[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwłaszcza, kiedy w myślach aż jejsię gotowało od całej listy zmartwień, na początku której znajdowały się Romanda, Le-laine i Sheriam, a dalej Rand, Elaida, Moghedien, pogoda i tak dalej, bez końca.Unikała okolic namiotu Moghedien.Gdyby sama zadawała pytania, nadałaby zbyt-niej wagi ucieczce służącej.Ostrożność stała się jej nieodłączną cechą, bo gra, w którejbrała udział, nie pozwalała na częste omyłki, a brak uwagi tam, gdzie się sądziło, że tonie ma znaczenia, mógł doprowadzić do wytworzenia się nawyku nieuwagi tam, gdzieto się naprawdę liczyło. Słabi powinni zachować ostrożność przy demonstrowaniu od-wagi.Tego też nauczyła ją Siuan, która naprawdę się starała i tę akurat grę znała bar-dzo dobrze.166 Po zalanym księżycową poświatą obozie kręciło się teraz znacznie mniej ludzi; nie-którzy siedzieli przy niewielkich ogniskach, wyczerpani wieczornymi pracami po cięż-kiej, całodniowej podróży.Ci, którzy ją zauważali, wstawali znużeni, kłaniali się i mru-czeli:  Oby cię Zwiatłość opromieniła, Matko albo coś podobnego, co jakiś czas prosząco jej błogosławieństwo, na co ona odpowiadała prostym:  Oby cię Zwiatłość opromie-niła, dziecko.Mężczyzni i kobiety w takim wieku, że mogli być jej dziadkami, po czymśtakim siadali rozradowani, a mimo to zastanawiała się, co tak naprawdę o niej myślą, cowiedzą.Wszystkie Aes Sedai tworzyły lity front przeciwko całemu zewnętrznemu świa-tu, nawet przeciwko swoim służącym.Z drugiej zaś strony Siuan powiedziała: jeśli uwa-żasz, że sługa wie dwa razy tyle, ile powinien, to znasz tylko połowę prawdy.A jednak teukłony, te dygania i pomruki towarzyszyły jej po drodze od jednej grupy ludzi do dru-giej, krzepiąc ją nadzieją, że są jeszcze jacyś ludzie, którzy nie uważają jej za dziecko wy-korzystywane przez Komnatę.Szła akurat przez otwartą przestrzeń wytyczoną przez sznury przywiązane do pali-ków wbitych w ziemię, gdy srebrny błysk przeciął ciemność; otwarta w tej samej chwi-li brama obróciła się i otworzyła.Nie było to tak naprawdę światło, gdyż nie rzucałocienia.Zatrzymała się tuż za narożnym słupkiem, żeby się przypatrzeć.Nikt przy po-bliskich ogniskach nawet nie podniósł głowy, już się przyzwyczaili do takich widoków.Z bramy wysypał się tuzin albo i więcej sióstr, dwa razy tyle służących i kilku Strażni-ków; wracali z wieściami i wiklinowymi koszami, w których trzymali gołębie wyhodo-wane w Salidarze, położonym na południowym zachodzie w odległości dobrych pię-ciuset mil.Brama jeszcze się nie zamknęła na dobre, a one już się rozchodziły we wszystkie stro-ny, niosąc swe ciężary do Zasiadających, do swoich Ajah, kilka do własnych namiotów.Na ogół towarzyszyła im Siuan; rzadko kiedy ufała komuś do tego stopnia, by posyłaćinne osoby po przeznaczone dla niej wieści, nawet jeśli większość była spisana szyfrem.Czasami zdawało się, że na świecie jest więcej siatek szpiegowskich niż samych Aes Se-dai, aczkolwiek spora ich liczba w rezultacie najrozmaitszych okoliczności została po-ważnie okrojona.Większość agentek działających z ramienia poszczególnych Ajah naj-wyrazniej starała się nie zdradzać, dopóki  trudności w Białej Wieży nie skończą się,a całkiem sporo agentek poszczególnych sióstr nie miało pojęcia, gdzie aktualnie znaj-duje się kobieta, której służą.Kilku Strażników dostrzegło Egwene i starannie się jej ukłoniło, okazując szacunekstosowny dla stuły; siostry mogły popatrywać na nią z ukosa, ale to Komnata wyniosłają na Tron Amyrlin i Gaidinowie nie potrzebowali niczego więcej.Służba kłaniała sięi dygała.%7ładna z Aes Sedai śpiesznie opuszczających bramę nawet nie spojrzała w jejkierunku.Może po prostu jej nie zauważyły.Może.167 Fakt, że w ogóle którakolwiek mogła utrzymywać kontakty ze swoimi agentkami,pod pewnym względem stanowił  prezent  od Moghedien.Te siostry, które dyspono-wały poziomem siły wystarczającym do tworzenia bram, przebywały w Salidarze do-statecznie długo, by dobrze poznać wioskę.Te, które potrafiły utkać bramę użytecz-nych rozmiarów, mogły Podróżować niemal wszędzie z Salidaru i trafiać od razu tam,gdzie trzeba.Niemniej jednak próba Podróżowania do Salidaru, nowego obozu, równa-łaby się spędzaniu połowy nocy albo i dłużej na rozpoznawaniu każdorazowo najdrob-niejszych szczegółów nowego, ogrodzonego sznurami terenu.Informacje, które Egwenewydobyła od Moghedien, dotyczyły wypraw z miejsca, którego nie znało się dobrze, domiejsca, które się znało.Przemykanie, wolniejsze od Podróżowania, nie zaliczało się doutraconych Talentów  nikt w ogóle o nim nigdy nie słyszał  dlatego więc nawet tentermin przypisywano Egwene.Każdy, kto potrafił Podróżować, znał się też na Przemy-kaniu, toteż siostry co noc Przemykały do Salidaru, gdzie sprawdzały gołębniki z ptaka-mi, a potem Podróżowały z powrotem.Taki widok powinien sprawić jej przyjemność  zbuntowane Aes Sedai posiada-ły te Talenty, które w przekonaniu Białej Wieży zostały utracone na zawsze, a oprócznich wciąż poznawały nowe.Wszystko to razem miało kosztować Elaidę utratę Tro-nu Amyrlin, zanim się cała rzecz dokona, a jednak zamiast satysfakcji, Egwene poczu-ła gorycz.Afront ze strony sióstr nie miał z tym nic wspólnego, a w każdym razie nie-wiele.W miarę jak szła dalej, odstępy między ogniskami stawały się coraz to większe, ażwreszcie wszystkie łuny zbladły za nią; otaczały ją teraz ciemne bryły wozów, przeważ-nie nakrytych płóciennymi plandekami rozpiętymi na żelaznych obręczach i namio-ty jaśniejące blado w świetle księżyca.Za tym wszystkim ogniska w obozowisku armiiwspinały się na okoliczne wzgórza, podobne do gwiazd ściągniętych na ziemię.Cisza odstrony Caemlyn, cokolwiek o niej myśleli inni, sprawiała, że ściskał jej się żołądek.W dniu, w którym opuścili Salidar, przyszedł list, aczkolwiek Sheriam raczyła go jejpokazać zaledwie przed kilkoma dniami i z wielokrotnie powtarzanym ostrzeżeniem,że jego treść winna być zachowana w tajemnicy.Komnata wiedziała, ale poza nią niktinny nie musiał.Jeszcze jedna tajemnica oprócz tych dziesięciu tysięcy innych, które ni-czym plaga nawiedzały ich obóz.Egwene była pewna, że tego listu nigdy by nie zoba-czyła na własne oczy, gdyby stale nie zabiegała o sprawy Randa.Spamiętała wszystkiestarannie dobrane słowa, spisane drobną dłonią na papierze tak cienkim, że dziw brał,iż pióro nie przedarło go na wylot. Rozgościłyśmy się na dobre w oberży, o której rozmawiały-śmy i spotkałyśmy się też z kupcem wełną.To zaiste niezwykłymłodzieniec, dokładnie tak, jak mówiła Nynaeve.A jednak oka-zał się dworny.Moim zdaniem, obawia się nas, co działa tylkona naszą korzyść.Pójdzie dobrze.168 Być może słyszałyście pogłoski o tutejszych mężczyznach, wli-czając w to pewnego jegomościa z Saldaei.Obawiam się, iż sąone aż nadto prawdziwe, ale dotąd żadnego nie spotkałyśmyi będziemy ich unikać, jak się tylko da [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl