[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.wtedy sprawdzę, czy tam.” — przekonywała się, starała zmusić do decyzji, ale bezskutecznie.Nie mogła ruszyć się z miejsca.Jeszcze skóra cierpła na niej na wspomnienie tamtego krzyku.Coś w pobliskich ruinach zazgrzytało jak żwir pod podkutymi butami idącego człowieka.Ten ludzki odgłos przywrócił Nince zdolność ruchu.Zawróciła i zaczęła uciekać.Biegła na palcach, aby sprawić jak najmniej hałasu.Zdawało się jej, że ktoś ją goni, ale nie odwracała się.W przerażonym mózgu kołatały się strzępy jakichś modlitw i wezwania do matki.Bez tchu dobiegła do mostu.— Hej, panienko, szybciej, za kwadrans zamykamy most! — zawołał na nią wartownik.— Taka młoda, a po nocy się włóczy, tfu!Przez ciche, opustoszałe i zaciemnione ulice Pragi szła spokojniej.Strach pozostał za nią, ale trwoga o Wojtka przydusiła ją teraz z podwójną siłą.Chwilami pocieszała się myślą, że może wyminęła się w drodze z Wojtkiem, że on pewnie czeka w domu i dziwi się, że ona zamiast wkuwać fizykę, goni gdzieś po kominkach.Ale w głębi serca czuła, że się łudzi.Matka przywitała ją wymówkami.Ninka nie odezwała się ani słówkiem, pocałowała matkę zimnymi wargami w rękę i położyła się na tapczan.Matka coś tam jeszcze mruczała gniewnie, potem podreptała do kuchni, przyniosła kubek gorącej herbaty, kawałek chleba z marmoladą.Udawała, że śpi, ale matka poruszyła ją za ramię.— Jedz.Pewno myślisz, że mam za mało zgryzoty, więc chcesz mnie dobić.Wojtek nie wrócił.Ładny bierzesz z niego przykład.Zmusiła się do wypicia herbaty.Kiedy się matka odwróciła, schowała chleb pod poduszkę.Matka spojrzała na pusty talerzyk, zgasiła naftową lampkę i położyła się, wzdychając, do łóżka.Ninka całą noc nasłuchiwała zgrzytu klucza w zamku.Ale Wojtek nie wrócił.„Właściwie należało jej odmówić — rozmyślał Wojtek idąc spiesznie na spotkanie z Ryśkiem — też miała pomysł! Ale gdybym nie poszedł, to pewno sama by się wybrała, to uparta sztuka, dobrze ją znam.A na mnie to by później i spojrzeć nie chciała.I tak źle, i tak niedobrze.Gdzie diabeł nie może, tam posyła Niwińskiego, aby mi dokuczył.Właśnie trzeba sprawę Niwińskiego postawić na najbliższym zebraniu klasy.On demoralizuje całą tę paczkę, która się przy nim skupiła.Rysiek początkowo był porządnym chłopakiem, a odkąd się pokumał z tym łobuzem, zmienił się nie do poznania.Klnie, pali, raz nawet czuć było od niego wódkę.”Wojtek splunął z obrzydzeniem.Trzeba mimo wszystko naradzić się z kilkoma innymi chłopakami, co robić.Mówić o tym na zebraniu klasowym to znaczy mówić w obecności wychowawczyni, pani Marii.Tamci okrzykną go jako skarżypytę, do reszty obrzydzą pobyt w„budzie”.Kto wie, czy od wakacji nie trzeba będzie szukać innej szkoły, jeśli w tej pozostanie Niwiński.Odejść, dać mu wolne pole do popisu? Do wciągania porządnych chłopców na złą drogę?„Co mnie do tego, niech się ZWM martwi.Wprawdzie złożyłem deklarację, ale jeszcze mnie nie przyjęli.Im się nie spieszy, a ja mam się tak wyrywać zawsze pierwszy? Nie mam to innych zmartwień? Nadstawiać karku za wszystkich?”Zawstydził się sam przed sobą egoistycznych myśli.„Co na to powiedziałaby pani Maria? To taka mądra nauczycielka i taka dzielna kobieta, przyjaciel młodzieży.Już się zorientowała, że w klasie dzieje się coś niedobrego, widać to po jej pytaniach, po jej zachowaniu.Czy, milcząc nadal, zdradzam ją, czy klasę?Niwiński nie jest moim kolegą, tylko wrogiem, i wrogiem całej klasy, jeśli całą klasę chce odciągnąć od nauki.A z wrogami należy walczyć — zdecydował Wojtek twardo — i trzeba szukać mądrych sprzymierzeńców.A pani Maria będzie najlepszym sprzymierzeń-cem.”To postanowienie przyniosło ulgę.Właściwie niepotrzebnie tak się przejmuje tymi sprawami.Czuje się zmęczony, wyczerpany.Pewno wszystkiemu winno to zadanie geometry-czne, którego nie rozwiązał.Miał nad nim posiedzieć cały wieczór, a tu Ninka wyskoczyła z fizyką.I jutro pójdzie do szkoły z nie odrobioną lekcją.„Jak to przecięcie graniastosłupa powinno wyglądać? Ta złamana latarnia ma kształt zbliżony do graniastosłupa.Jeśli przeprowa-dzić tak te linie przecięcia.” Wojtek przystanął, palcem nakreślił przypuszczalną linię na słupie, potem wyciągnął ołówek.Potrzebny jeszcze kawałek czystej kartki.Coś w kieszeni zaszeleściło.Aha, to ten plan sytuacyjny, gdzie ma spotkać Ryśka.Na odwrocie naszkicowałpomysł rozwiązania.Zgadza się! Rozwiązał!„Może i dobrze, że poszedłem na spacer.Byłem tak zmęczony, że nie mogłem wpaść na żaden koncept.A to takie proste.” Rozradowany pogwizdując przeskakiwał wyrwy w asfalcie i kałuże błota po niedawnym deszczu.Z budki, skleconej z desek i resztek ocalałego muru po wypalonej i zburzonej kamienicy, wyszła kobieta z pustym wiadrem.Ciekawe, gdzie ona chodzi po wodę, czy aż do Wisły? Dach tej najuboższej, jaką sobie można wyobrazić, chatki był zrobiony z desek przykrytych kawałkami papy przyciśniętej cegłami.„Co za szczęście, że ja mam taki dobry dach nad głową.I nic mnie nie kosztuje.Tyle że przyniosę dla pani Miłobędzkiej z piwnicy węgiel i wodę, a sam przecie z tego korzystam.Gdybym musiał mieszkać w takim oto domku!”Odwrócił się i spojrzał jeszcze raz na mijaną budkę.Wybiegło z niej dwoje dzieci i usiadło wśród gruzów.Kobieta z wiadrem gdzieś zniknęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl