[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rejwach zacząłprzyciągać uwagę przechodniów i okolicznych sklepikarzy. Hej, wodniku!  zawołał właściciel baru z przekąskami po drugiej stronie ulicy. Co się dzieje?Nie trzeba wiele, pomyślał Atiliusz, wystarczy lekki podmuch wiatru, żebypanika rozprzestrzeniła się niczym szalejący na wzgórzach pożar.Czuł w sobie jejiskry.Dwóm niewolnikom kazał zamknąć bramę, a Politesowi dopilnować, abynakarmiono i napojono posłańców. Muso, Bekko!.Wezcie wóz i zacznijcie go ładować.Niegaszone wapno, puteolanum, narzędzia.wszystko, czego możemy potrzebować do naprawy akweduktu.Tyle, ile zdoła uciągnąć para wołów.Dwaj mężczyzni popatrzyli na siebie. Przecież nie wiemy, jakie są zniszczenia.Jeden wóz może nie wystarczyć orzekł Musa. Wtedy wezmiemy po drodze dodatkowe materiały z Noli.Atiliusz ruszył szybkim krokiem do biura akweduktu.Posłaniec z Noli podążył zanim. Ale co mam powiedzieć edylom?  zapytał.Właściwie był jeszcze chłopcem.Tylko jego oczodołów nie pokrywała skorupa pyłu.Różowe kręgi wokół oczupodkreślały malujący się w nich lęk. Kapłani chcą złożyć ofiarę Neptunowi oznajmił. Mówią, że siarka to zły omen. Powiedz im, że wiemy, na czym polega problem  odparł Atiliusz, podnoszącw górę plany. Powiedz, że organizujemy ekipę naprawczą.Pochylił głowę i wszedł przez niskie drzwi do małej klitki.Eksomniuszpozostawił archiwum Augusty w zupełnym chaosie.Rachunki, kwity i zamówienia,weksle, umowy, opinie prawne, raporty techniczne i inwentaryzacje, listyz departamentu Curatora Aquarum oraz rozkazy od dowódcy floty w Misenum niektóre sprzed dwudziestu albo trzydziestu lat  wysypywały się z szuflad, walały nastole i podłodze.Atiliusz odgarnął papiery łokciem i rozwinął plany.Nola! Jak to możliwe? Nola jest dużym miastem, położonym trzydzieści mil nawschód od Misenum, daleko od złóż siarki.Zmierzył kciukiem odległości.Z wozemzaprzężonym w woły będą potrzebowali prawie dwóch dni, żeby tam dotrzeć.Namapie widział wyraznie, w jaki sposób szerzy się katastrofa  woda w akwedukcieznikała z matematyczną precyzją.Poruszając wargami, wodził palcem wzdłużwybrzeża.Dwie i pół mili na godzinę! Jeśli w Noli zabrakło wody o świcie, w takimrazie Acerrae i Atella zostały jej pozbawione w połowie ranka.Skoro w Neapolu,dwanaście mil od Misenum, woda skończyła się w południe, w Puteoli musiało tonastąpić o godzinie ósmej, w Kurne o dziewiątej, a w Bajach o dziesiątej.A teraz,o dwunastej, nadeszła nieubłaganie ich kolej.Osiem miast zostało pozbawionych wody.Nieznana była tylko sytuacjaw Pompei, kilka mil w górę akweduktu od Noli.Ale nawet nie biorąc pod uwagę tegoostatniego miasta, wody nie miało ponad dwieście tysięcy ludzi.Uświadomił sobie, że ktoś zasłonił światło.To Koraks.Stanął w progu, oparł sięo framugę i bacznie go obserwował.Inżynier zwinął mapę i włożył ją pod pachę. Daj mi klucz do śluzy  powiedział. Po co? Czy to nie oczywiste? Mam zamiar zamknąć zbiornik.  Ale ta woda należy do floty! Nie możesz tego zrobić.Nie bez zgody admirała. Więc może pójdziesz i zapytasz go o zgodę? A ja tymczasem zamknę śluzy.Po raz drugi tego dnia ich twarze dzieliła zaledwie szerokość dłoni. Posłuchaj mnie,Koraksie.Piscina Mirabilis to rezerwa strategiczna.Rozumiesz? Jest po to, żebyw razie nadzwyczajnej sytuacji można ją było zamknąć.Z każdą minutą, kiedy się tukłócimy, tracimy coraz więcej wody.Daj mi klucz albo odpowiesz za to w Rzymie.- Bardzo dobrze.Jak chcesz, przystojniaku. Koraks zdjął klucz z kółka przypasie, nie odrywając wzroku od twarzy Atiliusza. Pewnie, że pójdę do admirała.Powiem mu, co tu się dzieje.I wtedy zobaczymy, kto za co odpowie.Atiliusz złapał klucz, przecisnął się obok Koraksa i wyszedł na dziedziniec. Zamknij za mną bramę, Politesie!  krzyknął. Nikomu nie wolno wejść dośrodka bez mojego pozwolenia. Tak jest, akwariuszu.Na ulicy nadal stał tłum gapiów, którzy rozstąpili się, by go przepuścić.Niezwracał uwagi na ich pytania.Skręcił w lewo, potem znowu w lewo i zbiegł postromych schodach.Gdzieś daleko wciąż grały wodne organy.Nad jego głowąwisiało pranie, rozwieszone między budynkami.Ludzie oglądali się za nim, kiedytorował sobie drogę łokciami.Młodziutka, najwyżej dziesięcioletnia prostytutkaw szafranowej sukni złapała go za ramię i nie chciała puścić, póki nie dał jej dwóchmiedziaków z sakiewki.Widząc, jak mała śmiga przez tłum i wręcza je grubemuKapadocjaninowi, który był najwyrazniej jej właścicielem, pośpieszył dalej,przeklinając swoją naiwność [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl