[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na widok Bonnarda upuścił słuchawkę, która zawisła kołysząc się na kształt wahadła.Zwykle pewna siebie twarz eksperta, gwałtownie pobladła.- Słuchaj, wszystko ci wyjaśnię.- wybełkotał.Marcel wbił mu lufę między brodę a grdykę.Najmniejszy ruch lub gest spowodować mógłtylko jedno: zwolnienie języka spustowego.- Mów, co się dzieje! Krótko.- Wyjdzmy stąd.tego nie da się powiedzieć w dwóch słowach.- Powtarzam: mów.co się dzieje, i natychmiast dzwonimy do Admirała.- Jest już.chyba za pózno.Zaczęło się!- Co z tą Californią"!- Na pokładzie są ludzie Denninghama.Mają emitor.- Co za emitor?- Wysyła promienie.Promienie kappa, powodujące neutralizację reakcjirozszczepialnych.Wiązka promieni zmienia elektrownie, wyrzutnie w bezużyteczny szmelc.Tosię już zaczęło i nie można, nie trzeba, przeszkadzać!- A co będzie potem?- Pozostanie tylko jeden uzbrojony punkt, dzięki niemu będą.będziemy mieli pełnąkontrolę nad światem.Ty też możesz pójść z nami.- Co to za miejsce?- Nie.nie wiem!Mógł nie wiedzieć.Bonnard zawahał się.Jedno pewne - trzeba zawiadomić Admirała.Onjuż znajdzie ten uzbrojony punkt.Nawet jeśli emitor zakończy swą misję.Wystarczy środkówkonwencjonalnych, aby unieszkodliwić ośrodek szantażu.Ale trudno telefonować mając pod rękąwściekłego grzechotnika, który w każdej chwili może.Zderzyli się wzrokiem.- Nie możesz mnie zabić, Bonnard.To by było morderstwo! - zaskowyczał Levecque.Dziwny chłód przeniknął całe jestestwo eks-komisarza.Ciasna, telefoniczna kabinaprzypominała szafę, w której schroniła się uciekająca przed pościgiem Paulina.Miejsce, w którymzginęła.- Nie jesteś mordercą, jesteś sprawiedliwy! - gorączkowo mamrotał Levecque wyczuwającrozterkę starego policjanta. Od drzwi bistra dobiegł rumor.Na ulicy jęczała syrena policyjna.Potem zabrzmiał pełensłużbistości głos miejscowego inspektora.- Poddaj się Bonnard.Nie próbuj nic zrobić profesorowi.Błyskawiczna myśl przeleciałaprzez mózg Marcela: - Oni wierzą temu szczurowi, a mnie mają za szaleńca!- Wypuść mnie - powiedział trochę pewniejszym tonem Levecque.- Jutro pomogę ci wyplątać się z tej kabały.Może gdyby się nie uśmiechnął.Może gdyby nie pogardliwy ruch kącików warg, Bonnardzłożyłby broń, poszedł z policjantem-kretynem, modląc się w duchu o szybki kontakt z Admirałem.Ale ten wyraz triumfu.Szafa i krew na białej szacie Pauliny, wianek, który spadł jej z głowy.Szklany wzrok i tamte wygięcie ust Levecque'a.- Nie! - zawył ekspert odgadując wyrok.Padł strzał.Jeden.Więcej nie było potrzeby.Zresztą nie istniała taka możliwość.W ekipieinspektora znalazł się ktoś narwany.Seria z automatu przestebnowała drewniane drzwi kabiny.-Jak Paulina! - ostatnia myśl błysnęła w umyśle Marcela Bonnarda. KońcówkaLos nie jest mimo wszystko tak okrutny jak Will Szekspir.Wkraczając w okres personalnejkośby z góry pragnę uprzedzić, że przynajmniej część bohaterów opowieści pozostanie przy życiu -choćby na jakiś czas - i nasza historia nie skończy się jak owe dramaty krwistego Anglika, któreprzeżywają zazwyczaj jedynie sufler i inspicjent.Miał rację ojciec Jana Pawłowskiego - stawiający przypadek wśród sprawczych demonówwładających historią.Przecież gdyby Człowiek-Cytryna przeżył, Levecque się dodzwonił, aZiegler nie zaskoczył w alkoholiczny ciąg, losy naszego globu potoczyłyby sięnajprawdopodobniej zupełnie inaczej.Chociaż jeszcze teraz wszystko mogło się odwrócić, ciąg dalszy zależał od obrotów zdarzeńw ciasnych komorach Californii, na zaniedbanej florydzkiej farmie i wśród potarganych przeztsunami kokosowych palm Oceanii.Najpierw pomyślał, że wszystko jest stracone, że od początku Rosę Higgins przejrzała ichgrę.Zmieszne, cały czas obawiał się Patty.a tymczasem Rosę.Gdzie ona może być? Może wwahadłowcu odbija już od stacji.Może komunikuje się z NASA, żądając natychmiastowegozniszczenia obiektu.David ruszył ciężko w stronę kabiny nawigacyjnej, gdzie za kwadrans czekałgo seans łączności z Ziemią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl