[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdecydowanie powinni udać się dopsychiatry.Harrison był psychopatą.A jeśli opowiadanie o seksualnych perwersjach jużgo nie satysfakcjonuje? Może już zdecydował sięwprowadzić w życie swoje grozby?- Cholera! - Chase mocniej przydusił pedał gazu.Zdumienie Marcie szybko przeobraziło się wgwałtowny atak paniki.Chciał, żeby się bała.I bała się.- Tak więc to pan jest tym indywiduum, które domnie wydzwaniało.Jest pan z siebie dumny?- Nie próbuj się oszukiwać, Marcie.Przyznaj, że cięprzestraszyłem.- Nie przestraszyłeś mnie ani odrobinę.- Przejęła Sandra Brown 293jego formę per ty.- Wywołałeś jedynie wstręt iwspółczucie.- Skoro nie przestraszyłaś się, to dlaczego poszłaśdo szeryfa?Próbowała zachować obojętny wyraz twarzy, bynie dostrzegł jej zdenerwowania.Jednocześnie myślałaintensywnie, w jaki sposób wydostać się z pokoju i z tegodomu.Gdy będzie już na zewnątrz, może rzucić siębiegiem i krzyczeć o pomoc. Muszę starać się uniknąć jakiegokolwiekfizycznego kontaktu z nim".Już sama myśl o tym, że może jej dotknąć,przyprawiała ją o mdłości.Był bez broni, miał drobnąbudowę ciała.Mimo to wątpiła, czy zdołałaby gopokonać, gdyby doszło do szarpaniny.Mógł ją też zranići wtedy obrona byłaby bezskuteczna. Nie, z pewnością nie posunie się tak daleko -uspokajała się.- Nie będzie próbował mnie zgwałcić.Zechce tylko sterroryzować".- Czy nie sądziłaś, że zorientuję się, iżzainstalowano podsłuch przy twoim telefonie? - zapytałsarkastycznym tonem, przypominającym jej nocnykoszmar.- Już pierwszy raz, gdy zadzwoniłem iusłyszałem cichy brzęk, odłożyłem słuchawkę.- Widocznie miałeś z tym już wcześniej doczynienia.- Och, tak.Jestem w tym doprawdy dobry.Ekspert.Najlepszy. Powrót do życia 294- Muszę ci powiedzieć, że nie jesteś szczególnieoryginalny.W istocie otrzymywałam bardziej interesującetelefony niż twoje.- Zamknij się! - Jego głos nagle zyskał na mocy ipojawiły się w nim wysokie tony.Stało się to dla niejostrzeżeniem.Twarz nabiegła mu krwią, a oczy zwęziłysię, tworząc złowieszcze szparki.- Zdejmij bluzkę!- Nie.- Może gdyby ryknęła na niego wulgarnie,podszyłby go strach i skłonił do ucieczki.Tymczasem wykonał trzy kroki w jej kierunku.- Zdejmij bluzkę!Za jej plecami znajdowała się pusta szafa.Mogła doniej wejść i zamknąć się od środka, a następnie poczekać,aż ktoś zauważy jej nieobecność i przybędzie tutaj.Namacała za sobą klamkę od drzwi.- Szafa nie ma zamknięcia, jeśli o tym myślisz -powiedział i zarechotał w dobrze jej znany sposób.Miał rację.Drzwi szafy nie miały zamknięcia.Rzuciła szybkie spojrzenie w kierunku okna.Było zabitegwozdziami.Jedyna droga ucieczki prowadziła przez drzwiwychodzące na korytarz.Ale Harrison blokował dostęp do nich.Będziemusiała zwabić go na środek pokoju, bliżej siebie.Dławiąc w sobie wstręt i dumę, sięgnęła ręką donajwyższego guzika bluzki.Dlaczego nie ubrała się wkostium zamiast w bluzkę i spódnicę?%7łakiet spełniłby bardzo pożyteczną rolę w Sandra Brown 295opóznieniu tego obrzydliwego striptizu.- Pospiesz się! - rozkazał.- Zdejmij to z siebie.Chcęzobaczyć twoją skórę.Marcie powoli rozpinała guziki.- Mój mąż rozerwie cię na strzępy.- Nie prędzej, niż obejrzę twoje piersi i dotknę ich.Pospiesz się!- On ci nie daruje.Nie pozwoli, żeby ci to uszłopłazem.Znajdzie cię.- Nie powiesz mu ani słowa o tym, co się tuwydarzy.Będziesz się wstydziła o tym opowiadać.- Na twoim miejscu nie liczyłabym na to.- Zdejmij bluzkę! - krzyknął, coraz bardziejpodenerwowany.Wyciągnęła bluzkę zza paska i zsunęła ją z ramion.Gdy wysunęła ręce z rękawów, wydał westchnienie iwstrząsnął nim dreszcz seksualnej przyjemności.Marciepomyślała, że zaraz zrobi się jej niedobrze, ale wiedziała,że nie może poddać się nastrojom.Musiała wydostać się ztego pokoju.Gdy przeżywała jednocześnie uczucie strachu inadziei, Harrison zrobił chwiejny krok w jej kierunku.- A teraz stanik.Szybko! Jesteś taka nieskazitelna.Wiedziałem, że twoja skóra będzie jasna.Zliczna.Miękka.- Koniuszkami palców musnął ją powyżej stanika.Cofnęła się.On wykonał kolejny chwiejny krok.Poczuła na swojej skórze jego szybki, wilgotny igorący oddech. Powrót do życia 296- Chcę zobaczyć, jak pieścisz swoje ciało - wysapał.- Nie.- Powiedziałem, że masz to zrobić!- Jeśli chcesz, żebym była pieszczona, to sam tozrób.- Jej niebieskie oczy spojrzały na niego hardo i zwyzwaniem.- A może nie jesteś wystarczająco męski nato?Zgodnie z jej oczekiwaniami wykonał gwałtownykrok do przodu.Szybkim ruchem zarzuciła mu bluzkę natwarz, chwyciła z podłogi puste wiadro i podrzuciła je wgórę, celując w lampę.Dała susa w kierunku drzwi iprzykucnęła, by uchronić się przed lecącymi w dółkawałkami szkła.Korzystając z osłony ciemności, chwyciła zaklamkę.Ciemność zapewniała jej przewagę.Wiedziała,jak trafić do wejściowych drzwi.Ale najpierw musiałaotworzyć te.Zaczęła macać palcami wokół klamki wposzukiwaniu klucza.Nie mogła go znalezć.Wtedy Harrison podszedł od tyłu i chwycił ją zawłosy.Wrzasnęła.Złapał ją za rękę i odciągnął od drzwi.Zaczęli się szamotać.Okazał się silniejszy, niż się spodziewała.Czy toobłęd napawał go jakąś niezwykłą siłą?Ponowiła wysiłki, by mu się wyrwać, ale chwycił jąza ramię tak mocno, że łzy napłynęły jej do oczu.- Puść mnie! - krzyknęła.Popchnął ją na środek pokoju.Z rozpędempoleciała do przodu, potknęła się w ciemności o leżącą na Sandra Brown 297podłodze stertę szmat, potłuczone szkło i worek zcementem, po czym upadła na kozioł i przewróciła sięrazem z nim, rozlewając farbę.Zamrugała oczami, modląc się, by nie stracićprzytomności, i kontynuowała walkę rękami i kolanami.Harrison pochylony nad nią, opierając rękę na jej karku,przytrzymywał ją na podłodze.- Suka, suka - wycedził przez zęby.- Pokażę ci, żejestem mężczyzną.- Milton siedem?Pat natychmiast odpowiedział:- Tak, zgłaszam się.- Tu Milton pięć.Właśnie zauważyłem czerwonypojazd poruszający się po zachodniej części Sycamore zdużą prędkością.- Zbliż się do niego i zatrzymaj.- Nie mam szans, on prowadzi jak rajdowiec.- To jedz za nim.Jestem oddalony o trzy minuty.Trzymaj go w zasięgu wzroku i informuj o wszystkichzmianach kierunku.- Dziesięć cztery.- Wszystkie patrole, proszę okrążyć teren.Pat odłożył nadajnik i skoncentrował się naciemnej, śliskiej od deszczu drodze.Wziął ostry zakręt z prędkością prawiesześćdziesięciu kilometrów na godzinę.Sassafras Street,wreszcie! Jaki numer? Pochylił się nad kierownicą i zacząłwpatrywać się w otaczający go mrok, przeklinając Powrót do życia 298jednocześnie zacinający deszcz i niemożność sięgnięciawzrokiem poza maskę samochodu.Już chciał dodać ponownie gazu, gdy prawie wostatniej chwili dostrzegł samochód Marcie.Zahamował zpoślizgiem i piskiem opon, wyłączył stacyjkę i otworzyłdrzwi samochodu.Napis NA SPRZEDA%7ł, z firmowymznakiem agencji, wisiał na płocie.Jednym susemprzedostał się przez ogrodzenie i pobiegł do drzwiwejściowych.Zatrzymał się na moment w korytarzu i usłyszałmrożące krew w żyłach rozpaczliwe krzyki Marcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl