[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Doszło do tego, że musiałem zabierać się stamtąd - od nich i od niej.Chodził tam zamną jeden taki.To stawało się zrozumiałe nawet dla Karola, było ludzkie.Nieśmiało przerwał.- Adolfie, tyś tam nie człowieka szukał.Ty tylko chciałeś siebie przemóc, zawsze to w tobiewidziałem.Chciałeś złamać w sobie siłę swoją, której nie możesz sprostać, bo nie masz nadnią władzy.Czerlon niedbałym poruszeniem ręki odsunął sprzed siebie w powietrzu jego słowa.- Nie czyny nasze mówią, czym jesteśmy.Nie można człowieka sądzić z czynów.Ważnymjest niepokój towarzyszący uczynkom naszym.I cierpienie.I strach.W niedużym pokoju robiło się szaro od dymu.Czerlon pił wino, w każdym kieliszku badającuprzednio pod światło jakby najgłębszą naturę jego czerwieni.- Cokolwiek myślałem i jakkolwiek żyłem, zawsze na dnie znajdowałem to jedno: strach.Strach przed ogromem świata.I strach przed karą.Aż póki nie zrozumiałem, że nie ma przedstrachem ucieczki - tylko w poddaniu, tylko w najgłębszej pokorze.Karol znowu odezwał się nieśmiało:- Można by myśleć słuchając cię, że religia jest zorganizowanym przerażeniem.Czerlon nie słyszał jego słów.- Ty się nie boisz kary? - zapytał.Karol powiedział, że nie.I zaraz uczuł się winny, że zrobił mu przykrość.Mimo to mówiłdalej:- Nie da się zaprzeczyć, że słabością człowieka są wymiary.Jest przywalony masą świata,"masa mu imponuje".Lubi wszystko, co jest ograniczone, zamknięte, jasne i ciepłe,zabezpieczone od niepokojącej melancholii odległości gwiezdnych i stosunkówmiędzyplanetarnych.Chce zapomnieć o tej kolosalnej masie ciemności, mrozu i milczenia, wktórej miotają się nadaremnie niesłychanych rozmiarów bryły ognia, tracące na przesyłaniesiebie swych promieni straszliwe ilości lat ziemskich - zwłaszcza że cel tych działań jestniejasny, a pożytek wątpliwy.Chce je przejednać i ugłaskać, korzy się przed ichprzekraczającą jego pojęcie "harmonią".Ale przecież osaczony jest zewsząd, bo nad nim, podnim, wewnątrz i naokoło szaleje ruchoma materia, otacza go i przenika na wylot wicherchwiejby molekularnej, zaprzeczający wszelkiemu dotychczasowemu sensowi świata.Karolzauważył, że Czerlon nie spuszcza z niego oczów i urwał.- Jesteś w tym samym miejscu, gdzie byłeś wtedy - powiedział Czerlon zimno.W jego głosiebyło zniechęcenie i zawód, chociaż uniesienie głowy i spojrzenie wyrażały raczej pogardę. - Nie myśl, że nie cenię tego spokoju, którego, jak mówisz, doświadczasz.Ale jakże mamuwierzyć w spokój, jeżeli jego podstawą jest przerażenie.Przecież, przypomnij sobie, bałeśsię zawsze siebie, tylko siebie.Dlatego trudno mi uwierzyć, żebyś był spokojny i dziś.- Jesteś w tym samym miejscu, gdzie byłeś wtedy - powtórzył Czerlon.- To ci widoczniewystarcza.Nie jesteś zdolny nawet do tych najprostszych wzruszeń, których doznaje zwykłychłop wobec tajemnicy śmierci, wobec niewiadomego.- Gdzież jest to niewiadome, powiedz.- Jeśli tego nie czujesz, nie ma o czym mówić.Zaczyna się blisko, wszędzie tam, gdzie nie maodpowiedzi na pytanie.- Nie ma niewiadomego poza zapytaniem człowieka.Nie ma go nigdzie, tylko w człowieku.- To są puste słowa, sam wiesz o tym.Karol nie odpowiedział, pogrążony w smutku.Był zupełnie bezradny wobec tego człowieka,którego urok trwał nad nim równie silnie jak kiedyś.Dlaczego był mu taki miły mimo wszystko? Czy że górując nad nim, nie dawał mu uczuwaćtej przewagi? Natura jego siły kryła jakąś ułomność, zaprzeczała sama sobie, chciała sięzniszczyć, chciała się "zetrzeć w proch".Czerlon, w oczach Karola mogący wszystko, niechciał ani wielkości, ani władzy, wspaniały i jarzmiący marzył o umniejszeniu siebie jak oszczęściu.Wsłuchany w swoją bojazń, służył jej całym sobą, zanurzał się w nią aż do tegodna, na którym rozpostarta jest nie znana innym słodycz.Jakże miał mu to powiedzieć, jak go ubłagać, aby zechciał być silny, aby przystał na siebie izachwycił się sobą tak, jak zachwycał się nim Karol.Słowa nie mogły tu nic pomóc, były nawierzchu, były puste, jak on mówił.A przecież wydawały się ścisłym tekstem myśli.Szło o to, aby podzielić z tym właśnieczłowiekiem, z tym Czerlonem, łagodne szczęście pewności, że tak a nie inaczej mają sięrzeczy.A było to, że nie ma niewiadomego poza nami.Istotnie ubogie to są słowa, ale trzebapod nie przeniknąć, ująć je gdzieś głęboko, w tym miejscu, gdzie myśl zawiera jeszcze treśćrodzącego ją uczucia i cała tętni jego cielesną naturą.A było to jeszcze, że człowiek podobny jest do świata, że jest zrobiony z tej samej materiiistnienia.I nie ma konieczności, i nie ma wcale powodu, aby w sądzie o świecie na zawszemiał błądzić.W poczuciu niedoskonałości własnej myśl ludzka wykopała przepaść międzypodmiotem i przedmiotem, między poznającym i tajemnicą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl