[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta cisza nie zwiastowała nic dobrego.Ruta, zmęczona narkozą, po którejpowinna jednak wypocząć, bo dawała przecież sen, łączyła w całość skrawki tego dnia ipowoli docierały do niej obrazy, które nigdy nie powinny się pojawić.Upadek, twardość schodów i podłogi, jakieś głosy, pogotowie, wezwane, jak sięokazało, litościwie przez męża Serafiny.Tak.Wychylił się zza drzwi, z krzyżówką w rękach,Ruta pamięta te czarno-białe kratki na kartkach niewielkiego formatu, trzymane razem zołówkiem w jednej dłoni, bo opadły potem na ziemię, osierocone przez wstrząśniętegowidokiem właściciela.A potem ta karetka, lekarze, Ruta chciała, by powiadomili Marka; wtelefonie był jego numer pod pierwszym przyciskiem.Odebrał, powiedzieli, żeby przyjechał,że jadą do szpitala.Zjawił się zdyszany, załamany, blady na twarzy, a ona nie miała wtedy sił,żeby mu opowiedzieć, co się stało, dopiero potem.Lekarz, pielęgniarki, jakieś odgłosy z sali, strzykawki i ona, przepełniona tylko lękiemo Dziecko, z przeczuciami, że oto następuje z nim pożegnanie.Narkoza na chwilę tylkoznieczuliła te myśli, które wkrótce pojawiły się na nowo.A potem to zdanie, że to był chłopiec.Mógł mieć ciemne włosy, brązowe oczy,wpatrzone ciekawie w świat i ludzi, w mamę, tatę, mógł mieć kolorowe spodenki,samochodziki na resorach, ulubioną bajkę w telewizji, książeczkę pełną marzeń.Mógł.zaplatać jej na szyi wianek z dziecięcych rączek, w drobnych pocałunkach przekazując całąswoją radość ze świata i istnienia.Mógł.pobiec za uciekającym ślimakiem, sprawdzić, czyżubr ma miękki jak poduszka nos, bać się małych szczeniaków, bo są tak samo nieokiełznanejak małe dzieci.Mógł.kiedyś, nie teraz, bo oto jego życie, zanim się rozpoczęło, zostałoprzecięte i jego drobne paluszki już nie urosną, a jego fasolkowaty kształt już nigdy się niewyprostuje narodzinami.Nie pochowała go w ziemi, jego grób jest tylko symboliczny, zapala jednak zniczswojemu synkowi, którego w myślach nazwała Eugeniuszem, i patrzy, jak ogień chybocze sięlekko obok ognia przyniesionego dla mamy.Policja, zeznania, proces sądowy, bo to było pobicie, nie ukrywała już tego, alenajbardziej bolesne skutki i tak musiała dzwigać ona.Serafina dostała wyrok w zawieszeniu,Ruta nie pamiętała już nawet jaki, bo to wszystko przetoczyło się przez jej życie jak walecdrogowy.Marek trwał przy niej, wspierał i doradzał, przeszli razem ten najtrudniejszy czas i ten wyrok lekarzy - nie będzie miała już dzieci.Te słowa odarły ją z wszelkich złudzeń, z kobiecych marzeń o ruchach motyla podsercem, o tym lekkim pukaniu, którym dziecko nawiązuje pierwszy kontakt ze światem.Nicjuż nie było ważne - ani wyrok sądu, ani kara, jaką jej sprawczyni miała ponieść za koszmar,który zgotowała rodzinie Ruty.W konsekwencji i tak największą karę poniosła ofiara, czyliRuta, która z każdym dniem coraz bardziej zapadała się w sobie, a codzienne czynnościwykonywała automatycznie, bez jakiegokolwiek emocjonalnego zaangażowania.Jak zranionykurczak, oddaliła się od Marka, i schowana przed nim, postanowiła samodzielnie, bez niczyjejpomocy oprzeć się okrucieństwem losu i stanąć na nogi.Marek nie potrafił się w tymodnalezć - jego relacje z Rutą znacznie ostygły, straciły tak potrzebny w relacjach kobiety zmężczyzną koloryt.Być może męczyły go również jakieś wyrzuty sumienia, że coś zaniedbał,czemuś na czas nie przeciwdziałał.Dokuczała mu samotność i dziwna bezcelowość, którawdarła się w jego codzienność.Nie chciał za wszystko winić Ruty, bo wiele w ostatnimczasie przeszła, ale.nie potrafił również zdobyć się na surowy rozrachunek z własnymiułomnościami.Co sprawiło, że wreszcie poddał się, a poddanie to przypieczętowałwyprowadzką z mieszkania Ruty, z tego ponurego domu pod lasem, w którym dane mu byłospędzić również wiele wspaniałych chwil? To odejście po raz kolejny było dla Ruty dowodemna prawdziwość słów Fridy, zamkniętych w zakurzonych zapiskach.Nikt, kto tu mieszka, niebędzie szczęśliwy.Ruta nie rozumiała, dlaczego jej mężczyzna, tak zwyczajnie, bezwyraznego dla niej powodu, pewnego dnia po prostu odszedł.Analizowała każdy ich wspólnydzień, każdą rozmowę, jednak nie potrafiła znalezć żadnego sensownego wytłumaczenia.Podejrzewała, że postanowił wrócić do swojego poprzedniego życia, uznając, że taką rolęprzeznaczyła mu opatrzność, Bóg.Ruta, mimo że kochała miłością prawdziwą, nie poczuła wsobie nawet krzty sił, by próbować zatrzymać go przy sobie.Tak po cichu, trochę bezsensownie i niewytłumaczalnie, zakończył się ich związek.Związek, który przetrwał tyle prób czasu, nagle, z jakiegoś nieznanego jej powodu złamał sięjak sucha trawa, z kruchym pęknięciem na pożółkłym kolanku.I wtedy, w przypływie silnej samotności, gdy uświadomiła sobie, że nie da radyfunkcjonować w tej rzeczywistości, myśl o sprzedaży części domu powróciła do Ruty kolejnyraz.Czuła, że musi to zrobić, że tylko w ten sposób może naprawdę zmienić swoje życie.Jednak jeszcze dwa lata żyła tam, samotna i pogrążona we własnych myślach.Wybrałasamotność zupełnie świadomie, w przekonaniu, że jest ona jedynym słusznym w tej sytuacjirozwiązaniem.Każdy dzień godził ją z tym wszystkim, co spotkało ją w ostatnim czasie.Niespotykała się z nikim, w jej codzienności były tylko dom i praca, w wolnych chwilach książki i jakieś filmy oglądane na komputerze.Wzajemne kontakty z Serafiną nie istniały już wżadnej formie: ani grzecznościowego dzień dobry, ani głośnych wyzwisk na schodach.Sąsiadka całkiem ucichła, być może wpływ na to miał wyrok, jaki otrzymała, a może poprostu zaczęła dotykać ją starość? Wciąż była jednak twarda i harda, co Ruta zauważała,łowiąc czasem znienacka jej złowrogie spojrzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl