[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy obaj żołnierze szybowali w powietrzu, pułkownik otoczył ramieniem pierśAmadoriego i, nie pozwalając mu upaść, wraz z nim wycofał się do drzwi, prującnawszystkie strony seriami z pistoletu maszynowego, co wszystkich członków Iglicyprzygniotło do ziemi.Zewsząd słychać było okrzyki i jęki bólu trafionychprzypadkowoludzi.Aideen, jako jedyna z całej grupy, została w Sali Halabardników, wtulona weframugę, czekając, na co mogłaby się przydać.Podskoczyła wprawdzie do Sandry,oferującsię, że wyprowadzi ją na korytarz, ale DeVonne gniewnie tylko mruknęła, że dasobie radę,odepchnąwszy też Prementine'a, który chciał ją opatrzyć.W kombinezonie niewidać byłoprzestrzelmy, nie czerwieniała też krew, kewlar najwyrazniej nie przepuściłkuli, a szokblokował uczucie bólu.Ponieważ Aideen nie brała udziału w bezpośredniej akcji,zyskałaszansę.Ranny Amadori i pułkownik zniknęli na korytarzu, oddalając się w kierunkuwschodnim.Od strony zachodniej słyszała tupot butów; wszędzie unosił się gęstydym, ale zcałą pewnością nadbiegała odsiecz.Kolejne granaty mogły niewiele pomóc, jeśliżołnierzebyli w maskach.Teraz przed Iglicą stanie problem odwrotu i August z całąpewnościązarządzi koniec polowania na Amadoriego.Ale nawet jeśli nie, ktoś musi się trzymać blisko niego, SZOB czy nie SZOB,zresztąmożna mieć nadzieję, że uciekający będzie się przede wszystkim interesowałterenem przedsobą, a nie za sobą.Czerwony ślad krwi z przestrzelonej stopy ułatwiał zadanie.GdybyAmadori zatrzymał się na chwilę, by opatrzyć ranę, przyjdzie pora na Aideen.Nieczekała narozkazy Augusta.Ostatecznie, nie była członkiem Iglicy, a wszystko zaczęło sięod tego, żektoś z zimną krwią zastrzelił na jej oczach Marthę Mackall.Pomimo maski do płuc docierało powietrze drażniące i duszne; na chwilkęprzymknęła oczy, zebrała się w sobie, odepchnęła od ściany i rzuciła w ślad zaAmadorim.Od wejścia do Sali Halabardników rozległy się strzały.To August i Scott staralisię trzymaćw szachu hiszpańskich żołnierzy.39Wtorek, 05.27 WaszyngtonZastygłemu w fotelu Bobowi Herbertowi nie pozostało nic innego niżrozpamiętywanie tej osobliwej atmosfery sali, w której dowódcy oczekują nainformacje oprzebiegu tajnej operaracji.Ciekawe, czy reszta: Hood, Rodgers, Lowell CoffeyII, ekspertCentrum od spraw prawa międzynarodowego, odczuwała to podobnie.Z jednej strony, to wyrazne odgraniczenie od reszty świata, o którym myślało sięzlekką zazdrością ("Mieć te problemy, co inni, nie musieć decydować o życiu iśmierci"), ale ilekką wyższością ("Gdyby tylko znali ten ciężar odpowiedzialności").Z drugiej strony, odpowiadało się za los osób dobrze znanych, najczęściejlubianych iszanowanych, co bardzo przypominało oczekiwanie w szpitalu na wynikniebezpiecznejoperacji.Tyle że ludzi tych naraziło się na niebezpieczeństwo własnym rozkazem,który oni,jako dobrzy żołnierze, przyjęli bez szemrania.A jeśli do tego dodać jeszcze świadomość, że w przypadku pojmania trzeba siębędziemoże oficjalnie od nich odżegnać, co bardzo ograniczy możliwości udzielenia impomocy.Musiało to powodować uczucie winy, pogłębiane jeszcze przez fakt, że kiedy tamciryzykowali życiem, oni siedzieli tutaj bezpieczni, bezradni i - zazdrośni.JakBob, naprzykład, on nigdy już nie będzie mógł stawić czoło takiej próbie, takiemuryzyku i może toowa zazdrość sprawiała, że na przekór winie i skrupułom, Herbert był zawsze wtakichchwilach niezwykle podniecony i ożywiony.Zupełnie inaczej było z Hoodem.Markotny i apatyczny, zanim jeszcze operacja sięrozpoczęła, teraz jeszcze bardziej zamknął się w sobie i nic nie pozostało zkrzepiącychuśmiechów czy słów otuchy, którymi zawsze usiłował w takich momentach podnosićinnychna duchu.Z niezwykłą też u niego złością zareagował na informację o akcjiMcCaskeya,który na dodatek zabrał ze sobą Luisa Gracie de la Vega.W przeciwieństwie doczłonkówIglicy, ci dwaj grozili zdekonspirowaniem całej akcji, Darrell jawnie związany zCentrum,Hiszpan - kierownik biura krajowego Interpolu! Czegóż więcej potrzeba, żebyroztrąbić nacały świat zagraniczną prowokację?! A wtedy konflikt nabierze charakterumiędzynarodowego.I to bynajmniej nie Rodgers-formalista, lecz ceniącyimprowizację orazpomysłowość Hood zaczął zastanawiać się nad karą dla McCaskeya.IngerowałCoffey;sytuacja wcale nie musi wyglądać tak strasznie, jak obawia się Hood.AgentkaMara Cornejazostał uwięziona w pałacu, zatem interwencja Interpolu jest jak najbardziejuzasadniona, niedając powodu do międzynarodowych implikacji.Paul odrobinę się uspokoił; gryząc wargi, w milczeniu oczekiwali na informacje zHiszpanii.Telefon odezwał się o 4.30, ale była to rozmowa miejscowa.Dzwoniłarozgorączkowana Ann Farris, która kazał im włączyć CNN.Coffey zerwał się z sofy i skoczył w koniec pokoju, żeby otworzyć wnękę, wktórejstał telewizor, Hood tymczasem poszukał na biurku pilota.Pierwszą pozycjąnadawanych copół godziny wiadomości była informacja o strzelaninie w madryckim PałacuKrólewskim iwokół niego.Na amatorskiej taśmie wideo utrwalono moment, gdy helikopterInterpoluucieka z południowego dziedzińca, a w oddali słychać było strzały.Potem naekranie pojawiłsię obraz z pracującej na żywo kamery.Widać było wyciekające z okien strugiżółtego dymu.- To gaz Iglicy - powiedział Herbert.Rodgers sięgnął po wielobarwny plan, dostarczony przez komputer Interpolu.Herbertokręcił się w fotelu.- Zdaje się, że to bardzo blisko dziedzińca - zauważył Rodgers.- I Sali Tronowej - dodał Herbert.- Zatem Iglica jest w środku.- Hood zerknął na zegar komputera.- Zgodnie zplanem.Herbert podjechał do telewizora i zaczął nasłuchiwać.Nie chodziło mu jednak ogłosspikera, który, nie wiedząc dokładnie, co dzieje się w pałacu, plótł trzy potrzy, przeplatanepodekscytowanymi okrzykami.- Ogień - mruknął Herbert.- Z pewnością nie z dziedzińca, za bardzo stłumiony.- Jeśli dopadli Amadoriego, należy się spodziewać, że będą ich gonić.- Gaz powinien odebrać im chęć do czegokolwiek - zauważył Rodgers.- Może strzelają na oślep - wyraził przypuszczenie Bob.- Czy możliwe, żeby to był ten oddział egzekucyjny? - spytał Coffey.Rodgers pokręcił głową.- Ogień zbyt chaotyczny, pojedyncze wystrzały.- Gdyby schwytali Iglicę, skończyłaby się też strzelanina.Przez chwilę milczeli, Hood niecierpliwie zerkał na cyfry przeskakujące wokienkumonitora i powiedział:- Mieli zawiadomić biuro Luisa, kiedy tylko z powrotem znajdą się w lochu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]