[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie był to wprawdzie protest, jednak w głosie Yeshegozabrzmiał ton sprzeciwu, który zaskoczył Shana, a jego samego być mo\e jeszczebardziej.Wydawało się, \e Li tego nie zauwa\ył.Pomachał pocztówką jak flagą.- Tak, ale zobaczcie, jaka jest stara.Była nielegalna, kiedy ją zrobiono.Takwłaśnie konstruujemy sprawy, towarzyszu.- Wrzucił pocztówkę do kolejnejpodsuniętej przez asystenta torebki.Shan podszedł do okna na drugim końcu pokoju i przeciągnął palcami powarstwie pokrywającego je brudu.Na zewnątrz zobaczył ich zaparkowane przedbudynkiem pojazdy.Ktoś palił papierosa z sier\antem Fengiem.Wytarł szybę doczysta.Obok Fenga stał porucznik Chang.Shan odruchowo cofnął się o krok,następując na coś.Był to jeden z butów.Podniósł go i przesunął palcem po obrze\ucholewki.But był z taniego tworzywa sztucznego, cały pokryty kurzem.Nowy,prawdopodobnie nigdy nie noszony, a mimo to zakurzony.Odszukał drugi but.Byłnie od pary.Tak jak pierwszy, wyglądał na nie noszony i tak jak tamten, był na lewąnogę.Shan wrócił do ruin łó\ka i rozejrzał się.Nie znalazł innych butów.- I to był człowiek, którego Urząd Bezpieczeństwa uznał za wiarygodnego.-Li podniósł posą\ek buddy.- Mały grubas nie jest nielegalny - zauwa\ył lodowato Tan.Li rzucił mu protekcjonalne spojrzenie.- Towarzyszu pułkowniku, macie niewielkie doświadczenie w rozpatrywaniuspraw kryminalnych.- Podkreślił swą uwagę uśmiechem satysfakcji, po czymwyciągnął rękę i spuścił posą\ek do nadstawionego przez asystenta woreczka.Przed gara\em zebrał się mały tłumek.Gdy Tan ukazał się w drzwiach, gapierozbiegli się jak przera\one zwierzęta, znikając w głębi uliczki.Pozostało tylko jakieśdziecko, drobne, trzy- lub czteroletnie, opatulone czarnym, przewiązanym sznurkiemkaftanem z sierści jaka.Dziecko, nie wiadomo, chłopiec czy dziewczynka,przyglądało się pułkownikowi z niezwykłym zaciekawieniem.- Muszę odnalezć Baltiego - powiedział Shan do Tana.- Je\eli zniknął, towłaśnie z powodu tego, co się stało tamtej nocy.- Słyszeliście, co powiedział Li.Do tej pory jest ju\ prawdopodobnie wSichuanie.- Widzieliście jego ubrania na górze.Cała jego garderoba była w tym pudle.Nie spakował jej.Nie planował ucieczki.Poza tym, jak daleko, waszym zdaniem,człowiek, który mieszkał na tym strychu, zdołałby uciec bez papierów podró\nych, zato nielegalnie zdobytym rządowym samochodem?- No więc sprzedał samochód.- Tan zrobił krok w stronę dziecka.- To tylko jedna z mo\liwości.Mógł być wspólnikiem zbrodni.Albo mógłzostać zabity.A mo\e uciekł w panice i teraz się ukrywa.Dziecko spojrzało na Tana i roześmiało się.- Ze strachu przed twoim demonem.- Albo ze strachu przed zemstą.Zemstą kogoś, kogo rozpoznał tamtej nocy.Tan zamyślił się, rozwa\ając sugestię Shana.- Tak czy inaczej, nie ma go.Có\ mo\na zrobić?- Mogę porozmawiać z sąsiadami.Zmiem przypuszczać, \e on mieszkał tu oddawna.Miał jakichś sąsiadów.- Sąsiadów? - Tan rozejrzał się po stosach pustych beczek po oleju, stertachzłomu i walących się budach, które otaczały gara\.- Mieszkają tu jacyś ludzie - stwierdził Shan.- Zwietnie.Przesłuchajmy ich.Chcę zobaczyć swojego inspektora przy pracy.Ktoś zawołał coś z głębi uliczki.Dziecko nie zareagowało.Tan wyciągnął ku niemu rękę.Nagle jak spod ziemi pojawiło się trzechmę\czyzn, barczystych pasterzy, groznie dzier\ących przed sobą drągi.W mgnieniuoka Feng i kierowca Tana znalezli się u boku pułkownika, sięgając po broń.Pomiędzy nich, krzycząc z przera\enia, wbiegła niska, krępa kobieta.Pochwyciła dziecko i wrzasnęła na mę\czyzn, którzy wycofali się wolno.Twarz Tana stwardniała.Zapalił papierosa i milcząc, wpatrywał się w uliczkę.- W porządku.Zajmijcie się tym.Ja jeszcze raz wyślę patrole pod SzponPołudniowy.Sprawdzimy w pierwszej kolejności wyjaśnienie najbardziejprawdopodobne.Poszukamy jego ciała.Podnó\e urwiska zostało ju\ przetrząśnięte,kiedy szukano głowy.Ale ciało kierowcy mo\e być wszędzie.Choćby na dnieSmoczej Gardzieli.Po odejściu Tana Shan kazał Fengowi przestawić terenówkę w cień gara\u, poczym usiadł z Yeshem na zardzewiałych beczkach na podwórzu warsztatu.- Czy to ty powiedziałeś Li, \e się tu wybieram? - zapytał go, gdy okolicazaczęła powoli powracać do \ycia.- Ktoś to zrobił.Tak samo jak z domem Jao.- Mówiłem ci ju\.Jeśli pytają, jak mogę odmówić ludziom z MinisterstwaSprawiedliwości?- A pytali?Yeshe nie odpowiedział.- Na kamieniu w jaskini Sungpo, pod którym znaleziono portfel Jao, byłznacznik.Ktoś umieścił go tam, \eby ekipa, która przyszła zaaresztować Sungpo,mogła go znalezć.Yeshe zachmurzył się.- Dlaczego mi o tym mówisz?- Dlatego, \e musisz zdecydować, kim chcesz być.Mnisi reagują na więzieniena wiele sposobów.Niektórzy zawsze będą mnichami.Inni zawsze będą więzniami.Yeshe odwrócił się z gorzkim spojrzeniem.- Więc mówisz, \e jeśli odpowiadam na pytania ludzi z MinisterstwaSprawiedliwości, jestem bezbo\nikiem.- Wcale nie.Mówię tylko, \e czyny ludzi niezdecydowanych mają wpływ naich przekonania.Pogódz się z tym, \e zawsze będziesz więzniem Zhonga i jemupodobnych, albo zdecyduj, \e nie zgadzasz się na to.Yeshe wstał i cisnął kamykiem o ścianę.Odszedł na krok od Shana.W uliczce pojawiła się stara kobieta.Spojrzała na nich złym okiem, po czymrozło\yła na skraju jezdni koc i zaczęła na nim ustawiać stosiki pudełek zapałek,pałeczek do jedzenia i cukierków, które stanowiły jej jedyny towar.Z fałdów sukniwydobyła wymiętą fotografię, przyło\yła ją do czoła, po czym postawiła przed sobąna kocu.Było to zdjęcie dalajlamy.Trzej chłopcy zaczęli dla zabawy rzucaćkamykami do starej opony.W mieszkaniu naprzeciwko otworzyło się okno iwysunęła się z niego bambusowa \erdz, z której, niczym rząd flag modlitewnych,zwisało pranie.Shan przyglądał się temu wszystkiemu przez pięć minut, po czym wybrał zestraganu rolkę dropsów, zapłatę pozostawiając Yeshemu.- Przepraszam, \e zawracam wam głowę - odezwał się do kobiety.- Człowiek,który mieszkał tutaj, zniknął.- Szalony chłopak - zagdakała.- Znacie Baltiego?- Idz po modlitwę, mówiłam mu.Pamiętaj, kim jesteś, mówiłam.- Potrzebował modlitwy? - zapytał Shan.- Powiedz mu - zwróciła się do Yeshego.- Powiedz mu, \e tylko martwi niepotrzebują modlitw.Z wyjątkiem mojego zmarłego mę\a - westchnęła.- Byłinformatorem.Pomódl się za niego.Jest teraz szczurem.Karmię go ziarnem, kiedyprzychodzi w nocy.Stary głupiec.Jeden z pasterzy, wcią\ jeszcze z kijem w dłoni, zbli\ył się do niej i mruknąłcoś pod nosem.- Siedz cicho, ty! - prychnęła wdowa.- Kiedy będziesz tak bogaty, \e nikt znas nie będzie musiał pracować, wtedy mo\esz mi dyktować, z kim mam rozmawiać.Wyjęła pięć zawiniętych w bibułkę papierosów i rozło\yła je na kocu, poczym przyjrzała się uwa\nie Yeshemu.- Czy to ty?- Ja? - zapytał niezręcznie Yeshe.- Zostawiłam modlitwę w świątyni.Aby przepędzić diabły.Ktoś przyjdzie.Tomo\liwe.W dawnych czasach byli kapłani, którzy to potrafili.Jednym dzwiękiem.Je\eli wydasz jęk, który dotrze do innego świata, mo\esz naprawić wszystko.Yeshe spojrzał na kobietę z zakłopotaniem.- Dlaczego sądzisz, \e to mógłbym być ja?- Dlatego, \e przyszedłeś.Jesteś jedynym wiernym, który się tu zjawił.Yeshe obejrzał się niespokojnie na Shana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]