[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Robiono takie zdjęcia przed wyruszeniem na każdą akcję,dlatego cała nasza piątka pozowała przed helikopterem niczym szkolna drużyna koszykówkiprzed najważniejszym meczem sezonu.Crom Johnson często żartował, że dowództwogromadzi zdjęcia, by potem łatwiej identyfikować zwłoki.Ted nazywał je fotkamicmentarnymi.Odwróciłem leżące na stoliku zdjęcie, które Ben znalazł w szafie, żebym niemusiał dłużej patrzeć na twarze chłopaków.Zrobiłem kilkaset fotografii nagich czerwonych wzgórz, gęstej dżungli, plaż, pólryżowych, błotnych bawołów oraz zapchanych rowerzystami uliczek i bazarów Sajgonu, alepo powrocie do Stanów Zjednoczonych uznałem je za pozbawione wartości i wyrzuciłem dośmieci.Tamte miejsca zupełnie przestały się dla mnie liczyć, w przeciwieństwie do ludzi.Dlatego zachowałem dwanaście zdjęć, z czego na trzech byłem ja.Spisałem nazwiska osób widniejących na pozostałych fotografiach, po czympróbowałem sobie także przypomnieć innych, służących w mojej kompanii, ale okazało się toniewykonalne.Zresztą po pewnym czasie sam pomysł sporządzenia listy wydał mi sięidiotyczny.Fields, Abbott, Johnson i Rodriguez nie żyli, a ktokolwiek inny z mojej kompaniinie miał żadnego powodu, aby mnie nienawidzić, a tym bardziej porywać dziesięcioletniegochłopca.Nikt, z kim służyłem w Wietnamie, nie miał takiego powodu.Lucy zadzwoniła tuż przed jedenastą.W ciszy pustego domu dzwonek zabrzmiał takdonośnie jak wystrzał z rewolweru.Aż się wzdrygnąłem i zrobiłem długopisem dziurę wkartce. Przepraszam, ale nie mogę wytrzymać.Dzwonił drugi raz? Nie, jeszcze nie.Od razu bym cię zawiadomił.Natychmiast. Boże, to okropne.Prawdziwy koszmar. Wiem.Próbuję spisać tę listę i robi mi się niedobrze.A jak tobie idzie? Właśnie skończyłam rozmowę z Richardem.Przylatuje jeszcze dzisiaj. Jak to odebrał? Z wściekłością, przerażeniem, napastliwością, oskarżeniami.Jak można byłooczekiwać.Cały Richard.Jakby mało jej było jeszcze utraty syna, musiała znosić jego wymówki.Richard niezgadzał się na jej przeprowadzkę do Los Angeles, a mnie po prostu nie znosił.Byłem częstopowodem ich kłótni, które teraz musiały jeszcze przybrać na sile.Odniosłem wrażenie, żeLucy zadzwoniła, szukając u mnie duchowego wsparcia. Powiedział, że zadzwoni z samolotu, kiedy będzie znał dokładnie godzinęlądowania, ale z nim nigdy nic nie wiadomo.Potrafi być prawdziwą zadrą w tyłku. Chcesz, żebym wpadł do ciebie jutro po wizycie Starkey? Chętnie przyjadę.Wtedy Richard mógłby wrzeszczeć na mnie, a nie na nią. Sama nie wiem.Nie byłoby zle.Na razie lepiej już się rozłączę. Możemy rozmawiać tak długo, jak tylko zapragniesz. Nie, wciąż bym się martwiła, że zajmuję linię, kiedy porywacz Bena może dzwonić zważnymi informacjami.Zatelefonuję jutro.Ledwie zdążyłem odłożyć słuchawkę, rozległ się kolejny dzwonek.Spodziewając siętego podświadomie, odczekałem, próbując zarazem zebrać myśli, i odebrałem dopiero podrugim sygnale. Mówi detektyw Starkey.Mam nadzieję, że pana nie obudziłam. Jak mógłbym zasnąć w takiej sytuacji? Miałem nadzieję, że to znowu on. Przykro mi.Nie dzwonił po raz drugi, prawda? Jeszcze nie.Jest już pózno.Co pani robi o tej porze w pracy? Czekam na wiadomości z centrali operatora sieci komórkowej.Według ich wykazubył do pana telefon o osiemnastej pięćdziesiąt dwa.Czy ta godzina się zgadza? Tak.To on wtedy dzwonił. Jasne.Dzwoniono z aparatu komórkowego zarejestrowanego na Louise Escalantepracującą w barze Diamond. Nie znam nikogo o tym nazwisku. Domyślałam się tego.Kobieta zeznała, że po południu skradziono jej torebkę, wktórej był telefon komórkowy.Utrzymuje także, że nie zna pana i nic nie wie o porwaniu, a wwykazie połączeń z jej aparatu wcześniej nie figuruje pański numer.Przykro mi, ale ten tropprowadzi donikąd. Nie przyszło pani do głowy, żeby zadzwonić pod ten numer? Owszem, przyszło, panie Cole odpowiedziała lodowatym tonem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]