[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanucisobie taką melodię i wróci do swojego pokoiku, żeby dalej marzyć przy filiżance zielonej klońskiej herbaty.Ciekawe, czy jest ładna? Ale nie otworzyłem oczu - żeby się nie rozczarować.Chociaż nie, wiedziałem dokładnie, że obok mnie siedzi piękna młoda kobieta.Subtelny owal twarzy, czarne brwi, oczy ciemne, awargi soczyste jak chersońskie wiśnie.Smagła cera, nietknięta kosmetykami, wydaje się wypolerowana przez słońce do nefrytowegoblasku, czarne jak węgiel oczy lśnią, wielkie i piękne jak gwiazdy nad Czachrą.Wiedziałem, że siedzi wyprostowana, i na pewno, na pewno nie zakłada nogi na nogę jak nasze dziewczynki z baru wNiedzwiedzim.Jej dłonie, wąskie i długie, z krótko obciętymi paznokciami, leżą na kolanach.Gdyby wstała, byłaby taka wysokajakja, ale nie wstanie, będzie siedzieć obok, nieco pochylona.Nie uśmiechnie się i nic nie powie.Nieprędko do mnie dotarło, że ten portret narysował mój szósty zmysł.A gdy już dotarło, mrówki przebiegły mi po plecach.Zrozumiałem, że obok mnie siedzi Issa.Martwa, ale w dziwny sposób żywa.Ale potem w wilgotnych piwnicach mojej duszy ktoś coś przełączył - i strach zniknął.No bo dlaczego niby od razu martwa? A może wcale nie martwa? Może żywa? Medycyna robi ogromne postępy! A może wtedy,gdy mnie i Rishi zabrali konwojenci, klonom udało się ewakuować Issę z Jauzy i potem.w jakimś eksperymentalnym, supertajnymszpitalu przyszyli mojej ukochanej głowę, przykleili palce, wypełnili żyły syntetyczną krwią.Tu moja świadomość przestała silić się na racjonalizację zdarzeń.Postanowiłem, że skoro obok mnie siedzi martwa Issa, to niechsobie siedzi.Ja się nie boję.Ale oczu nadal nie otwierałem.Moje ciało ożyło, spięło się, zbyt dobrze pamiętało stan, który budziła we mnie bliskość Issy.Issa też się spięła.Zmieniła pozycję - pochyliła się, zbliżyła twarz na odległość szeptu i poczułem, jak mój żółtawy policzekłaskocze jej lekki oddech.Odgarnęła pukiel włosów, który niczym czarny wicher spadł na moją poduszkę ortopedyczną ze spranymstemplem.Zakręciła się, pod jej pupą zaskrzypiała derma obicia krzesła - ciekawe, czy znów ma na sobie ten wojskowykombinezon z szerokimi kieszeniami? Na mojej piersi spoczęła jej ręka i wcale nie była zimna, kto powiedział, że widmo musi miećzimne ręce? Jej dłoń była ciepła jak dni na przełomie lipca i sierpnia.Jęknął rzep zapięcia mojej biało-zielonej bawełnianej piżamy,potem jeszcze raz i jeszcze; Issa niespiesznie przesunęła ręką po mojej piersi, po brzuchu.teraz nie ma tam już tych twardychmięśni, nie to co w Chosrowie.Jej palce natrafiły na pasek spodni, również bawełniany.jeszcze dwa zapięcia na spodniach iodsłania się świeży różowy ślad, odciśnięty od gumki.Poczułem, że materac ugina się po mojej lewej i prawej stronie, to moja ukochana weszła na wąskie sterylne łóżko, nakryła mojechude biodra swoimi, wąskimi; teraz już tylko pozostało położyć ręce na jej talii i popatrzeć na nią ze ślepym oddaniem.Tak, do diabła z wątpliwościami! To Issa! Są rzeczy, których z niczym pomylić nie można.Wiecie, ile razy moje ręce spoczywałyna tym miejscu, gdy tańczyliśmy, albo i nie tańczyliśmy? Nie wiecie? A ja wiem.Najwyżej dwanaście, a z tym teraz trzynaście.Złyznak? Leję na to, po Jauzie nie wierzę już w żadne znaki.W Jauzę też nie wierzę, bo tam zginęła Issa, a przecież wiem dobrze, żewcale nie zginęła, bo właśnie musnęła mnie wargami, w lewe i prawe oko.%7ładnej Jauzy nie było! Od razu zrozumiałem, co chciałami powiedzieć tymi pocałunkami: Nie otwieraj oczu, Aleksandrze".Aleja wcale nie miałem zamiaru otwierać oczu.Tak się bałem,że ona nagle zniknie, skryje się w mglistych oparach zamkniętych przede mną rzeczywistości! Issa przesunęła ręką po mojejostrzyżonej głowie, od karku do czoła.Tak niegdyś robiła moja mama.Ona, podobnie jak Issa, niezbyt często okazywała czułość.Zresztą jej także nie ma już w moim świecie.Ale może i ona kiedyś przyjdzie? Przyjdzie i powie: Wydaje mi się, synu, że za dużopalisz!".Stało się - spotkały się nie tylko nasze dłonie, ale i usta.Moje, suche i pożądliwe, i jej - miodowe, upajające.Zaczęły witać się poswojemu, rozmawiać w swoim dziwnym języku.Issa przywarła do mnie całym ciałem, ubranym, teraz wiedziałem na pewno,właśnie w kombinezon.Moje palce już obmacały go wzdłuż wszystkich szwów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]