[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tom miał jeszczetrzystu osiemdziesięciu czterech innych służących, lecz nie wszyscy oczywiście zgromadzili się w salijadalnej, gdzie nie było ich nawet czwartej części.Tom zresztą nic dotychczas nie wiedział o ichistnieniu.Wszystkich obecnych pouczono w ciągu godziny i kazano im mieć na uwadze, iż królewicz postradałchwilowo pełnię władz umysłowych, strzec się zatem należy i nie objawiać zdziwienia wobec jegowybryków."Wybryki" te wkrótce dały się zaobserwować, lecz zamiast wesołości budziły tylkowspółczucie i troskę dworzan.Ciężkim strapieniem był dla nich widok ukochanego królewiczadotkniętego tak przykrą niemocą.Biedny Tom jadł przeważnie palcami, nikt jednak nie uśmiechał siędrwiąco ani nawet nie zdawał się tego dostrzegać.Uważnie i z wielkim zainteresowaniem oglądałserwetkę z bardzo cienkiej i pięknej tkaniny.Potem zaś rzekł z prostotą:- Proszę to zabrać, bo przez nieostrożność mógłbym zrobić plamę.Dziedziczny Podkomorzy, odebrałserwetkę z należytym szacunkiem i bez słowa protestu.Tom obejrzał ciekawie rzepę i sałatę i zapytał,co to takiego i czy służy do jedzenia, niedawno bowiem zaczęto uprawiać te jarzyny w Anglii, zamiastsprowadzać je z Holandii jako rzadkie przysmaki.Na pytanie to odpowiedziano z uniżoną powagą i bezśladu zdziwienia.Skończywszy deser Tom napchał sobie kieszenie orzechami, nikt jednak na pozór niezauważył tego ani nie zdradził niepokoju.Niebawem wszakże Tom stropił się wielce, gdyż była tojedyna czynność, którą podczas całego obiadu pozwolono mu wykonać własnymi rękami, nie miał więcwątpliwości, że dopuścił się czegoś niewłaściwego i niegodnego monarszego stanu.W tej chwili mięśniejego nosa zaczęły drgać, a czubek owego organu zwrócił się ku górze i zmarszczył.Objawy te nieustawały i Tom trapił się coraz bardziej.Błagalnym wzrokiem spojrzał najprzód na jednego, potem nadrugiego z asystujących lordów, a łzy napłynęły mu do oczu.Pochyliwszy nad chłopcem zatroskanetwarze opiekunowie prosili o wyjaśnienie, co mu właściwie dolega.Tom odrzekł ze szczerym żalem:- Proszę o wybaczenie, lecz nos swędzi mnie okrutnie.Jaki zwyczaj lub ceremoniał obowiązuje w takimwypadku? Pospieszcie się, proszę, bo niedługo już zdołam wytrzymać.Nikt się nie uśmiechał, leczwszyscy zmarkotnieli i niespokojnym wzrokiem jęli spoglądać po sobie, jak gdyby szukając rady.Otonatknęli się na potężny mur, a jak przedostać się na drugą stronę - o tym dzieje Anglii nie pouczały.Mistrz Ceremonii był nieobecny, nikt zaś nie śmiał puścić się na nie zbadane morza ani zaryzykowaćpróby rozwiązania tak zasadniczej kwestii.Niestety! Nie istniał dziedziczny urząd "Drapacza".Tymczasem łzy wystąpiły z brzegów i zaczęły spływać po policzkach Toma.Swędzący nos coraznatarczywiej dopominał się o ulgę.Wreszcie natura przełamała zapory etykiety.Tom pomodlił się wduchu o odpuszczenie winy (jeżeli winę jakowąś miał popełnić) i zdjął kamień ze zbolałych serc swegodworu, bo podrapał się w nos własnoręcznie.Kiedy skończył się obiad, jeden z panów dworu stanął przed królewiczem trzymając w rękach szeroką apłytką złotą misę z wonną wodą różaną, przeznaczoną do umywania ust i palców.Lord DziedzicznyPodkomorzy czekał w pobliżu z ręcznikiem, którym książę Walii miał się posłużyć.Przez chwilę chłopiecspoglądał niepewnie na misę, następnie zaś podniósł ją do ust i z należytą godnością pociągnął długiłyk.- Nie smakuje mi ten napitek, szlachetny panie - rzekł potem usługującemu dworzaninowi.- Pachnie wprawdzie pięknie, lecz zbywa mu na mocy.Serca całego otoczenia ścisnęły się na ten nowy wybryk schorzałego mózgu, lecz smutny widok niewzbudził w nikim wesołości.Wnet Tom popełnił następny niezawiniony błąd, bo wstał i oddalił się od stołu w chwili, gdy kapelanzajął stanowisko za jego krzesłem i wzniósłszy ku niebu ręce i przymknięte oczy zamierzał właśnierozpocząć modlitwę.I tym razem jednak nikt, zda się, nie zauważył, by książę Walii uczynił cośosobliwego.Na własne żądanie naszego małego przyjaciela odprowadzono teraz do jego prywatnego gabinetu ipozostawiono samemu sobie.Na hakach wbitych w dębową boazerię wisiały tam rozmaite częścilśniącej stalowej zbroi po mistrzowsku inkrustowanej złotem we wzory niezwykłej piękności.Tenrycerski strój należał do prawdziwego księcia Walii, a był niedawnym darem miłościwej królowej - paniParr.Tom wdział nagolenniki, rękawice, szyszak zdobny pióropuszem i kilka innych części zbroi, wktóre ubrać się można samodzielnie.Przez chwilę chciał nawet zawołać o pomoc i dokończyćrozpoczętego dzieła, pomyślał jednak o przyniesionych z obiadu orzechach i o przyjemności, jakąbędzie zjedzenie ich bez asysty obserwującej zgrai oraz rozmaitych "wielkich dziedzicznych"naprzykrzających się zbędnymi usługami.Powiesił więc część ślicznej zbroi na dawnych miejscach itłukąc orzechy poczuł się wnet szczęśliwy, po raz pierwszy od chwili, gdy za jego grzechy Bóg uczyniłzeń królewicza.Uporawszy się z orzechami Tom znalazł w jakimś schowku kilka interesujących ksiąg, zktórych jedna traktowała o etykiecie angielskiego dworu.Cenna to była zdobycz! Chłopiec legł naozdobnej sofie i ze szczerym zapałem rozpoczął się kształcić.Pozostawmy go tymczasem przy tym zajęciu.ROZDZIAA VIIISPRAWA PIECZCIOkoło piątej po południu Henryk VIII przebudził się z męczącej drzemki i szepnął do siebie:- Niedobre sny, bardzo niedobre! Koniec mój bliski.Tak wróżą sny, a potwierdza puls słabnący
[ Pobierz całość w formacie PDF ]