[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy spojrzę dzisiaj na siebie, na mój nędznypozór, który już żadnego mężczyznę nie skusi, by ogień przyłożył do mej hubki, a do tegowspomnę, iłem sposobności w życiu straciła, to sam Bóg wie najlepiej, jak srogi żal odczu-wam.Z mężczyznami ma się rzecz inaczej.Od urodzenia już sposobni są do tysiąca rozma-itych rzeczy, nie tylko do tej jednej, i najczęściej starzy są więcej warci od młodych.Nato-miast my, kobiety, rodzimy się jedynie po to, ażeby rzecz ona czynić i dzieci na świat wyda-wać.Dla tego tylko powodu znaczymy coś u ludzi, o czym choćby z tego jawnie przekonaćsię możesz, że kobiety w każdej chwili do zadania swego są gotowe, podczas gdy z mężczy-znami całkiem inaczej się dzieje.Co więcej, jedna białogłowa może wielu mężczyzn sił po-zbawić, aliści wielu mężczyzn nie zdoła zmęczyć jednej kobiety.Widzisz tedy, żeśmy się poto urodziły.Powtarzam ci raz jeszcze, że bardzo słusznie uczynisz, jeżeli tą samą miarką mę-żowi swemu odmierzysz.Wówczas pod starość dusza twoja nie będzie miała nic do wyrzuce-nia ciału.Z świata tego każdy ma tyle, ile sam sobie wezmie.Ta prawda odnosi się szczegól-niej do nas, kobiet, my bowiem musimy ze sposobności nadarzającej się o wiele pilniej ko-rzystać aniżeli mężczyzni.Rozważ bowiem sama tylko, jak się to na świecie dzieje.Gdy sięzestarzejemy, ani mąż, ani ktokolwiek inny widoku naszego znieść już nie może.Pędzą nasdo kuchni i każą nam kotów pilnować albo garnki i łyżki liczyć.Ba! co okropniejsza, przed-miotem pośmiewiska się stajemy! Wokół nas słychać tylko:  młodej dukata, a starej łopata , i253 tym podobne śpiewki i żarty.Na cóż jednak tyle słów tracę? Dosyć na tym, jeżeli ci powiem,że nie mogłaś nikomu lepszemu ode mnie się zwierzyć i że nikt ci lepiej jak ja dopomóc niezdoła, nie masz bowiem takiego franta, któremu bym nie odważyła się wszystkiego powie-dzieć, co trza, ani tak nieokrzesanego gbura, ażebym go nie ugłaskała i woli mojej nie pod-dała.Powiedz mi więc tylko, kogo chcesz mieć, a resztę mnie już pozostaw.O jedno tylkomuszę cię prosić, moja córko, nie zapomnij o tym, że jestem biedną kobietą.Za tę pamięć oddzisiaj będziesz miała udział w każdym otrzymanym przeze mnie odpuście i w każdym oj-czenaszu, który odmówię, a dobry Bóg przyjmie tę cząstkę twoją zamiast lamp i świec i poli-czy duszom zmarłych twoich krewnych na rachunek zbawienia.Tymi słowy zacna starucha zamknęła swoją mowę.Młoda białogłowa zawarła z nią umo-wę, aby gdy obaczy pewnego młodzieńca, przechodzącego często tą ulicą (wygląd jegoszczegółowie starusze określiła), natychmiast wedle mniemania swego postąpiła.Po czym,obdarowawszy staruchę kawałem solonego mięsiwa, odesłała ją z Bogiem.Zaledwie kilka dni od tej chwili minęło, gdy starucha wskazanego młodzieńca sekretniewprowadziła do jej komnaty, po nim zasię wnet drugiego, w miarę jak młodej białogłowie dogustu przypadali.Mimo strachu przed mężem, z żadnej podobnej sposobności skorzystać nieomieszkała.Pewnego dnia zdarzyło się, że gdy mąż jej do jednego z przyjaciół swoich, na-zwiskiem Ercolano, na wieczerzę się udał, białogłowa nasza poleciła dobrej staruszce, ażebyta przywiodła jej młodzieńca należącego do najurodziwszych w całej Perugii.Stało się wedlejej żądania.Zaledwie jednak z dzielnym młodzieńcem do stołu zasiadła, aby z nim wieczerzęspożyć, gdy Piętro do drzwi domu kołatać i nawoływać począł.%7łona, poznawszy jego głos,poleciła duszę swą Bogu; nie tracąc jednak przytomności, obejrzała się, gdzieby miłośnikaukryć.Po wahaniach, co począć, nie mogąc znalezć lepszej kryjówki, schowała go pod kojecstojący w sieni, przylegającej do jadalnej komnaty.Gdy się już ukrył, rzuciła na kojec sien-nik, który właśnie dnia tego opróżniła, i co żywiej pobiegła, aby drzwi swojemu małżonkowiotworzyć. No!  zawołała, otwierając mu drzwi  diablo prędko przełknęliście tę wieczerzę! Nie spróbowaliśmy jej nawet  odparł Pietro. A to dlaczego?  spytała żona. Zaraz ci opowiem  rzekł Pietro. Otóż, Ercolano, jego żona i ja siedzieliśmy już przystole, gdy usłyszeliśmy nagle, że ktoś w pobliżu nas kichnął.Za pierwszym i drugim razemledwośmy na to uwagę zwrócili, gdy jednak ów niewidzialny nos trzeci, czwarty raz, a potemnie wiedzieć ile razy jeszcze kichnął, mocnośmy się wszyscy zadziwili.Ercolano i tak jużgniewny na żonę, że kazała nam długo przed drzwiami czekać, nie otwierając ich, teraz jesz-cze bardziej się rozsierdził i zawołał:  Co to ma znaczyć? Kto tutaj tak kicha?Rzekłszy to i skoczywszy ze swego miejsca, pobiegł ku schodom, znajdującym się tuż kołokomnaty.Pod tymi schodami była komórka z desek, przeznaczona, jak zwykle, na skład pod-ręcznych rzeczy.Zdało mu się, że kichania w tej komórce się rozlegały.Zaledwo Ercolanodrzwiczki otworzył, natychmiast wydobył się na zewnątrz nieznośny dym z siarki.Już przed-tem, poczuwszy tę przykrą woń siarki, pytaliśmy o jej przyczynę, na co gospodyni nam odparła,że zasłony swoje bieliła siarką, a pózniej wystawiła pod schody kociołek, nad którym były roz-wieszone, miały bowiem przejść dymem.Dlatego woń jeszcze stamtąd przenika.Jednakoż, gdyErcolano, poczekawszy nieco na rozejście się dymu, do komórki zajrzał, spostrzegł tam właści-ciela kichającego nosa, który dymem siarczanym gryziony, wciąż jeszcze kichał.Zaduch i dymw komórce tak go odurzyły, iż chwiał się na nogach.Gdybyśmy przyszli o kilka chwil pózniej,niewątpliwie byłby duszę wykichał.Ercolano na ten widok zawołał:  Rozumiem teraz, wiaro-łomna niewiasto, dlaczego za przybyciem naszym tak długo nas przede drzwiami trzymałaś!Bodajbym już nigdy radości nie zaznał, jeżeli ci hojnie za to nie zapłacę!Na te słowa żona jego, nie wyrzekłszy nic na usprawiedliwienie swoje, widząc, jak oczy-wistą jest jej wina, uciekła od stołu i nie wiem, co się z nią potem stało.Ercolano zasię, nie254 zwróciwszy na jej ucieczkę uwagi, wezwał po raz drugi kichającego człeka do wyjścia.Aliściten był w takim stanie, że cokolwiek by mówić do niego, ruszyć się nie mógł.Wówczas Er-colano pochwycił go za nogę, wyciągnął z komórki i pobiegł po sztylet, ażeby go zamordo-wać.Ja jednakoż, obawiając się, aby mnie o współwinę nie posądzono, stanąłem między nimii nie dozwoliłem, aby Ercolano go zamordował albo coś złego mu uczynił.Owszem, broniłemna pół żywego kochanka jego żony i krzyczałem tak głośno, że wreszcie zbiegli się sąsiedzi izabrali ze sobą, nie wiem dokąd, młodzieńca, który się miał już za zgubionego.Takie oto zda-rzenie przerwało naszą wieczerzę i sprawiło, żem się nie tylko nie pożywił, ale jak ci to jużpowiedziałem, nawet nie skosztowałem niczego.Białogłowa nasza, usłyszawszy opowieść swojego męża, poznała, że inne kobiety niemniej od niej sprytu mają, że jednak nieszczęścia tu i owdzie czasami przytrafiać się mogą,toteż chocia miała ochotę gorąco bronić żony Ercolana, pragnąc jednak przez zgromienie cu-dzego błędu podejrzenie od siebie lepiej oddalić, tak się odezwała: A to piękna historia! Kto by się był po tej świętoszce czegoś podobnego spodziewał? Ijakże tu teraz pozorom uczciwości wierzyć? Wierę, spowiadać bym się do niej poszła, takbardzo duchowną osobą się zdawała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl