[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Droga do Catanduvas byÅ‚a niezÅ‚a.Nasze wierzchowce wypoczÄ™te posuwaÅ‚y siÄ™ razno izanim zapadÅ‚ zmierzch ujrzeliÅ›my dymy mizernej mieÅ›ciny leżącej na szlaku Porto União Foz do Iguaçu.W Catanduvas zaopatrzyliÅ›my siÄ™ w żywność i różne drobiazgi a miÄ™dzy innymi w dÅ‚u-gie, ostre noże-fakony, sÅ‚użące do torowania sobie drogi w puszczy.PozbyliÅ›my siÄ™ równieżMichaÅ‚owego konia, który tylko by utrudniaÅ‚ drogÄ™.NastÄ™pnego dnia wypoczÄ™ci i peÅ‚ni zapa-Å‚u wyruszyliÅ›my zagÅ‚Ä™biajÄ…c siÄ™ w labirynt leÅ›nych Å›cieżek, które, jak twierdzili miejscowicaboclos, mogÅ‚y nas zaprowadzić nawet do Porto Guaira.Na ramionach nieÅ›liÅ›my wyÅ‚adowa-ne torby, a w rÄ™ku ciężkie, ostre fakony.OtoczyÅ‚a nas ponura, wilgotna, parna dżungla pod-zwrotnikowa.PierwszÄ… noc spÄ™dziliÅ›my nad jakimÅ› strumyczkiem rozpaliwszy duże ognisko.NoctÄ™tniÅ‚a życiem.W krzakach krążyÅ‚y setki Å›wietlików, w pobliskim bagnie pojÄ™kiwaÅ‚y ponurożaby i ćwierkaÅ‚y cykady.Nocny ptak Å‚kaÅ‚ gÅ‚osem pÅ‚aczÄ…cego dziecka, na sÄ…siednim drzewieulokowaÅ‚ siÄ™ puszczyk straszÄ…c nas swym szataÅ„skim Å›miechem, wtórowaÅ‚o mu hukanie wie-lkiego mrówkojada, który dÅ‚uższy czas krążyÅ‚ wokół ogniska zdziwiony widocznie nie zna-nym mu widokiem.Wreszcie po wielu kluczeniach, gubieniu Å›cieżek i wyrÄ…bywaniu nowych, nieoczekiwa-nie natknÄ™liÅ›my siÄ™ na obozowisko Indian z plemienia Chocreni.Nad strumykiem, na niewielkiej polanie ujrzeliÅ›my parÄ™ nÄ™dznych szaÅ‚asów zbudowa-nych z trzciny, paproci i liÅ›ci palmowych.PoÅ›rodku tliÅ‚o ognisko, przy którym przykucnÄ…Å‚ napiÄ™tach jakiÅ› nagus.Gdy podeszliÅ›my bliżej, Å‚ypnÄ…Å‚ na nas oczami spod rozwichrzonej czupryny.ByÅ‚ tostary, zasuszony jak Å›liwka Indianin o pomarszczonej twarzy i czarnych, przetykanych nitka-mi siwizny wÅ‚osach. Bom dia compadre pozdrowiliÅ›my go kucajÄ…c obok.Stary coÅ› odmruknÄ…Å‚ i trwaÅ‚ w milczeniu gmerajÄ…c dużym palcem nogi w popiele.Byli-Å›my przekonani, że caÅ‚a ludność obozu siedzi w krzakach i obserwuje nasze zachowanie. %7Å‚eby tylko kto nie spróbowaÅ‚ wypuÅ›cić w nas strzaÅ‚y pomyÅ›laÅ‚em kurczÄ…c siÄ™ inieufnie spoglÄ…dajÄ…c w zaroÅ›la.MichaÅ‚ próbowaÅ‚ rozruszać starego zagadujÄ…c, ale dopiero gdy poczÄ™stowaÅ‚ go papiero-sem skrÄ™conym w liÅ›ciu kukurydzy i sam zapaliÅ‚, stary rozkrochmaliÅ‚ siÄ™.ZagulgotaÅ‚ cośłamanÄ… portugalszczyznÄ… i wreszcie przyÅ‚ożywszy dÅ‚onie do ust huknÄ…Å‚ parÄ™ razy.Na ten sygnaÅ‚ z krzaków wylazÅ‚o paru mężczyzn z Å‚ukami w rÄ™ku, a za nimi gromadkakobiet z dziećmi.Wkrótce byliÅ›my otoczeni gromadÄ… golasów, nie tyle groznie ile z cieka-woÅ›ciÄ… nas oglÄ…dajÄ…cych.Jeden z nich, krÄ™py, muskularny drab, przysiadÅ‚ obok i dotknÄ…wszy każdego z nas lekkow ramiÄ™, oÅ›wiadczyÅ‚ w Å‚amanej portugalszczyznie, że jest kacykiem tego toldo i nazywa siÄ™Boruma.PoklepaliÅ›my go po ramieniu i MichaÅ‚ wrÄ™czyÅ‚ mu uroczyÅ›cie dÅ‚ugi nóż w rogowejoprawie.Indianinowi bÅ‚ysnęły oczy, lecz twarz pozostaÅ‚a nieruchoma i pozornie obojÄ™tna.Roz-gadaÅ‚ siÄ™ jednak i pozbyÅ‚ dotychczasowej sztywnoÅ›ci.Gdy wreszcie udaÅ‚o nam siÄ™ wytÅ‚uma-czyć, że przychodzimy bez żadnych zÅ‚ych intencji, nastÄ…piÅ‚o odprężenie i atmosfera staÅ‚a siÄ™niemal przyjacielska.Pozostali Indianie, przeważnie mÅ‚odzi chÅ‚opcy, odÅ‚ożyli za siebie Å‚uki isiedli na piÄ™tach wokół ogniska.MichaÅ‚ wydobyÅ‚ z sakwy cuia do picia herva-mate, a Boruma przyniósÅ‚ suszonÄ… herva ipo chwili piliÅ›my gorzki napój podajÄ…c sobie kolejno cuia, którÄ… każdy z gÅ‚oÅ›nym siorbaniemwysÄ…czaÅ‚.Kobiety staÅ‚y z daleka obserwujÄ…c nas w milczeniu.Gdy wieczorem ukÅ‚adaliÅ›my siÄ™ w naprÄ™dce skleconym szaÅ‚asie MichaÅ‚ zauważyÅ‚: Wiesz co, te Bugry (popularna nazwa Indian), muszÄ… coÅ› wiedzieć o tych ruinach.SÄ…przecież potomkami tamtych, a włóczÄ…c siÄ™ ciÄ…gle po puszczy musieli natknąć siÄ™ na ruiny. Możliwe.Zapytamy o to jutro odpowiedziaÅ‚em, bo sen mi kleiÅ‚ oczy.Nazajutrz dÅ‚ugo wyjaÅ›nialiÅ›my Borumie cel naszej wÄ™drówki, który nie bardzo mógÅ‚sobie uzmysÅ‚owić.Gdy jednak przyniosÅ‚em parÄ™ pÅ‚askich kamieni ze strumyka i zbudowaÅ‚emcoÅ› na ksztaÅ‚t domu, tÅ‚umaczÄ…c mu, że takie budowle sÄ… gdzieÅ› w puszczy, zrozumiaÅ‚.KiwnÄ…Å‚potakujÄ…co gÅ‚owÄ… i oÅ›wiadczyÅ‚, że widziaÅ‚ je, sÄ… dość daleko, ale gotów nas zaprowadzić.Jako czÅ‚owiek praktyczny dodaÅ‚ zaraz, że pragnÄ…Å‚by otrzymać parÄ™ potrzebnych mu przed-miotów, miÄ™dzy innymi wskazaÅ‚ na siekierÄ™.PrzyrzekliÅ›my mu solennie, że otrzyma jÄ… poodszukaniu ruin, gdyż teraz siekiera może jeszcze być nam potrzebna.Nazajutrz Boruma, dobrawszy jeszcze jednego mÅ‚odzieÅ„ca do pomocy, uzbrojony wbojowy Å‚uk i fakon ruszyÅ‚ w dżunglÄ™ torujÄ…c drogÄ™.Odziani w ledwie trzymajÄ…ce siÄ™ na bio-drach opaski posuwali siÄ™ zwinni i piÄ™kni jak leÅ›ne bożki, a za nimi podążaliÅ›my my obydwaj,ciężcy, obÅ‚adowani sprzÄ™tem, groteskowi i Å›miesznie niezdarni.WÄ™drowaliÅ›my tak przez parÄ™ dni, przedzierajÄ…c siÄ™ przez zaroÅ›la, przez nikogo nieuczÄ™szczane Å›cieżki, tnÄ…c gÄ™stwinÄ™ traw i trzcin, zalani potem, ciÄ™ci przez chmury moskitów imaleÅ„kich muszek z zazdroÅ›ciÄ… patrzÄ…c na Indian, dla których byÅ‚a to przyjemna, beztroskawycieczka.Teren stawaÅ‚ siÄ™ coraz trudniejszy, bardziej górzysty.Czasami natrafialiÅ›my na rozlegÅ‚ebagna i trzÄ™sawiska.RzekÄ™ Piquiri przeszliÅ›my w bród dziÄ™ki od dawna panujÄ…cej suszy.Teraz należaÅ‚o odszukać wskazane na planie ruiny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]