[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pewnej chwili podniosła wzrok znadkomputera, ale nie zauważyła niczego niepokojącego.Nie spostrzegła nawet zniknięcia młodego brodacza towarzyszącego lekarzowi.Rulfo wślizgnął się do jednego z korytarzy.Za rogiem była poczekalnia, a w niej pięćczy sześć osób pogrążonych w swojej własnej samotności.Z niewiadomego powodu spojrzelina niego z cierpkim wyrazem twarzy.Poszedł dalej, nie zatrzymując się, aż trafił na drzwi dotoalety.Otworzył je i wszedł do środka.Toaleta najwyraźniej została zaprojektowana pod kątem wysublimowanychpacjentów.Prostokątne cienie, rzucane przez minimalistyczne światła, cięły ściany jakbrzytwy.Powietrze wzbogacały drogie odświeżacze.Była pusta.Wybrał ostatnią kabinę wrzędzie i zamknął drzwi na zasuwkę.Stwierdziwszy jednak, że mechanizm uruchamia światłoi wentylator, zrezygnował z zamknięcia i siedział po ciemku.Jeśli ktoś zechce wejść dokabiny, zawsze może uprzedzić, że jest zajęta.Teraz pozostało jedynie czekać.W holu tymczasem spełniło się nareszcie pragnienie Ballesterosa: jakiś osobnikpodszedł do recepcjonistki.Zadowolony ustąpił mu miejsca.Wolał nie kończyć fascynującejpogawędki i nie dawać kobiecie czasu na to, żeby przypomniała sobie o jego towarzyszu,choć uważał, że poddana kolejnej indagacji nie stanowi już zagrożenia.Wyszedł, w myślachżycząc Rulfowi szczęścia.Hölderlin.Nie mogła zapomnieć o Hölderlinie.Szczęśliwym trafem Rulfo posiadałoryginalną edycję jego Poematów szaleństwa.Żadne tłumaczenie na nic by się nie zdało.Zdjęła książkę z półki, zeszła z krzesła, trzymając ją oburącz, i położyła ostrożnie nastole, obok pozostałych.Potem przystanęła, zastanawiając się nad kolejnym wyborem.Poprzedniego wieczoru Rulfo powiedział Ballesterosowi, że poeci tworzący władczesłowa byli stosunkowo nieliczni.Ogólnie rzecz biorąc, miał rację.Niemniej istniały bardzosubtelne różnice, które zaczynała sobie przypominać.W Rubbajatach Omara Chajjama byłtylko jeden władczy wers, ale miał tak wielką moc, że z nawiązką rekompensował swojąunikatowość.Pedro Salinas czy Jorge Guillén, w ogóle nieinspirowani przez damy, potrafilizawrzeć autentyczne bomby niszczące w dwóch czy trzech linijkach.Byron napisał jednąstrofę o niewyobrażalnej sile destrukcji, ale należało czytać ją od końca.Pomyślała jednak, że nie może tracić czasu na najsłabszych.Musiała dotrzećbezpośrednio do tych najbardziej niebezpiecznych.Do młodego, chorowitego Isidore'a Ducasse'a na przykład, znanego jako hrabia deLautréamont, i do jego Śpiewów Maldorora.Taka była moc tego poematu pisanego prozą, żeo ile pamiętała, jedno ludzkie życie nie wystarczało, żeby go w pełni wykorzystać.Znalazłaoryginalne wydanie w miękkiej oprawie i odłożyła je na stół.Obok zauważyła egzemplarzWieży i innych poematów Yeatsa.Przypomniała sobie, że Yeats był inspirowany przezIncantátrix, którą po raz pierwszy zobaczył we śnie w Sligo, będąc jeszcze dzieckiem, apotem, jako młody chłopak, po raz drugi, stojącą na skale atakowanej przez fale, bladą iulotną jak morska piana.Powinna też zabrać Lorcę.Zakładała, że Rulfo posiada porządnąedycję Romancy cygańskich.Miała ściśnięte gardło, chciało jej się płakać.Razem z nazwiskami napływałytajemnicze wspomnienia.Widziała siebie przypatrującą się oczami kota T.S.Eliotowi tworzącemu Jałowąziemię.Pamiętała rozmowy z niewidomym Borgesem i niewidomym Homerem.Zachowałamgliste wspomnienie tunik i pochodni podczas ceremoniału z udziałem Horacego.KiedyśJohn Donne chciał ją pocałować.Innym razem przyglądała się śpiącemu VicenteAleixandre'owi, a w innym czasie i miejscu wypatrzyła oczy Wordswortha wśród chmarydzieciaków bawiących się na wolnym powietrzu.Kiedyś było inaczej, ale teraz nie miało to już żadnego znaczenia.Czyż nie rzuciłatego wszystkiego z jednego jedynego powodu?Nie myśl o nim.To coś, czego nie dało się wytłumaczyć, to ciało, którego nie dało się opisać,wyrecytować, opowiedzieć.To życie, które nagle sprawiło, że ona także poczuła w sobiemoc, ale inną, taką, jaką żaden poemat nie byłby jej w stanie natchnąć.Tak, Rulfo miał rację: zemsta była koniecznością.Już jako zwykła obca zemściła sięna Patriciu.Teraz odzyskała pamięć i wiedziała, kim jest jej prawdziwy wróg.Już mniezniszczyłaś, Sago, już mnie wykończyłaś.Ale popełniłaś błąd, depcząc moje szczątki.Dosyć! Zapłacisz mi za to.Idę po ciebie.Usłyszała trzask drzwi i wytarła dłonią łzy spływające po twarzy.- Załatwione - powiedział Ballesteros, wchodząc do pokoju.- Salomón został wklinice.Oby dopisało mu szczęście.Co ci jest?- Nic.Patrzył na nią swoimi dobrymi, zmęczonymi, szarymi oczyma.- Dobrze się czujesz?- Tak.Po prostu.to wszystko jest bardzo skomplikowane.Przytaknął ze zrozumieniem.Dziewczyna znowu miała na sobie swój codzienny strój.Po wielokrotnym przepuszczaniu przez pralkę ubranie przypominało stare szmaty, spłowiałe,współgrające ze śladami niezniszczalnych pozostałości plam po krwi, lecz Ballesterosowi,kiedy zobaczył, jak stoi na krześle na palcach, zdało się, że nie mogłaby być bardziejatrakcyjna.Rozejrzał się wkoło nieco zawstydzony i zauważył stos książek na stole.- Wspomnienia powracają?- Niektóre.- Mnie to wszystko nadal wydaje się niewiarygodne.- Wziął pierwszy lepszy tomik zbrzegu i zaczął przerzucać kartki.- W końcu to tylko poez.- Nie dotykaj!Znieruchomiał z książką w ręce.Okrzyk dziewczyny poraził go.- Przepraszam, nie powinnam na ciebie krzyczeć.Ale Szekspir jest w y j ą t k o w on i e b e z p i e c z n y.- Rozumiem.- Ballesteros pokiwał głową i z najwyższą ostrożnością odłożył zpowrotem na stół angielskie wydanie sonetów.Czas stanął w miejscu.Siedział w ciemnościach, wyczekując.Na razie nikt go nieodkrył.Ale co będzie później? Zastanawiał się, czy to prawda, że (jak mówiła recepcjonistka)pokoju z tym numerem w ogóle tu nie ma [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl