[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zezdumieniem odkryłem, że nie ma wcale zarostu, dosłownie ani włoska.To nie byłyusta i podbródek mężczyzny.Poruszając wargami, wprawiał w ruch trzymanywewnątrz płyn, co wyraznie sprawiało mu ogromną rozkosz.Na jego twarz wystąpiłyczerwone plamki, przypominające nierówno roztarty róż.Widok teścia, który takdługo trzymał wino w ustach, wywołał u mnie reakcję fizjologiczną moje uszywypełnił szum wody.Błysnęło za oknem, cały pokój na moment ogarnęła zielonkawapoświata.W czasie tego spazmu zieleni teść przełknął wino.Widziałem, jak płynprzedostaje się przez jego gardło.Następnie oblizał wargi, oczy mu zwilgotniały wyglądał, jakby przed chwilą płakał.Bywałem świadkiem, jak pił w sali wykładowej był to raczej zwyczajny widok.Ale tu, w domu, zrobił się przesadnie egzaltowany,co sprawiało bardzo nienaturalne wrażenie.Sposób, w jaki pieścił kieliszek idelektował się winem, kojarzył mi się z homoseksualnymi mężczyznami.Wprawdzienigdy nie widziałem homoseksualisty, ale wyobrażałem sobie, że ich zachowanie,gdy są ze sobą sam na sam, przypomina sposób, w jaki mój teść obcuje ze swojąbutelką, kieliszkiem i winem. Obrzydliwość! rzuciła moja teściowa w przestrzeń, waląc pałeczkami w stół.Wstała i wyszła do sypialni, zamykając za sobą drzwi.Byłem ogromnie zażenowany.Nie miałem wtedy pojęcia, co wzbudziło jej wstręt,lecz teraz już wiem.Dobry nastrój mojego teścia prysł.Podniósł się, wsparty dłońmi o brzeg stołu, i stałtak przez dłuższy czas bez ruchu, wpatrzony tępo w zielone drzwi sypialni.Wyrazjego twarzy w końcu zaczął się zmieniać z początku był zawiedziony, potem cierpiący, w końcu gniewny.Jeszcze na etapie zawodu teść westchnął przeciągle,zakorkował butelkę i usiadł na kanapie pod ścianą.Wyglądał jak bezcielesny szkielet,jak cień człowieka.Nagle zrobiło mi się ogromnie żal staruszka, chciałem gopocieszyć, lecz nie miałem pojęcia, co powiedzieć.Przypomniałem sobie o kopiidziwnego opowiadania, którą miałem w teczce, i o celu mojej wizyty.Wyjąłem czymprędzej tekst i podałem teściowi.Nie nabrałem nigdy zwyczaju zwracania się doniego per tato i wciąż używałem formy nauczycielu , co nie podobało się mojejżonie, lecz on na szczęście nie miał nic przeciwko temu.Powiedział mi nawet, żezwrot nauczycielu jest wygodniejszy i bardziej naturalny, a tato wypowiadaneprzez zięcia do teścia trąci hipokryzją, że jest w tym obyczaju coś obrzydliwego.Zalałem mu herbatę w kubku woda miała temperaturę około pięćdziesięciu stopni,a liście pływały po wierzchu.Wiedziałem, że herbata go nie interesuje, w związku zczym zapewne nie zależy mu na odpowiedniej temperaturze wrzątku.Wpodziękowaniu postukał dłonią w pokrywkę kubka i spytał zobojętniałym tonem: Znowu się pokłóciliście? No to się kłóćcie, kłóćcie się dalej.W tych kilku słowach wyczułem ton całkowitej bezsilności wobec problemówmałżeńskich obu pokoleń naszej rodziny.Nieduży salon tchnął smutkiem. Nauczycielu, dziś w bibliotece trafiłem na coś takiego.Ciekawy tekst, proszę rzucićokiem powiedziałem, podając mu odbitkę.Widziałem wyraznie, że nie był w najmniejszym stopniu zainteresowany aniopowiadaniem, ani zięciem stojącym naprzeciw niego na środku salonu.Sprawiałwrażenie, jakby bardzo chciał, żebym sobie poszedł i pozwolił mu z powrotem opaśćbezwładnie na kanapę, zanurzyć się w trwającym wciąż w jego ustach posmakuVeuve Clicquot.Wyłącznie przez uprzejmość nie wyrzucił mnie i wyłącznie przezuprzejmość sięgnął wreszcie omdlewającą, jakby wyczerpaną po nocy pełnejrozpusty ręką po papiery, które mu podałem. Nauczycielu próbowałem wzbudzić jego zainteresowanie jest to opowieść omałpach, które wytwarzają wino.Małpy te mieszkają na Górze Białej Małpy, całkiemniedaleko Alkoholandii.Wysłuchawszy mnie, niechętnie podniósł kartki do oczu i zaczął leniwie przebiegaćpo nich wzrokiem.Jego oczy przypominały stare cykady, wiercące się na wierzbowejgałęzi.Byłbym srodze zawiedziony, gdyby pozostał w takim stanie.Oznaczałoby to,że zupełnie go nie znam i nie rozumiem.Jednak znałem go, i byłem pewien, że tahistoria go zainteresuje i ucieszy.Chciałem sprawić mu przyjemność, nie dla własnejkorzyści, lecz dlatego, że coraz silniej przeczuwałem, że głęboko w umyśle tegostarego człowieka kryje się naiwne, ufne małe zwierzątko, ni to kot, ni pies, obłyszczącym, gładkim futerku, krótkim pyszczku, dużych uszach, jasnoczerwonymnosie i czterech krótkich łapkach.To zwierzątko przyciągało mnie, czułem z nimblizniacze pokrewieństwo.Uczucia te, rzecz jasna, były absurdalne, całkowiciebezpodstawne i niezrozumiałe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]