[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał teraz zbyt wiele do stracenia.Dzień był niezwykle owocny.Vanderveen pozwolił sobie nalekkie uczucie satysfakcji, kiedy pomyślał, \e znowu ma władzęnad \yciem i śmiercią człowieka, którego los powinien zostaćprzypieczętowany na tamtym syryjskim wzgórzu siedem lat temu.Po nocnej ucieczce z Hay-Adams Kealey zameldował ichw znacznie skromniejszym hotelu na peryferiach Alexandrii.Zapłacił z góry gotówką, zanim jeszcze dowiedział się, \e sprawaz Elginem jest ju\ nieaktualna i ciągle jeszcze wyobra\ał sobiete gorące relacje dziennikarzy, gdyby ci zdołali go jakoś wytropić.Był zupełnie wyczerpany, zarówno fizycznie z powodu wielugodzin bez chwili wytchnienia i stresu, jak i psychicznie, poprzedłu\ającej się kłótni z Harperem, która nadal nie zostaładefinitywnie zakończona.Nie miał \adnych złudzeń co do mo\liwości dalszej pracyw Agencji, ale szanował Harpera, co więcej, uwa\ał go zaswojego przyjaciela, dlatego nie dawało mu spokoju, \e wyjechałz Langley, nie spróbowawszy nawet załagodzić sytuacji.Zatrzymał swoje bmw na hotelowym parkingu, skąpanymw blasku gasnącego słońca, a potem odetchnął głęboko i przy-mknął oczy, wyobra\ając sobie, zaledwie przez krótki moment,jak będzie wyglądać jego \ycie, kiedy to wszystko się skończy.Posada wykładowcy w Orono nie była wcale taka zła.Nudna, aleto akurat da się wytrzymać.Mo\e zaanga\uje się bardziej,wezmie dodatkowe zajęcia.Poza tym mogliby się przeprowadzić,znalezć dom bli\ej miasta.Katie wspominała o tym ostatnio, niebył jednak pewien, czy mówiła powa\nie.Właściwie mogą przecie\ wyjechać dokądkolwiek.Ryan miałmnóstwo pieniędzy, głównie odziedziczonych po dziadku zestrony matki.Starał się z nimi nie obnosić.wydał oczywiściesporo na samochód i eleganckie hotele, ale ju\ dom w CapeElizabeth, chocia\ wygodny, nie był niczym wyjątkowo eks-trawaganckim jak na tamtą okolicę, a przejście na emeryturęstanowiło przecie\ jeszcze zaledwie odległą przyszłość.Pier-ścionek zaręczynowy to jego największy zakup w tym roku.282 Z drugiej jednak strony Ryan nie był skąpy, mogli więcpojechać w tyle wspaniałych miejsc.W końcu wysiadł z auta i ruszył w stronę hotelu.Chyba dobrzebyłoby się oderwać od tego wszystkiego, przynajmniej na chwilę.Ciekawe, co Katie powiedziałaby na ślub o zachodzie słońcagdzieś nad Morzem Zródziemnym.Na myśl o jej reakcjiuśmiechnął się lekko i nagle nie mógł się ju\ doczekać, \eby jąo to zapytać.Szybko otworzył drzwi, ale kiedy wszedł do środka, powitałago cisza.- Katie?śadnej odpowiedzi.Rozejrzał się wokół i natychmiast zauwa\ył le\ącą na łó\kuwalizkę, z wysypującymi się z niej ubraniami.W tym momencieKatie wynurzyła się z łazienki i na jego widok zamarła bezruchu.Wyraz jej zdradzał wszystko.To twoja wina, Ryan, szepnęło mu gdzieś w głowie.Odtygodni nie zwracasz na nią uwagi.Powinieneś był to przewidzieć.Musiał jednak zadać to pytanie.- Co ty wyprawiasz? Co się stało?Zapadła długa cisza.- Odchodzę, Ryan.- Katie zebrała się wreszcie na odwagę.Jejsłowa były dla niego jak uderzenie w twarz.- Wracam do Maine.Oczywiście, wiedział, \e to powie, ale wcale nie było mułatwiej, gdy usłyszał te słowa wypowiedziane na głos.- Dlaczego? - Nie doczekał się odpowiedzi.Katie podeszłado walizki, \eby upchnąć w niej resztę rzeczy.- Katie, proszęcię, po prostu.Mo\esz przestać na chwilę?Zawahała się, ale w końcu przerwała pakowanie i podniosła naniego wzrok.Nawet z drugiego końca pokoju widać było, \ez trudem powstrzymuje łzy.- Dlaczego chcesz odejść?- Dlaczego? - powtórzyła niedowierzająco, wpatrując sięw niego z dziwną mieszaniną gniewu, rozczarowania i bólu.- Pytasz serio? Ryan, ostatnio prawie w ogóle się nie widujemy,a ja przez cały czas zastanawiam się tylko, co robisz w danejchwili i czy na pewno nic ci nie jest.Masz pojęcie, jak cię\ko toznieść? Pamiętasz jeszcze, dlaczego w ogóle tu przyjechałam?283 - Oczywiście, \e tak.Mówiłem ci.- Ale\ z ciebie kłamca, Ryan - przerwała mu z goryczą.W jejoczach odbijało się ogromne cierpienie.- Nic nie rozumiesz,w najmniejszym stopniu.Gdyby było inaczej, nie kazałbyś miprzechodzić przez to wszystko.Wiedziałbyś, jak bardzo to boli.- Katie, przepraszam.- Dopiero w tym momencie zaczęła doniego docierać powaga sytuacji.- Bo\e, naprawdę mi przykro.Nie miałem o tym pojęcia, przysięgam.Nadal wpatrywała się w niego uwa\nie, a malujące się na jejtwarzy rozczarowanie ustąpiło miejsca czemuś znacznie gorszemu- nieufności.- Kocham cię, Ryan - powiedziała w końcu.- Naprawdę takjest.Ale nie mogę tu zostać, dopóki to wszystko się nie skończy,zwyczajnie nie mogę.Kiedy tu jestem, tak blisko ciebie,a jednocześnie kompletnie nie mam pojęcia, co się dzieje i ciąglezastanawiam się tylko, czy ktoś nie zastuka w środku nocy dodrzwi, \eby mi powiedzieć, \e ty.- urwała nagle, jakby niepotrafiła czy nie chciała ubrać tej myśli w słowa.- To dla mnieza trudne.Na zewnątrz rozległ się dzwięk klaksonu.Katie otarła oczyrękawem swetra, po czym chwyciła swoją walizkę.- To po mnie - szepnęła.- Wezwałam taksówkę.Bilet czekaju\ na lotnisku.Ryan nie wiedział co robić.Chocia\ sam cierpiał męki,najgorsze było patrzenie na jej ból [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl