[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na początek dał jejtylko trochę, miał nadzieję, że się rozgadai będzie mógł z niej wyciągnąć, co wie FBI.Ale niestety, okazało się,że to twarda sztuka.Nie poddała się.Nawet tracąc przytomność, wciążtwierdziła, że nazywa się Nancy Kincaid.Nawet w trakcie omamówpowtarzała swoją śpiewkę.Wreszcie wpompował w nią cały zapas, jakimdysponował.Aż nadto, żeby zrobić jej z mózgu owsiankę.Dość, żebywyprawić na tamten świat.A ona się trzymała.Rany boskie! Twardasztuka.To jej trzeba przyznać.Powtarzała w kółko swoją gadkę, pókicałkiem się nie zwaliła.Już nieprzytomna, jeszcze coś bełkotała, że sięnazywa Nancy Kincaid.Potem po prostu padła.Narkotyk sparaliżowałukład oddechowy.Rozwalił serce.Wtedy Zach zostawił ją w spokoju, żeby umarła.I poszedł poszukaćprawdziwej Nancy Kincaid.Uśmiechnął się teraz szerzej - prawie roześmiał - kiedy sobie toprzypominał.To było zachwycające.Narkotyk rozprzestrzenił się w żyłach na dobre.Zach przebywał wczymś w rodzaju mistycznej krainy czarów.Każda rzecz miała Sens, nicnie było takie, jakie się wydawało.A on nie czuł żadnego lęku.Adres tej małej Kincaid znalazł w dokumentach agentki.Poszedł doniej i przedstawił się jako inspektor Toody Muldoon.Można powiedzieć,że się go spodziewała.Bez oporu wsiadła do jego samochodu.I w drogę!Po prostu.Gdy dowiózł ją do mieszkania w zaułku, jego życie, psychika,dusza stanowiły harmonijną symfonię zrozumienia.Przywiązałprawdziwą Nancy Kincaid do łóżka, cały czas pławiąc się wintelektualnej ekstazie.Teraz, wchodząc po schodach w bibliotece, był wstanie uchwycić tylko mizerną resztkę tego doznania.Mógł tylkoopłakiwać przemijalność transcendentalnego piękna.I przemijalność tegoelektryzującego momentu, gdy po raz pierwszy wtargnął w głąb ciała tejbłagającej dziewczyny.Rozległo się kolejne uderzenie zegara.I następne.Bracia wspinali się.Zanim doszli na górę, skończył wybijać godzinę.Zachary zatrzymał się.Stanął na szczycie schodów.Westchnąłmelancholijnie.Oliver szedł wąskim, długim górnym holem biblioteki.Zach stał iprzyglądał mu się.Tej znajomej sylwetce, znajomym ruchom.Obserwował go z czułością.Starszy brat zatrzymał się i zgarbił poswojemu, ze zwieszoną głową.Zciany po obu stronach zastawione byłypo sufit półkami pełnymi książek.Z medalionów nad lukami patrzyły nanich obu kamienne twarze.Dobiegały stłumione dalekie dzwięki muzykiz parady.Słabo przeświecały witrażowe twarze.Zach poczuł wyraznie, jak wzbiera w nim potężną falą miłość doOlivera.Ten znów go uratuje, jak zawsze, jak było od początku, odczasów na Long Island.Oliver pozbawi się życia tutaj, na górze.Ogarnągo wyrzuty sumienia z powodu obu zabójstw, Nancy Kincaid i agen-tki FBI.Strzeli sobie w łeb w swojej własnej pracowni, do której on itylko on miał klucze.Samobójstwo nie nasuwające żadnych wątpliwości.A przy tym całym zamieszaniu dookoła nikt na pewno nie zauważył, jakZach wchodził do biblioteki, ani też nie zauważy jego wyjścia.Zresztąukrył twarz pod czapką, a kolorową koszulę pod płaszczem.Ludzie zapamiętają za to Króla Zmierć.Minęła ósma, Król Zmierćdefiluje właśnie przed biblioteką, w samą porę.Zach wpakuje bratu kulkęi zbiegnie na dół, żeby się wymienić z Tiffany w cieniu drzew nadziedzińcu biblioteki.Ona w masce trupiej czaszki udawała go dotąd,nawet przed przyjaciółmi z redakcji magazynu.Wszyscy ludzie-dziesiątki tysięcy gapiów - zaświadczą, że widzieli Zachary'ego na ulicyw charakterze Króla Zmierci, podczas gdy tutaj dokonało się zabójstwo.Uśmiechnął się w mroku bibliotecznego korytarza.Poczuciemistycznego zrozumienia i jedności było na wyciągnięcie ręki.Taniewiarygodna scalająca wizja, która mu się objawiła, kiedy formułowałten plan.Gdy dzwonił do Tiffany, żeby wytłumaczyć jej rolę w tymplanie, niemal nie posiadał się z radości i podniecenia, tak jasnoprzedstawiała mu się prawdziwość tej wizji.Telefonował do księgarni.Czekała na niego w zamkniętym sklepie, miał jej przywiezć te pieniądze.Kiedy opowiedział, co się stało, i wyjaśnił swój plan - wpadła w histerię. To nie jest dobry plan, Zach! - powtarzała.- To się nie uda.Ten plan jestszalony! To wszystko szaleństwo!" Po prostu z początku nie zrozumiała.Jak to ma działać.Król Zmierć.Ollie.Biblioteka.Martwe kobiety wstarym mieszkaniu.To był plan doskonały.Także z symbolicznegopunktu widzenia.Dopiero z symbolicznego punktu widzenia miałnaprawdę sens. Nie zapomnij - tłumaczył przez telefon tym swoimsugestywnym, monotonnym głosem - o ósmej.To Zwierzęca Godzina.Rozumiesz? To właśnie jest ten sens.Teraz nie zapomnisz.Musisz tambyć.Punkt ósma.Wtedy on ma umrzeć".Teraz, kiedy ta godzina nadeszła, Zach wyciągnął spodpstrokatej koszuli samopowtarzalny pistolet.Było mu tak smutno, takżal.Tak bardzo kochał starszego brata właśnie teraz to czuł najmocniej.Wyciągnął rękę, wymierzył w plecy Olliego.Uśmiechnął się tkliwie.Oczy wypełniły mu się łzami czułości.Oliver się odwrócił.Stanął twarzą do Zacha po drugiej stroniedługiego pomieszczenia.Zobaczył broń i zesztywniał z lekka sięwyprostował.Mimo ciemności Zach dostrzegł' ze brat otworzył usta.Słyszał, jak wstrzymał oddech.Jakby był zaskoczony.Zach uśmiechnął się ciepło.Pokręcił głową.Zaśmiał się przekornie.- No, daj spokój, Ollie.- Jego głos rozbrzmiał niespodziewanie głośnow bibliotecznej ciszy.- Nie patrz tak na mnie.Przecież od początkuwiedziałeś.Kobieta w mascePonad drzewami, pod niepełnym bochnem księżyca zegar na smukłejwieży wybijał godzinę.Kobieta w masce szaleńczo biegła w stronębiblioteki.Ledwie mogła myśleć, tak ją wszystko bolało.Ogień w płucach.Nożeprzeszywające nogi.Tępy ból w plecach.Ale biegła ze wszystkich sił,ściskając w dłoni rewolwer. Oliyer, ocalej".Przebierała nogami, stękając i jęcząc przez zaciśnięte z bólu zęby.Oczy zachodziły jej łzami z wysiłku.Wytężała wzrok, spoglądając przezotwory w migającej światełkami masce. Ocalej, proszę".Gapie uskakiwali przed nią na boki.Znów zobaczyła Smierc, wielkipapierowy szkielet roztańczony w powietrzu nad tysiącami zadartychgłów.Zobaczyła grupki ludzi na schodach biblioteki.Widok przesłaniałyjej jakby półprze-zroczyste czerwone płachty.Muzyka dochodziła do niej porozbijanana kawałki: przerazliwe, bezładne jazgoty, odpryski bez melodii i rytmupadające wokół.Biegła i płakała.Wypełniała ją ciemność.Nie wiedziała,kim jest.Nieodgadniona ciemność. Ocalej!" Ach! krzyknęła głośno. OHver".Chryste, nie da rady.Nie wie, kim jest, a wolałaby umrzeć, niż tegonie wiedzieć.Tyle ciemności wewnątrz.Przyspieszyła kroku, wydałajeszcze jeden krzyk bólu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]