[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widziała goroześmianego i pijanego.Widziała go, jak czule szepcze doschorowanej klaczy.I widziała, jak wściekły ze wstydu wyrzuca z domu swoje jedynedziecko, swoją córkę.Ale nie potrafiła zobaczyć go martwego.- Dziękuję, panie MacKade.- Obróciwszy się na pięcie,skierowała się do domu.- Pani Morningstar.- Gdyby słyszał rozpacz w jej głosie,zostawiłby ją w spokoju.Ale niczego takiego nie słyszał.- Pić mi się chce - oznajmiła, zatrzaskując za sobą siatkowedrzwi.Ogarnęła go wściekłość.Jemu też chciało się pić! Zamierzałwyświadczyć przysługę znajomemu, a potem pojechać na farmę,gdzie w lodówce czekało zimne piwo.Nie pukając, wszedł za kobietądo domu.Nieduży salon umeblowany był z myślą o wygodziemieszkańców: kanapa, miękkie fotele, solidny stół, na którym możnaoprzeć nogi.Beż ścian idealnie zlewał się z jasnym brązem sosnowej237RS podłogi.Spokojny ton mebli i koloryt ścian ożywiały obrazy naścianach, barwne poduchy, jaskrawy dywan i porozrzucane na nimzabawki.No tak, Savannah Morningstar ma przecież dziecko.Przeszedł dalej, do kuchni o lśniących białych szafkach ipołyskującej w słońcu sosnowej podłodze, identycznej jak ta wsalonie.Kobieta szorowała ręce.Nie odzywając się, wytarła jeręcznikiem, po czym wyjęła z lodówki dzban lemoniady.- Podobnie jak pani, ja też chciałbym jak najszybciej zakończyćtę rozmowę.Westchnąwszy głośno, zdjęła okulary i cisnęła je na blat.Facetnie jest niczemu winien, przemknęło jej przez myśl.- Napije się pan?Nie czekając na odpowiedz, nalała mu lemoniady do szklanki,sięgnęła po szklankę dla siebie.- Dziękuję.- Jeśli przyjechał mnie pan poinformować, że mój ojciec miałdługi, które muszę spłacić, to oświadczam, że nie mam takiegozamiaru.- Kłucie w żołądku już prawie ustało.Znacznie spokojniejszaniż parę minut temu, oparła się o kuchenny blat.- Pieniądze, któreposiadam, zarobiłam ciężką pracą i nie zamierzam się ich pozbywać.- Ojciec zostawił pani w spadku siedem tysięcy osiemsetdwadzieścia pięć dolarów.I kilka centów.Ręka ze szklanką na moment znieruchomiała.Po chwili kobietawypiła łyk.- Skąd wziął siedem tysięcy dolców?238RS - Nie mam pojęcia.Leżą na specjalnym koncie w banku wTulsie.- Jared otworzył teczkę.- Musi mi pani tylko pokazaćdokument ze zdjęciem i podpisać papiery, które przyniosłem.Za kilkadni otrzyma pani czek.Kobieta odstawiła z hukiem szklankę.- Nie chcę jego pieniędzy!Jared położył papiery na stole.- Należą się pani.- Powiedziałam, że nie chcę.Zdobywając się na cierpliwość, Jared zdjął okulary i wsunął jedo kieszeni.- Rozumiem, że nie utrzymywali państwo z sobą kontaktów.- Niczego pan nie rozumie - warknęła.- Ale to nieważne.Niechpan schowa papiery do swojej ślicznej teczuszki i zostawi mnie wspokoju.Przyzwyczajony do różnych zachowań, Jared nie dal sięwyprowadzić z równowagi.- Pani ojciec wydał instrukcje, że gdyby pani odmówiłaprzyjęcia spadku, pieniądze mają przypaść dziecku.Oczy jej się zaszkliły.- Proszę nie mieszać do tego mojego syna.- Prawo.- Nie obchodzi mnie.To jest mój syn.I ja o nim decyduję.Niepotrzebujemy tej forsy.239RS - Zrobi pani, jak zechce.Oczywiście może pani zrezygnować zespadku, ale wtedy sprawa trafi do sądu.Po co komplikować sobieżycie? Czy nie lepiej wziąć pieniądze, przegrać je w ruletkę, oddać nacele dobroczynne albo wsadzić do puszki i zakopać w ogrodzie?Z całej siły starała się zachować spokój; nie było to łatwe.- Już powiedziałam.Nie chcę tych pieniędzy.-Słysząctrzaśniecie drzwiami, poderwała głowę, po czym rzuciła Jaredowiostrzegawcze spojrzenie.- Syn wrócił.Proszę przy nim niewspominać o spadku.- Hej, mamo! Connor i ja.Wysoki, chudy chłopiec o potarganych czarnych włosachprzygniecionych czapką z daszkiem stanął w progu i zmierzył Jaredawzrokiem, w którym ciekawość mieszała się z nieufnością.- Kto to?Nie tylko oczy odziedziczył po matce, pomyślał Jared; równieżzłe maniery.- Jestem Jared MacKade, wasz sąsiad.- Brat Shane'a? - Chłopiec wszedł do kuchni i jednym haustemopróżnił szklankę lemoniady.- Shane jest fajny - poinformowałmatkę.- Właśnie stamtąd wracamy, Connor i ja.Z farmyMacKade'ów.Ich wielka ruda kocica miała małe.- Co, znów? - zdziwił się Jared.- Tym razem osobiście zawiozęją do weterynarza i każę wysterylizować.- Zerknął na chłopca.- Twójkolega to Connor Dolin?- Tak.Bo co?240RS - Nic.Jego mama to moja stara kumpela.Savannah położyła rękę na ramieniu syna.- Bryan, leć się umyj, a ja zacznę szykować kolację.- Dobra.- Miło było cię poznać, Bryan.Chłopiec uśmiechnął się szeroko, po czym wybiegł z kuchni.- Jest bardzo do pani podobny.- To prawda.- Głośny tupot nóg na schodach sprawił, że kobietawzniosła oczy do nieba.- Zastanawiam się nad zainstalowaniemjakiejś izolacji akustycznej.- A ja próbuję sobie wyobrazić Bryana bawiącego się zConnorem.W jej oczach pojawiły się iskry gniewu.- Coś się panu nie podoba?- Jeden to żywe srebro, a drugi jest cichy i nieśmiały.Dzieci takpełne temperamentu jak Bryan rzadko zaprzyjazniają się z tymicichymi.- Polubili się.- Gniew wyparował jej z twarzy.- Bryan nie miałdotąd okazji nawiązać prawdziwej przyjazni.Ciągłe byliśmy w ruchu.Teraz to się zmieniło.- Można spytać, dlaczego zdecydowała się pani tu osiąść?- Stwierdziłam, że.- urwała.- Dobra, dobra, usiłuje mnie panzmiękczyć, żeby pozbyć się problemu ze spadkiem.Nic z tego.-Otworzywszy lodówkę, wyjęła paczkę kurzych piersi.241RS - Siedem tysięcy piechotą nie chodzi.Jeśli pani je mądrzeulokuje, może starczy na opłacenie Bryanowi studiów.- Jeśli Bryan zechce studiować, sama opłacę mu studia.- Proszę mi wierzyć, wiem, co to jest upór i duma.Błagam,niech się pani nimi nie kieruje.Przyjrzała mu się uważnie.- Gdzie się pan uchował, panie MacKade? W dzisiejszychczasach nie spotyka się ludzi tak cierpliwych i szlachetnych.Jego uśmiech niemal ją oślepił.Zamrugała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl