[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trent zaproponował jej małżeństwo, a jeśli chce braćślub z nią, to nie chce żenić się z Eryką.W takim razie nie mógł być z nią zaręczony.- To nie będzie konieczne - zaczęła, z trudem łapiąc oddech.Trent odwrócił się twarzą do niej.- Myślę, że będzie.Czy wiesz, do czego mogą doprowadzić plotki, w takiej małej wiosce? Robię ciuczciwą propozycję.Pobierzemy się, zamieszkasz tutaj, będziemy razem pracować i dzielić dochody.- Małżeństwo będzie częścią bussinesu? - zapytała drżącym głosem.Jego twarz ciągle była zimną i pozbawioną wyrazu maską, ale z ciekawością obserwował poruszonątwarz Anny.- To będzie zależało wyłącznie od ciebie.Wiem, że pociągamy się wzajemnie.Jeśli będziesz chciała,możemy być dla siebie mężem i żoną.Równie dobrze możemy zostać tylko partnerami w pracy.-Zamilkł na chwilę, po czym dodał miękko: - Osobiście wolałbym to drugie.Opadła na najbliższe krzesło, nisko opuściła głowę i wlepiła oczy w grubą warstwę gliny rozłożonej71na powierzchni koła.Odcisnął się na niej ślad palców Trenta.Wzięła do ręki bryłkę.Nadal nic niemówił o miłości, jak wiec ona może wyznać mu uczucie, które pali się w niej jak płomień? A możemałżeństwo z miłości byłoby dla niego kłopotliwe?Kiedy poczuła, że może zaufać swojemu głosowi i wyrazowi twarzy, podniosła na niego oczy.Ode-tchnęła głęboko i zaryzykowała uśmiech.- Tak - powiedziała bez ogródek.- Zgadzasz się na wszystko? - zapytał lekko ochrypłym głosem.Kiwając głową i uśmiechając się przez łzy wyciągnęła ręce, aby go uścisnąć.Trent delikatnie postawiłją na nogi i objął ramionami.Ich usta spotkały się w pocałunku tak żarliwym, że Annie wydawało się,że stopnieje pod jego, wpływem.Mieszanina zapachu gliny i dobrej wody koloń-skiej uderzyła w jej nozdrza, gdy przytuliła się do jegoramienia.Mężczyzna nadal miękko całował jej włosy, a jego palce delikatnie głaskały jej szyję.- Chodzmy powiadomić Wilsonów - wyszeptał jej do ucha, a jego ciepły oddech łaskotał ją pieszczot-liwie.- Możemy spytać ich, czy zechcą nam pomóc, a jutro dowiem się, jak zdobyć specjalnepozwolenie.- Susan nigdy w to nie uwierzy - westchnęła szczęśliwa Anna.- Muszę do niej pózniej zadzwonić.Przypływ nagłego niepokoju spowodował, że odsunęła się nieznacznie.- O Boże! A co będzie z moją pracą? Zobowiązano mnie do ukończenia pewnych rzeczy po waka-cjach.72- Nie spodziewają się ciebie w tym tygodniu.Zadzwoń tam jutro i w ten sposób dasz im tydzień naznalezienie kogoś na twoje miejsce.- Wzięłam urlop w pośpiechu.Pobrałam całą pensję, ale jeszcze jej nie wypracowałam.Mogą żądaćczęściowego zwrotu albo, jak przypuszczam, oddania pieniędzy za całą nieukończoną pracę.- Przestań się martwić, wszystko będzie dobrze.Pobierzemy się w Plymouth w piątek.Annie zabrakło tchu.- Tak szybko?! Nie będę jeszcze gotowa! Trent podniósł żartobliwie brwi.- A co masz takiego ważnego do roboty? Mówiłaś, że nie masz żadnej rodziny, którą musiałabyśzawiadomić, żadnego domu do sprzedania.Zresztą potem będzie mnóstwo czasu, żeby uporządkowaćtego rodzaju sprawy.- A co z twoją rodziną i przyjaciółmi, Trent? -zapytała niezdecydowana.Poza Wilsonami nieprzedstawił jej nikogo ze swoich bliskich.Imię Eryki też nigdy nie padło między nimi.Zmarszczył brwi, namyślając się raczej niż martwiąc.- Nikt nie będzie tym zainteresowany oprócz.-Nie powiedział tego, co zamierzał i dokończył szyb-ko: - Nie, nie muszę nikogo zawiadamiać.- Jeżeli ceremonia odbyłaby się w sobotę - zasugerowała delikatnie - może mogłaby przyjechać Susan.- Dobrze, niech będzie sobota.Ale nikt nie namówi mnie, abym odłożył ślub o jeszcze jeden dzień.73Zabrzmiało to tak, jakby nie mógł doczekać się owej chwili i Anna zaśmiała się szczęśliwa.- Pojadę do Putney, żeby spakować i przywiezć tu swoje rzeczy.Zabiorę ze sobą Susan i razem przyje-dziemy tu w piątek.Będzie mogła u mnie przenocować.- W takim razie wszystko już ustalone - zgodził się.Sprawiał w tej chwili wrażenie człowieka szczęśliwego.Przytulił ją mocniej, zanim wypuścił zeswoich objęć.- Kiedy chcesz jechać?- Muszę mieć przynajmniej dwa dni, żeby porządnie popakować swoje rzeczy i wypowiedzieć pracę wbiurze - zadumała się.- Po wiedzmy, że wyjadę we wtorek, a wrócę z Susan w piątek.Pewne obawy mąciły jej szczęście.Nie była w stanie osądzić uczuć Trenta.Teraz jej narzeczony wzamyśleniu przechadzał się po pracowni, a na jego twarzy nie było ani radości, ani niepokoju.Naglespojrzał prosto na nią i uśmiechnął się.- Uczcijmy to szykownym lunchem.Jerry'ego odwiedzimy pózniej.- Wspaniały pomysł.Będzie chyba lepiej, jeżeli się przebiorę.Daj mi dwadzieścia minut.Trent spojrzał ną swoje wymięte ubranie.- Powiedzmy pół godziny.Muszę wziąć prysznic.Mamy przecież mnóstwo czasu.A teraz,idz i zróbsię na bóstwo.Klepnął ją zabawnie po pupie.Wydawał się być odprężony i szczęśliwy.Z pewnością nie żałowałMgle podjętej decyzji.74- Gzy to znaczy, że teraz nim nie jestem? - zażartowała.Pobiegła do Clematis Cottage.Wzięła prysznic i zdecydowała się założyć chabrową sukienkę, która miała podkreślić kolor jej oczu.Miękka dzianina przylegała kusząco do jej smukłego ciała.W samochodzie nie będzie potrzebowałapłaszcza.Zawiózł ją do zachwycającej, starej gospody, gdzieś w głębi Dartmoor.Lunch był cudem gastronomii.Przy kawie i likierze zasiedzieli się do pózna.- Jak nazwiemy pracownię? - zapytała nagle.- Masz jakiś pomysł? - odpowiedział leniwie Trent- Moglibyśmy ją nazwać "Dartmoor Pottery",- Wydaje mi się, że już ktoś używa tej nazwy.Zmarszczył brwi, koncentrując na chwilę, a potemuśmiechnął się kątem ust.- "High Tor Pottery".Myślę, że brzmi to całkiem dobrze.- Oczywiście - krzyknęła.- To przecież nazwa twojej willi.Dlaczego nie pomyślałam o tym?!- Do tego trzeba rozumu - dokuczył jej.Uwielbiała, gdy był w takim nastroju.W drodzepowrotnej czuła się na tyle odprężona, że włożyła rękę pod jego ramię i oparła o nie głowę.Trentrównież czuł się dobrze i zgadzał na wszystko, co robiła.Gwizdał cicho, prowadząc samochód wkierunku posiadłości Jerry'ego.Nowina została powitana ze zdziwieniem i zachwytem.Pózniej, gdy minęło początkowe podnie-72cenie, Mary zabrała Annę w ustronne miejsce i uściskała ją ponownie.- W końcu udało ci się go złapać - zawołała.-Cieszę się twoim szczęściem, Anno.Nie mogłaś* wy-brać lepiej.Anna zarumieniła się.- Dziękuję za dobre słowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]