[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale chłopiec nie chciał o tymsłyszeć, mówiąc, że pilno mu ujrzeć znowu swoich przyjaciół, obaj zatem wyruszyli w drogę.Była już północ, Smike ledwie powłóczył obolałymi nogami, u celu więc znalezli się dopierow niespełna godzinę przed świtem.Słysząc ich głosy, Nicholas, który przez całą bezsenną noc głowił się, jak odnalezćwychowanka, zerwał się z łóżka i uradowany otworzył przybyszom drzwi.Głośna rozmowa,przeplatana okrzykami radości i oburzenia, wnet zbudziła resztę rodziny i Smike zostałserdecznie powitany nie tylko przez Kate, ale i przez samą panią Nickleby.Dama owaprzyrzekła mu na przyszłość swe szczególne względy i łaski, a ponadto była na tyle uprzejma,że dla rozrywki zarówno Smike'a, jak i całego grona zebranych przytoczyła niezwykleinteresującą opowieść zaczerpniętą z jakiejś książki (której tytułu nigdy nie znała) adotyczącej cudownej ucieczki (nie pamięta tylko, w jaki sposób ucieczka ta się odbyła)pewnego oficera (którego nazwisko zapomniała) z więzienia (nie wie, co prawda, z jakiego),gdzie oficer ów był więziony za zbrodnię (ale nie może sobie przypomnieć, za jaką).W pierwszej chwili Nicholas był skłonny podejrzewać stryja o udział w zuchwałym zamachuna wolność Smike'a omal nie uwieńczonym powodzeniem.Po dłuższym jednakzastanowieniu doszedł do wniosku, że cała zasługa przypada panu Squeersowi.Postanowiłzatem, iż jeśli to będzie możliwe, dowie się od Johna Browdie, jak to wszystko naprawdęwyglądało.Z tym postanowieniem poszedł do codziennej pracy, snując po drodze rozliczneplany zemsty nad pedagogiem z Yorkshire.Opierały się one wyłącznie na zasadachsprawiedliwej odpłaty, a miały tylko jedną wadę tę mianowicie, że były zupełnieniewykonalne. Aadny ranek, panie Linkinwater! powiedział młody biuralista wchodząc do kantoru. Aha! odparł Tim. A oni mi tu opowiadająo wsi! Co pan powie o tym dniu, o londyńskim dniu, hę? %7łe za miastem jest jeszcze piękniejszy rzekł Nicholas. Jeszcze piękniejszy! powtórzył jak echo Tim Linkinwater. Szkoda, że nie widział gopan z okna mojej sypialni. A pan z okna mojej rzucił Nicholas z uśmiechem. No, no! odrzekł stary buchalter. Co też pan opowiada? Wieś! (Dla Tima Bow byłogłuchą wsią.) Nonsens.A cóż takiego ma pan na wsi prócz świeżych jaj i kwiatów? Zwieżejaja mogę sobie kupować co dzień przed śniadaniem w halach przy Leadenhall.Jeśli zaśmowa o kwiatach, to warto skoczyć na górę, żeby powąchać moją rezedę albo zobaczyćpodwójny gozdzik w oknie facjatki od podwórka, tutaj pod numerem szóstym. Czy W podwórku pod numerem szóstym naprawdę rośnie podwójny gozdzik? zapytałNicholas. Tak, rośnie odparł Tim i to w nadtłuczonym dzbanku bez dziobka.A zeszłej wiosnykwitły tam hiacynty.kwitły w.ale pan oczywiście będzie się z tego śmiał. Z czego? %7łe kwitły w starych butelkach po szuwaksie rzekł Tim. Na pewno nie będę się śmiał odparł Nicholas.Przez chwilę Tim spoglądał bacznie namłodzieńca,jak gdyby ton jego odpowiedzi stanowił zachętę do dalszych zwierzeń na poruszony temat, apotem zatknął za uchem pióro, które właśnie przyciął, zatrzasnął głośno scyzoryk ipowiedział: Należą one do chorowitego, garbatego chłopca i, panie Nickleby, stanowią, zdaję się,jedyną radość w jego smutnym życiu.Ile to lat temu mówił powoli zobaczyłem go poraz pierwszy? Był wtedy zupełnym dzieckiem i z trudem chodził o maleńkich kulach.Hm,hm.niewiele.Czas ten wydaje się niczym, kiedy wspominam inne sprawy, lecz kiedymyślę o nim, wydaje się długim, bardzo długim okresem.To smutna rzecz ciągnął Timpoddając się wzruszeniu patrzeć na takiego małego kalekę, gdy siedzi z dala od innychruchliwych, wesołych dzieci i przygląda się ich zabawom, w których sam nie może wziąćudziału.Często ściskało mi się serce na ten widok. Dobre to serce powiedział Nicholas które potrafi oderwać się od codziennych sprawi zatroszczyć o takie rzeczy.Ale pan zaczął coś mówić. Mówiłem tylko, że kwiaty należą do tego chorego chłopca podjął Tim. Kiedy jestpogoda i biedak może zwlec się z łóżka, przyciąga krzesło do okna; siedząc tam ogląda swojekwiaty i przez cały dzień coś przy nich robi.Z początku wymienialiśmy tylko ukłony, alepózniej doszło do rozmowy.Niegdyś, gdy rano wołałem na niego i pytałem, jak się czuje,biedak odpowiadał uśmiechem i mówił: Lepiej".Teraz wszakże potrząsa tylko głową i niżejnachyla się nad ulubionymi roślinami.Jak to musi być nudno oglądać przez tyle miesięcyjedynie szczyty domów i płynące nad nimi obłoki.Ale on jest cierpliwy, bardzo cierpliwy.Czy w tym domu nie ma nikogo, kto by mógł go czymś zająć lub jakoś mu pomóc? zapytał młodzieniec. Mieszka tam jego ojciec, jak sądzę odrzekł Tirn. A także inni ludzie.Ale nikt, zdajesię nie dba o biednego słabowitego kalekę.Nieraz pytałem go, czy nie mógłbym coś dlańuczynić? Odpowiadał zawsze tak samo: Nic".Ostatnio głos mu już nie dopisuje, ale jawidzę, że odpowiada wciąż to samo.Nie może już opuszczać łóżka, które ustawiona mu przysamym oknie.Leży tak cały długi dzień, patrząc to na niebo, to na swoje kwiaty, które wciążjeszcze przycina i podlewa własnymi chudymi rękami.Wieczorem, gdy zobaczy u mnieświecę, rozsuwa zasłony i pozostawia je tak, dopóki nie położę się do łóżka.Moją obecnośćw pokoju uważa widać za towarzystwo, a więc siaduję nieraz w oknie przez godzinę i dłużej,by mu pokazać, że wciąż jeszcze nie śpię.Czasami wstaję w nocy i patrząc na blade, smutneświatło w jego izdebce zastanawiam się, czy usnął, czy też czuwa.Nadejdzie wkrótce noc ciągnął po chwili kiedy zaśnie i nie zbudzi się już na tej ziemi.Nigdy nie uścisnęliśmy sobie dłoni, a przecie brak mi go będzie niby starego przyjaciela.Jaksię panu zdaje, czy jakieś wiejskie kwiaty mogą mnie bardziej zainteresować? A może panprzypuszcza, że uschnięcie setek gatunków najwspanialszych kwiatów, jakie kiedykolwiekrosły, ochrzczonych najtrudniejszymi łacińskimi nazwami, jakie tylko człowiek możewymyślić, sprawiłoby mi choć znikomą cząstkę tego bólu, który odczuję, gdy wyrzucą naśmietnik jego stare dzbanki i butle? Wieś! zawołał Tim z przesadną pogardą. Czy niewiadomo panu, że nigdzie, poza Londynem, nie będę miał takiego podwórka przed oknemsypialni?Z tymi słowy odwrócił się od Nicholasa i udając, że jest pochłonięty swymi rachunkami,skorzystał ze sposobności, by ukradkiem obetrzeć oczy, kiedy, jak mu się zdawało,młodzieniec patrzył w inną stronę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]