[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W środku byłampusta, samotna. Pragnęłam, by Verlan uzewnętrznił swoje uczucia do mnie, byzapewnił, że jako kobieta naprawdę będę kochana.Pragnęłampocałunku, jakiegokolwiek gestu, który dałby mi nadzieję, że wszystkodobrze się ułoży.Myślę, że wtedy jeszcze nie wierzyłam w to, że Bógrzeczywiście każe mi wybierać między miłością a posłuszeństwem.Jeśli udałabym się wysoko w góry, by tam złożyć swe życie na ołtarzu,jeśli wyciągnęłabym nóż i już, już szykowała się do zadania sobiesamej śmiertelnego ciosu, może wtedy jakiś głos szepnąłby mi do ucha,że wszystko to było niczym więcej, jak tylko straszliwą próbą.%7ływiłamnadzieję, że jeśli w imię Boga wyrzeknę się miłości Glena, Bógwynagrodzi mi miłością Verlana.Jednak ani Bóg, ani Verlan nie zechcieli ofiarować mi słówmiłości i uspokojenia.Verlan nie rozmawiał ze mną nawet na tematlogistyki naszego ślubu - gdzie, kiedy, w jakich okolicznościach miałbysię odbyć.Myślałam, że to może dlatego, że był kapłanem i próbował wpobożny sposób zdać się na Boga i pozwolić mu zdecydować owszystkich szczegółach.Jeśli zaś chodzi o dotyk, który tak wiele by dlamnie znaczył, wiedziałam, że wierzący nie mogą nawet całować sięprzed ślubem.Czego więc oczekiwałam od Verlana? Rosła we mnieniepewność, ale nic nie mówiłam.Bóg w cudowny sposób sprawizapewne, że wszystko będzie dobrze.Trzy miesiące pózniej moja matka zaczęła mnie namawiać napowrót do Trout Creek.Słyszała plotki, że spotykam się z Verlanem, inie zgadzała się na to.- Nie chcę cię widzieć w tej rodzinie - oznajmiła.- Może Verlan i jest miły, ale w genach tego klanu jest choroba psychiczna.Irene,musisz o tym pamiętać! Nigdy go nie zaakceptuję, nigdy nie pozwolę ciza niego wyjść.Pojechałam więc z powrotem do domu, tym razem bardziejzdezorientowana niż kiedykolwiek.Matka ciągle wychwalała przy mnieGlena, przypominała, jak wspaniale byłoby zostać jego jedyną żoną.Nie musiałabym cierpieć tak jak ona.Próbowała nawet kusić mniedobrami ziemskimi.Pewnego dnia, twierdziła, Glen i ja odziedziczymycałe ranczo Nielsonów.Glen natomiast zachowywał dystans.Nie przychodził do mnie, akiedy szłam na pocztę, ledwo się do mnie odzywał.Wiedziałam, że toza sprawą zarówno bólu i smutku, jak i życzliwości względem mojejosoby.Jego postawa sprawiła, że pokochałam go jeszcze bardziej.Wkrótce zaczęłam chodzić na ranczo, by razem z nim oglądaćzapasy w telewizji.Powiedziałam, że możemy pozostać tylkoprzyjaciółmi, lecz on, siedząc przy mnie na kanapie, nie był w staniepozostać obojętny.Zapewniał mnie o swojej miłości zarówno do mnie,jak i do Boga.Twierdził, że mnie uszczęśliwi i że Bóg na pewno sobietego życzy.- Nikt jeszcze nie był szczęśliwy w poligamii - powiedział.Musiałam przyznać, że jeśli chodzi o tę kwestię, to tak, miałrację.W tamte wieczory widziałam całą sytuację jasno - powinnamuciec z Glenem, zanim ktokolwiek nas zatrzyma. A potem wracałam do domu i zaczynałam myśleć na odwrót.Bóg właśnie mi pokazał, co mam robić.Nie tylko zakazał mi Glena, alepostawił przede mną całkiem innego człowieka.Wytyczył dla mnieinną ścieżkę.Co się stanie, jeśli świadomie odmówię wkroczenia nanią?Pewnego wieczoru, pragnąc zakończyć wreszcie piekło, przezktóre ostatnio z Glenem przechodziliśmy, postanowiłam jednak z nimuciec.Ely w Nevadzie leżało tylko cztery godziny drogi od nas.Mogliśmy się tam pobrać.Matka chętnie wyrazi na to zgodę.Niemogłam jednak przekonać Glena, że rzeczywiście wytrwam w swympostanowieniu.- Przekonam się, jak to zobaczę - stwierdził.Obiecałam mu, że zrobimy to pojutrze.Następnego dnia były moje szesnaste urodziny.Poszłamodebrać pocztę i kiedy segregowałam listy na kupki, w oko wpadł mijeden ze zwrotnym adresem Charlotte w rogu.Pismo było mi nieznane -musiał adresować Verlan. O Boże, dlaczego mi to robisz?".Rozerwałam kopertę i przeczytałam proste słowa:  Najserdeczniejszeżyczenia urodzinowe radości i uśmiechu przez cały dzień, a szczęściana zawsze - dla super świetnej Irene! - Verlan i Charlotte".Czytałam to w kółko od nowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl