[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pięć minut pózniej dzwonek zadzwięczał po raz trzeci180i Jennifer przeżyła największy wstrząs tego popołudnia.Czarnoskóry paz zaanonsował pana Philipa Jettana.Jennifer żachnęła i wbiła wzrok w drzwi, jakby zobaczyła co najmniej trzy zjawy.Philip podszedł do pani domu i zgiął kolano, by ucałować jej dłoń.Ubrany był w ciemne brązy i stare złoto.Jennifer pomyślała, że nigdy w życiu nie widziała czegoś równie wspaniałego i zdumiewającego.Nie mogławprost uwierzyć, że to dawny towarzysz jej zabaw.- Madame, spózniłem się - powiedział Philip.- Po tysiąckroć błagam o wybaczenie.- Takiś pewny, że je uzyskasz? - odrzekła ze śmiechemlady Malmerstoke.- Wybaczę ci jednak, żebyś mnie jużnie męczył.Gdzie masz tę odę? Tylko mi nie mów, żezapomniałeś.- Ja miałbym zapomnieć? Nigdy w życiu! Powiem też,że to bardzo piękna oda, w moim najlepszym stylu.Proszę, madame.- Wręczył jej zrolowany pergamin, przewiązany fioletową wstążką z misternie wplecionymi fiołkami.- Kochany chłopcze! - wykrzyknęła lady Sally.- Fiołki! Skąd wiedziałeś, że to moje ulubione kwiaty?- Wyczułem to instynktownie - odparł z powagą Philip.- Ach, oczywiście, że tak.Co za czarujący gest.Nieodważę się rozwiązać tej wstążki, póki fiołki nie zwiędną.Spójrz, Tom, czy to nie piękne? I czyż nasz Philip niejest miły, że napisał dla mnie odę?- Ja wszystko widzę - odezwał się Tom ponuro.- Tyhultaju, próbujesz skraść serce mojej damy? Jak śmiesz?181- Musiałbym chyba być ponadludzką istotą, żeby tegonie próbować - odparował Philip.Lady Malmerstoke tymczasem pokazywała sir Mauri-ce'owi ozdobny zwój.- Oda do mojej peruki - wyjaśniła - napisana po francusku.- Oda do czego? - zapytał Thomas.- Do mojej peruki, Tom, do mojej peruki.Nie było ciętu, kiedy o niej rozmawialiśmy.Cleone uważała, że jestmonstrualnie brzydka, ale Philip nie chciał nawet o tymsłyszeć.Mówił o niej tak ładnie i obiecał napisać odę.Czy ci już podziękowałam?Philip, który pochylał się właśnie nad dłonią Cleone,z miejsca się odwrócił.- Jakże wymownie, madame, spojrzeniem swoich niezrównanych oczu.Podziękowania nie są mi jednak potrzebne.Był to dla mnie wielki zaszczyt i wielka radość.- Zastanówicie się nad tym.- Lady Malmerstokespojrzała na Toma, a potem na sir Maurice'a.- Podejdztu, Philipie.Chcę cię przedstawić pannie Jennifer.Chyba że ją znasz?Philip puścił rękę Cleone i odwrócił się.- Jennifer.Oczywiście, że ją znam.- Przeszedł przezpokój.- Skąd się tu wzięłaś? Jak się miewasz?- Philip? T.to nap.prawdę ty? - wyjąkała dziewczyna.- Nie poznajesz mnie? To nieładnie z twojej strony,Jenny.Aż tak chyba się nie zmieniłem?- Zmieniłeś się - wyszeptała.- Nawet bardzo.182- Ależ nie, przysięgam, że nie.Ojcze, idz sobie i pozwól mi usiąść koło Jennifer.Chcę z nią porozmawiać.Zadowolony w głębi ducha, sir Maurice wstał.- Mój syn jest bardzo apodyktyczny i autokratyczny,nie sądzisz, moja droga? - rzekł z uśmiechem.Philip zajął zwolniony fotel.- Ja.powinnam chyba zwracać się do ciebie per pan- zauważyła nieśmiało Jennifer.- Spróbuj tylko, to.to.- To co?- To napiszę kanconetę do twoich wielkich oczu - odparł ze śmiechem.Jennifer zarumieniła się i posłała mu drżący uśmiech.- Naprawdę? Bardzo bym chciała, panie Jettan.- Wobec tego będzie gotowa jutro koło południa - odparł szybko Philip.- O ile mi obiecasz, że będziesz mówić do mnie po imieniu.-Ale.- Jenny, przysięgam, że aż tak bardzo się nie zmieniłem.To tylko ten głupi strój.- To samo mówiła Clo, kiedy jej powiedziałam, że sięzmieniła.- Ach tak.- Philip zerknął w stronę nieświadomej niczego Cleone.- Naprawdę tak powiedziała?- Tak, ale ja uważam, że się zmieniła.A ty?- Des pieds a la tete*- wycedził Philip.- Słucham?? - przeraziła się Jennifer.* Od stóp do gtów183- To taki głupi nawyk.Podobno przez cały dzień paplam po francusku, co jest objawem afektacji.- Po francusku? Mówisz teraz po francusku? - wyszeptała Jennifer.- Powiedz coś jeszcze! Proszę!- La lumiere de tes beaux yeux me penetre jusqu'aucoeur* - Skłonił się z uśmiechem.- Och! A co to znaczy?- Lepiej, żebyś nie wiedziała - odparł posępnym tonem.- Ale ja chciałabym wiedzieć.- Powiedziałem, że.że masz przepiękne oczy.-Naprawdę? A.nie zapomnisz o tej kan.którąmiałeś dla mnie napisać?- O kanconecie? Nie, myślę, że to jednak musi byćsonet.A ten kwiat.twój kwiat jest, niestety, nie naczasie.- Tak? A jaki to kwiat?- Stokrotka.- Nie przepadam za stokrotkami - stwierdziła Jenniferpo namyśle.- Jakie kwiaty są dla mnie?- Znieżyczki.- Och, są takie śliczne! - Jenny klasnęła.- Czy już niejest za pózno na śnieżyczki?- Nie może być za pózno - kategorycznie oświadczyłPhilip.- Dostaniesz je, nawet gdybym musiał udać siępo nie na drugi koniec świata.Jennifer zachichotała.- Nie mógłbyś.Cleone!* Zwiatło twych pięknych oczu przenika do mego serca184Cleone podeszła do nich.- Tak, Jenny? Czy pan Jettan prawi ci jakieś okropnekomplementy?- Nie.tak.Chyba tak.Mówi też, że mam nadal nazywać go Philipem.I.och! I że napisze sonet do moich oczu, związany wstążką ze śnieżyczkami.Panie Jet.Philipie, jaki jest kwiat Cleone?- Czy trzeba pytać? Jaki, jeśli nie róża?Cleone usiadła, nie przestając się uśmiechać.- Róża? To wyniosły, dumny kwiat, prawda, sir?- Ach, mademoiselle, musiałaś nigdy nie widzieć róży,rozkwitającej z pąka.- Ha, zostałam pokonana! A jeszcze nie podziękowałam za bukiet, który mi pan przysłał dziś rano.Wzrok Philipa powędrował do fiołków na jej piersi.- Nie posyłałem ci fiołków - stwierdził z żalem.W oczach Cleone pojawił się błysk.- Nie.Te - musnęła kwiaty pieszczotliwym gestem -dostałam od sir Deryka Brenderby'ego.- Szczęściarz z niego, mademoiselle.Jaka szkoda, żenie ze mnie.- Myślę, że z pana też, sir.Panna Ann Nutley nosiławczoraj przez cały wieczór pańskie gozdziki.Nagle Cleone uświadomiła sobie, że patrzy Philipo-wi prosto w oczy, pospiesznie więc odwróciła wzrok, ależyłka na szyi pulsowała jej szybciej niż zwykle.Przezjedną ulotną chwilę widziała dawnego Philipa, poważnego, uczciwego i prowincjonalnego.Gdyby tylko.gdyby tylko.185- Panie Jet.To znaczy Philipie.Nauczysz mnie trochę francuskiego?- Ach, oczywiście, cherie.A co chciałabyś powiedzieć?Puls zwolnił rytm; błękitne oczy zatraciły miękki, marzycielski wyraz.Cleone odwróciła się zdecydowanie doJamesa, stojącego u jej boku.Rozdział piętnastyW którym lady Malmerstoke mówi o mężach- Wczorajszego ranka przyniósł mi osobiście bukietśnieżyczek przewiązany wstążką.Nie wiem, skąd jewziął, bo chyba już przekwitły.Prawda, Clo? Ale jeprzyniósł, z najładniejszym wierszem, jaki możnasobie wyobrazić.Pisze w nim, że moje oczy to dwieblizniacze, szare sadzawki.Cleone wzruszyła ramionami.- To niezbyt oryginalne - powiedziała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]