[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na drodze było pusto.Sięgnął do rękawa i wyciągnął sztylet wraz zesprężyną, na której był tam umocowany.Szybkim ruchem odrzucił go daleko w ciemność, skąddobiegło pluśnięcie, gdy nóż wpadł do pokrytego warstwą wody bagna po drugiej stronie drogi.Włączył bieg i kierując samochodem ze swego miejsca, wyprowadził go na pasmo szosy.Przycisnął stopą pedał gazu.Do mostu nie było stąd więcej niż półtora kilometra.W jednej chwilisamochód osiągnął szybkość stu trzydziestu kilometrów na godzinę.Cesare uporczywie wpatrywał sięwe mgłę.Barbara osunęła się w jego stronę.Jest most.Ze stłumionym przekleństwem przesunąłdziewczynę z powrotem za kierownicę.Zdjął stopę z pedału gazu i wciągnął pod siebie obie nogi.Trzymał sztywno koło sterowe, naprowadzając samochód prosto na betonową podporę z boku mostu.Wyskoczył w górę wysokim łukiem niemal w chwili zderzenia.Wyrzucony wskutek szybkości doprzodu, przekoziołkował niezgrabnie w powietrzu w kierunku wody.Odgłos uderzenia samochodu w betonowy wspornik dobiegł do niego w chwili, gdy on sam zderzałsię z powierzchnią zimnej, czarnej, mrocznej wody.Nabrał powietrza.Pogrążał się coraz bardziej;płuca mu pękały, jak gdyby już nigdy nie miał się wynurzyć.Szaleńczo rozgarniał rękami wodę,podczas gdy splątane wodorosty trzymały go na dole.Wreszcie znów ujrzał nad sobą niebo.Popłynął w kierunku brzegu.Ból przenikał teraz całe jego ciało.Kiedy dotknął stopami lądu, osunąłsię na kolana.Powoli wypełznął z wody i runął jak długi na ziemię.Usta miał pełne mułu, podrapanatwarz płonęła.Ziemia była wilgotna i lepka.Przeszył go jej chłód; wstrząsnęły nim konwulsyjne dreszcze.Zaczął ryćpalcami w błocie, przywierając kurczowo do gruntu.Potem zamknął oczy i ogarnęła* go noc.Baker opadł na oparcie krzesła i gapił się w okno.Białe zimowe słońce tworzyło na ścianachbudynków wyraziste desenie.Od śmierci Vanicoli minęły już trzy dni, a oni wciąż tkwili w martwympunkcie.Spojrzał na mężczyzn siedzących po przeciwnej stronie biurka.Kapitan Strang z policjinowojorskiej, Jordan z Las Vegas i Stanley z Miami.Rozłożył na biurku ręce w geście bezradności.- Oto i cała historia.Nie obwiniam żadnego z was, odpowiedzialność spada wyłącznie na mnie i bioręją na siebie.Jutro rano w Waszyngtonie mam spotkanie z szefem.Na zapleczu jego biura siedzisenator Bratton i stary żąda bezpośredniego sprawozdania.- Go mu zamierzasz powiedzieć, George? - zapytał Stanley.- A co ja mu mogę powiedzieć? - odrzekł retorycznie Baker.- Wiem dokładnie tyle co on.- Wziął doręki leżącą na biurku kopertę.- To moją dymisja.Jutro ją złożę.- Poczekaj chwilkę - powiedział Jordan.- Szef nie zażądał twojej głowy.Baker uśmiechnął się kwaśno.- Daj spokój, Ted.Nie bądz naiwny.Znasz go równie dobrze jak ja.On nie lubi wpadek.Kiedy zapadło milczenie, Baker nacisnął włącznik stojącego na biurku rzutnika.Aparat ożył i naścianie pojawił się obraz.Było to zdjęcie tłumu wypełniającego korytarz w budynku sądu.- Co tam masz ciekawego? - zapytał Jordaa Baker bez entuzjazmu nacisnął guzik.- Zdjęcia korytarza, które wykonał fotoreporter w chwili, kiedy Dinky Adams szedł do sali rozpraw.Ponownie przydusił przycisk i na ścianie pojawiła się inna scena.- Patrzyłem na to już z tysiąc razy.Można by pomyśleć, że z tej masy zrobionych tam fotek da się cośwyłuskać.Ale żadnej z nich nie pstryknięto w chwili, o którą nam chodzi.Znów dzgnął guzik, zmieniając obraz.- Zapomniałem, chłopaki, żeście jeszcze tego nie widzieli.Popatrzył przez chwilę i przesunął kolejną klatkę.- Poczekaj no chwilę.- W głosie Stanleya zabrzmiało podniecenie.- Możesz cofnąć poprzedni slajd?Baker nacisnął przełącznik.Stanley wstał, podszedł do ściany i spojrzał z bliska na zdjęcie, po czymwskazał palcem na widocznego tam mężczyznę.- Masz przy swoim aparacie jakiś interes, który by powiększył obraz tego gościa w zielonymkapeluszu?Baker roześmiał się z niesmakiem.Kolejne pudło.- Ten kapelusz nie jest zielony.To kolor ściany.Wtrącił się kapitan Strang.- On był zielony.Pamiętam, że zauważyłem go w tłumie.Baker szybko pokręcił obiektywem.Terazcały ekranwypełniała twarz mężczyzny.Widać ją było wprawdzie tylko pod pewnym kątem, ale kapelusz niebudził wątpliwości.- Widziałem już gdzieś ten kapelusz - powiedział Stanley.- Wszędzie jest takich pełno - odparł Baker.- Ale nie takich twarzy jak ta - odezwał się nagle Jordan.- 1 wiem, do kogo ona należy.Wszyscy zwrócili się w jego stronę.- To jest książę Cardinali - wyjaśnił.- Kierowca wyścigowy.W Las Vegas siedział przy sąsiednimstole.Towarzyszyła mu dziewczyna, która jest modelką we wszystkich reklamach kosmetyków Płomień i Dym".Nazywa się Barbara Lang.Stanley skoczył na równe nogi, krztusząc się niemal z podniecenia.- Tych dwoje było także w StTropez".Tam właśnie widziałem ten kapelusz.Facet miał go na głowie,kiedy stali przy recepcji rezerwując pokój!Baker patrzył na nich uważnie.Może jeszcze nie wszystko stracone.Podniósł słuchawkę telefonu ipowiedział:- Dajcie mi pełne akta księcia Cardinali.Cokolwiek kiedykolwiek robił, od chwili urodzenia aż dodnia wczorajszego! - Odłożył słuchawkę, patrząc nadal na kolegów.- Czy macie jakieś pojęcie, gdzie oni mogą się teraz znajdować?- Ja mam - odezwał się kapitan Strang, wyciągając z kieszeni gazetę, którą rozpostarł na biurku.Wskazał palcem na górny róg strony.Baker popatrzył z góry.Nad relacją widniało zdjęcie księcia Cardinali.Tytuł głosik Sławnysportowiec opuszcza dziś szpital Krótka notka opowiadała o wypadku na florydzkiej autostradzie, wwyniku którego śmierć poniosła dziewczyna.Baker podniósł wzrok znad gazety i zagwizdał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]