołowiu, sypałem ostrożnie prochu na panewkę, za czym układałem lont w kurku,bacząc, by panewkę osłonić, gdy na jego rozżarzoną końcówkę dmucham, jak czynili tylekroć kapitan i jegokompani.Oczy me jeno pole bitwy widziały, a uszy słyszały jeno huk wystrzałów, podczas gdy czarny iostry dym wdzierał mi się pod powieki, do nosa i gęby.List od Angeliki de Alquezar spoczywał zapomnianyna piersi pod mym kaftanem.- Jeśli wyjdę żyw - cedził Garrote, ładując pośpiesznie swój arkebuz - to za chińskiego boga do Flandriinie wrócę.Bój na grobli i pod murami fortu nie ustawał.Widząc, jak pierzchają ludzie kapitana Fenice, który zginął ubramy, dzielnie pełniąc swój obowiązek, regimentarz Carlo Roma, człek, co słusznie portki wdziewał, samtarczę i rapier chwycił i stanąwszy naprzeciw uciekinierów, szeregi uporządkować próbował.Snadz byłświadom, że jeżeli napastników powstrzyma, zdoła ich zepchnąć z wolna do tyłu, iże po wąskiej groblinapierali, tedy i w bezpośrednim starciu walczyć będą mogli a tylko ci, co najbardziej z przodu się znajdują.Tak to z wolna bitwa odżywała i z tamtej strony, a Włosi, z nową nadzieją i wigorem wokół swegoregimentarza skupieni, walczyli zgoła wybornie - nacja ta wszakże, jeśli tylko chce i powód widzi, potrafibić się przepięknie - Anglików zrzucając z murów i cały dorobek pierwszego szturmu schizmatyckiegoniwecząc.W naszym rejonie sprawy przestawiały się mniej różowo: setka wielce zawziętych Anglików już bliskabyła zdobycia nasypu, porzuconego sztandaru i koszy naszych umocnień, a przeszkadzała im w tym jenosiarczysta palba naszych arkebuzów, co z odległości dwudziestu kroków pluły w nich na potęgę.- Kończy się proch! - zaalarmowałem wszystkich.1No quarter (ang.) - bez litości, bez pardonu.61I tak było.Ostało zapasu najwyżej na dwa, trzy wystrzały dla każdego.Curro Garrote, klnąc jak skazaniecna galerach, skulił się za przedpiersiem, trzymając się za ramię od kuli muszkietu ranione.Pablo Olivaresprzeto przejął od malagijczyka broń i oddał ostatnie dwa strzały, po czym i z własnego kropnął jeszcze to, comu zostało.Juan Cuesta, wojak z miasta Gijón, leżał martwy od dłuższego czasu, rychło dołączył dońAntonio Sanchez, stary wiarus z Tordesillas.Murcjanin Fulgencio Puchę osunął się zaraz po nim, dłońmitwarz zasłaniając i krwawiąc między palcami jak rzezne zwierzę.Pozostali też ostatnie kule wystrzelili.- Po wszystkim - ozwał się Pablo Olivares.Patrzyliśmy wszyscy po sobie z wahaniem, słysząc coraz bliższe pokrzykiwania Anglików wspinającychsię po stoku.Ich wrzask wielką trwogą mnie napełniał i nieskończoną żałością.Czasu ostało nam mniej niżna jedno Wierzę w Boga, a przed nami do wyboru jeno albo tamci, albo woda.Co poniektórzy jęli rapierówdobywać.- Sztandar - powiedział Alatriste.Kilku spojrzało nań, jak gdyby nie pojęli, co gada.Inni aliści, śród nich Copons, powstali i wokół kapitanasię skupili.- Słusznie prawi - odrzekł Mendieta.- Lepiej ze sztandarem, no.Zrozumiałem.Lepiej przy chorągwi, walcząc w jej obronie, nizli tu, za osłoną koszy, jak zaszczute zające.Na miejsce strachu pojawiło się teraz dogłębne, wiekowe znużenie i ochota, by wreszcie skończyć z tymwszystkim.Chciałem zamknąć oczy i zasnąć na całą wieczność.Sięgając za plecy po mą mizerykordię,zmiarkowałem, że ręce pokrywa mi gęsia skórka.Dłoń ze sztyletem trzęsła mi się niby w gorączce, tedyzacisnąłem broń z całych sił.Alatriste dostrzegł to i przez ułamek sekundy w oczach jego zalśniło coś, cozarazem i skruchą być mogło, i uśmiechem.Po czym swój toledański rapier z pochwy wyjął, zdjął kapelusz ipas z dwunastoma apostołami i jął się na przedpiersie wspinać.- Hiszpania!.Naprzód, Hiszpania! -krzyknęło kilku, idąc w jego ślady.- W dupie Hiszpania! - wymamrotał Garrote i kulejąc, powstał, zaciskając rapier w zdrowej ręce.-Naprzód moje jaja!.Do dzieła!Nie wiem, jak to się stało, aleśmy przeżyli.Wspominając redutę Terheijden w wielkim głowę mamnieładzie, podobnym do tego, z jakim ruszyliśmy w ową beznadziejną walkę.Wiem, żeśmy wynurzyli się uszczytu przedpiersia, że niektórzy przeżegnali się naprędce, a potem niczym sfora dzikich psów puściliśmysię w dół zbocza, jak szaleńcy rycząc i wywijając bronią, a wszystko to w chwili, gdy pierwsi Anglicy jużmieli sztandaru dopaść.Stanęli wszelako jak wryci, przelęknieni naszym niespodzianym wypadem, snadzmieli nas już za kupę trupów - i trwali tak jeszcze, z rękami wyciągniętymi ku drzewcu, kiedy spadliśmy nanich, rżnąc na oślep
[ Pobierz całość w formacie PDF ]